Ford Sierra - tylnonapędowa legenda
Swego czasu marzenie wielu Polaków. Przestronne, pojemne, dobrze wyposażone, dynamiczne i zapewniające bardzo wysoki komfort podróżowania auto bardzo często przywędrowywało zza zachodniej granicy do Polski, by tu dokończyć żywota. Jednak, jak twierdzili sami właściciele, Ford Sierra, bo o nim mowa, to samochód nie dla każdego kierowcy.
Tylny napęd, zero układów wspomagających kierowcę i nerwowa charakterystyka układu jezdnego sprawiały, że prowadzenie auta z lekkim tyłem na śliskiej nawierzchni bardzo często okazywało się niezapomnianym przeżyciem.
Obecnie legendarnych Fordów na ulicach już się niemal nie widuje. Z rzadka przed oczyma przemknie mocno zdezelowana i pordzewiała Sierra, która powierzchownością i stanem technicznym zdradza, iż lata świetności ma już dawno za sobą.
Historia jednego z najbardziej utytułowanych (sportowo) Fordów w historii rozpoczęła się w 1982 roku. Wówczas oczom świata pokazano Sierrę w wersji hatchback (berline). Niedługo później na rynku pojawiły się wersje sedan i dość siermiężne, aczkolwiek bardzo pakowne kombi. Żadna z wersji w dzisiejszych czasach nie zaskakuje stylistyką, jednak blisko 30 lat temu, w czasach świetności, Sierra uchodziła za jedno z najbardziej atrakcyjnych aut na rynku.
Lifting przeprowadzony w 1987 roku dość znacznie unowocześnił i zmienił postrzeganie auta. Przemodelowany pas przedni, pozbawiony archaicznie wyglądających żeber pomiędzy reflektorami i nieco lepsze materiały wykończeniowe sprawiły, że auto przeżywało drugą młodość.
Zaokrąglone kształty, potężne przednie reflektory, długa i niczym nie zmącona maska – wszystko to w połączeniu z równie obłą tylną częścią nadwozia i ozdobnymi listwami biegnącymi wzdłuż całej długości auta sprawiało, że auto mimowolnie wpadało w oko. Natomiast dzisiaj – no cóż, Sierra wygląda archaicznie, a wrażenie to pogłębia się jeszcze bardziej po kontakcie z wnętrzem auta.
Kanciasta i przestarzała deska rozdzielcza, mizerne, by nie powiedzieć beznadzieje materiały wykończeniowe, kiepściutkie wyposażenie oraz przeciętna ilość miejsca w środku sprawiają, że Sierra, mimo, że niemała gabarytowo, ulubieńcem rodziny raczej nie będzie. Dokładając do tego irytujące trzaski dochodzące niemal z każdego miejsca łączenia plastikowych elementów kokpitu oraz mocno „zmęczone” fotele auta, które przejechało kilkaset tysięcy kilometrów, otrzymujemy obraz auta, które przypadnie do gustu co najwyżej amatorom mocnych wrażeń. A tych, za sprawą napędu na tylną oś, Sierra zawsze dostarczała i na dobrą sprawę nadal może dostarczać.
To właśnie za sprawą tylnego napędu oraz pokaźnej mocy niektórych wersji silnikowych (np. Cossworth) Sierra uważana byłą za alternatywę w stosunku do konstrukcji spod znaku BMW lub Mercedesa.
Jednak jak się okazało tylny napęd to nie wszystko – z klasycznym i zapewniającym w teorii mnóstwo frajdy z jazdy układem napędowym niestety nie współgrało zawieszenie – nazbyt miękkie i niedostosowane do charakteru auta. Sierra podczas szybko pokonywanych zakrętów, za sprawą lekkiego tyłu, wykazywała wyraźną tendencję do nadsterowności, która w zimowych warunkach ujawniała się bardzo często bez uprzedniego ostrzeżenia. Brak jakichkolwiek układów wspomagających kierowcę sprawiał, że w sytuacji kryzysowej kierowca mógł liczyć tylko i wyłącznie na własne umiejętności.
Obecnie, między innymi za sprawą leciwej już konstrukcji i wyraźnie „driftowego” charakteru auta, Sierr na ulicach już się niemal nie spotyka. Znalezienie zadbanego egzemplarza graniczy niemal z cudem, a jak już takowy się trafi, to cena potrafi skutecznie odstraszyć (odmiana Cossworth nawet kilkadziesiąt tysięcy PLN).
Sierra w świadomości wielu, w tym Polaków, zajmuje szczególne miejsce. To właśnie w tym aucie 20 lutego 1993 roku podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego zginął jeden z najwybitniejszych kierowców rajdowych nie tylko Polski, ale i świata (zestawienie FIA z 1993 roku), Marian Bublewicz.