Czerwona gorączka - Ferrari Testarossa
Pamiętacie serial "Policjanci z Miami"? Grający w nim główną rolę Don Johnson jeździł po słonecznej Florydzie pewnym białym bolidem. Choć dziś pękamy ze śmiechu na sam widok tego filmu, występujące w nim Ferrari Testarossa nadal uosabia wiele motoryzacyjnych ideałów.
Lata osiemdziesiąte były dziwnym okresem w wyznaczaniu trendów. Kiczem pachniało niemal wszystko, począwszy od mody, kończąc na muzyce. Wystarczy wspomnieć, że ucieleśnieniem męskości byli choćby tacy panowie, jak Don Johnson wyróżniający się... podwiniętymi rękawami marynarki. Również sporo samochodów z tamtych czasów nie wytrzymało próby czasu. Inaczej było z Testarossą, która jeszcze przez kolejne lata byłem niedoścignionym wzorem dla samochodów w swojej klasie. Tym większym zdziwieniem skwitowano decyzję pana Johnsona, który kilka lat temu najzwyczajniej w świecie sprzedał swoje kultowe Ferrari. – Nie mam czasu na zajmowanie się tym samochodem – aktor jedynie wzruszył ramionami.
Pierwsza była wyścigówka
Testarossa, którą znamy i podziwiamy to nie pierwszy model Ferrari nazwany tym imieniem. Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wyczynowa Testarossa znakomicie radziła sobie na wyścigowym torze, trzykrotnie wygrywając mistrzostwa World Sports Car Championship. Powstało zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy tego samochodu. Dziś każdy jest niemal na wagę złota.
Jakby w przeciwieństwie do swojego pierwowzoru, drugie wcielenie Testarossy nie posiadało żadnego wyścigowego rodowodu. Zamiast tego, auto zwracało na siebie uwagę niepowtarzalną sylwetką i stylem, o którym inni mogli tylko pomarzyć. „Ten pojazd po prostu zwalał z nóg, nie można było przejść koło niego obojętnie. Najlepsze, że właśnie takie było jego zadanie – pisał o Testarossie brytyjski magazyn „Autocar”. – To bodaj jeden z najwspanialszych modeli całej dekady - pełen wdzięku, a przy tym piekielnie mocny i szybki. Patrząc na jego kształty wydaje nam się, że nie można było zaprojektować go lepiej.”
Zapanowała „czerwona gorączka”
Początkowo samochód ten miał nazywać się Testa Rossa, jednak szefowie Ferrari uznali, że dwuczłonowe imię nie wygląda za dobrze i powrócili do jego tradycyjnej pisowni. Zaprojektowaniem karoserii zajęli specjaliści z włoskiej Pininfariny. Był rok 1982. Charakterystycznym elementem sylwetki były dwie chłodnice umieszczone po bokach nadwozia. Dzięki ich specyficznemu połączeniu ze skrzynią biegów i centralnie umieszczonym silnikiem, auto otrzymało bardzo szeroki tył.
Tak wielkich wlotów nie miało wcześniej bodaj żadne inne „cywilne” auto na świecie. Styliści z Pininfariny sprytnie zamaskowali je oryginalnym użebrowaniem. Co ciekawe, podobny zabieg zastosowano w późniejszym modelach 348 i 512. Przed oddaniem do produkcji, Testarossa przeszła całe mnóstwo testów w tunelu aerodynamicznym. Konstruktorzy z Maranello pracowali przede wszystkim nad możliwie maksymalnym dociśnięciem auta do drogi, a także nad odpowiednim wyciszeniem wnętrza pojazdu. Ostateczny efekt ich prac gotowy był we wrześniu 1984 roku. Niedługo po pierwszej prezentacji modelu, na całym świecie zapanowała „czerwona gorączka”, jak określano ogromną popularność pięknych Ferrari.
Spełnione marzenie o supersamochodzie
– Kontrowersyjne nadwozie? Fakt, sporo dyskusji towarzyszyło bocznym „żaluzjom”, ale jak pokazały testy, zastosowanie tego rozwiązania było koniecznością — tłumaczył jeden z konstruktorów Pininfariny. – Tak naprawdę i tak nie miało to większego znaczenia, bowiem Testarossa szybko okazała się autem, które wywarło największy wpływ na motoryzację w latach osiemdziesiątych.
Podobnie jak w przypadku innych modeli Ferrari, cechą rozpoznawczą Testarossy był dwunastocylindrowy silnik bokser odziedziczony z modelu Berlinetta Boxer. Jednostka miała pięć litrów pojemności i 390 KM mocy. Auto znakomicie sprawdzało się zarówno na zatłoczonych ulicach Nowego Jorku, jak i przestronnych niemieckich autostradach. Do prędkości 100 km/h rozpędzało się w niecałe pięć sekund. Niewiele więcej potrzebowało do osiągnięcia maksymalnych 290 km/h. Jeśli dodamy do tego opisywany wcześniej, niepowtarzalny styl oraz w pełni komfortowe, urządzone ze smakiem wnętrze, to marzenie o supersamochodzie rzeczywiście zaczyna się spełniać.
Kurs nauki jazdy Testarossą
Przez osiem lat produkcji sprzedano prawie dziesięć tysięcy egzemplarzy Testarossy. Większość z nich trafiła na nagrzane słońcem drogi południowych Włoch, Francji i Kalifornii, na których można spotkać je do dziś. W 1992 roku signore Enzo przygotował następcę Testarossy – model 512 M. Cyfry w jego nazwie określały pojemność silnika (5 litrów) oraz liczbę cylindrów (12). Litera „M” pochodzi natomiast od włoskiego „modificata”. Charakterystyczne, podnoszone do góry reflektory zostały zastąpione stałymi przeszklonymi lampami. Auto dostało również nowy silnik, którego moc wzrosła do 440 KM!
Dziś Testarossa to legenda. Teoretycznie jazda nią to przyjemność zarezerwowana dla nielicznych... W niemieckiej Westfalii jest jednak miasteczko, w którym pan Hennig Swirski prowadzi znakomicie prosperującą szkołę nauki jazdy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kursanci uczą się podstaw prowadzenia samochodu siadając właśnie za kierownicą Testarossy. Przejażdżka bolidem z pięciolitrowym, blisko 400-konnym silnikiem to nie to samo, co nudne wycieczki w miasto na przykład Fiatem Punto. Co ciekawe, godzina kursu czerwonym Ferrari kosztuje dokładnie tyle, ile godzina w Volkswagenie Golfie. Nietrudno domyślić się, że klienci znacznie chętniej wybierają Testarossę...