Coś, w co możesz uwierzyć
Ten samochód ma być skrzyżowaniem Ferrari i Rolls’a – powiedział o powstającej Rivierze Bill Mitchell, główny stylista General Motors, koncernu, do którego należał Buick. Był rok 1958.
Wbrew wielu błędnym kategoryzacjom, Riviera nigdy nie była pełnoprawnym przedstawicielem słynnych „muscle cars”. Pomimo to, samochód ten przez lata wywierał ogromny wpływ na losy motoryzacji w Stanach Zjednoczonych. Słynny Buick był przykładem jednej z najlepszych w historii prób połączenia europejskiego stylu i amerykańskiego „performance”, czyli osiągów, w tak dużym pojeździe. Riviera zapracowała sobie na pozycję najbardziej prestiżowego coupe swojej marki. Całkiem zasłużenie znalazła się również w gronie największych osiągnięć amerykańskiego przemysłu samochodowego. Dziś Rivierę wymienia się wśród najefektowniejszych aut lat sześćdziesiątych.
Dwa debiuty
Jej historia jest dość pogmatwana. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od genialnego projektu Mitchella, którego wspomagał wówczas Ed Rollert, szef dywizji Buicka. W roku 1963, po ponad czterech latach prac projektowych i stylistycznych, Riviera, luksusowe coupe o wspaniałej sylwetce zadebiutowało na amerykańskim rynku. Słowo „debiut” jest jednak w tym wypadku nieco mylące, bowiem tym imieniem Buick nazywał swoje auta już w latach 1949-1958. Nie będzie jednak nic błędnego w stwierdzeniu, że w roku 1963 dzieje Riviery rozpoczęły się praktycznie od nowa.
Pierwsze modele z 1963 roku nazywano nieoficjalnie „4747”. Wyposażono je w siedmiolitrowy (!) silnik V8 o mocy... 340 KM! Do „setki” samochód rozpędzał się w osiem sekund. Z zewnątrz wyróżniał się agresywną sylwetką zwieńczoną nachylonym pod ujemnym kątem pasem przednim. Już w pierwszych dwóch latach produkcji, Riviera 4747 znalazła prawie 90 tysięcy nabywców.
Przed wejściem zdjąć buty!
Jeszcze większą popularnością cieszyła się nieco zmodernizowana wersja Buicka z roku 1965. Jej charakterystycznym elementem były przednie reflektory ukryte za automatycznie odsuwaną atrapą chłodnicy (podobne rozwiązanie stosowano wcześniej w modelu Silver Arrow) oraz masywne, chromowane, „amerykańskie” zderzaki. Na tle tak popularnych wówczas w USA „muscle cars” Riviera wyróżniała się komfortowym wnętrzem. Kierowca i pasażerowie tego auta mieli do dyspozycji między innymi: klimatyzację, skórzane, elektrycznie regulowane fotele, elektrycznie opuszczane szyby oraz wysokiej jakości sprzęt stereo.
Według fachowców, najbardziej ekskluzywną Rivierę wyprodukowano w roku 1970. Jeden z amerykańskich dziennikarzy pisał wtedy żartobliwie, że taki luksus w tak mocnym, sportowym wozie jest po prostu demoralizujący. „Mam wrażenie, że przed wejściem do tego samochodu powinno się zdejmować buty” - dodawał. Trzeba przyznać, że wiedział, o czym mówi. Oprócz komfortu (i wielkiej dawki chromu w elementach wykończenia), opisywana przez niego Riviera działała na wyobraźnię potężnym, 7,5-litrowym (!) silnikiem. Jak się niebawem okazało, był to jedynie przedsmak możliwości Buicka.
Klasyka z kontrowersyjną nutą
W 1971 roku na rynku zadebiutowała najsłynniejsza w historii wersja tego modelu, którą po latach uznano jedną z najbardziej niezwykłych prób stylistycznych w historii motoryzacji. Nadwozie Riviery, nazwanej „Boattail” (czyli „ogon łodzi”) przypominało kadłub odwróconej łodzi. To bez wątpienia jeden z najpiękniejszych krążowników szos, jakie kiedykolwiek jeździły po amerykańskich drogach. Auto wyróżniało się potężnymi rozmiarami - długością bliską 5,5 metra oraz dwumetrową szerokością. Kolos ten ważył dokładnie... 2270 kilogramów!
— Początkowo planowaliśmy zbudowanie nieco mniejszego samochodu. W tak dużych rozmiarach auto wyglądało nieco ekscentrycznie. Wtedy jednak pomyślałem: „gdyby Corvette miała rozmiary Cadillaca też by tak wyglądała!”. Nie zmienia to faktu, że prace nad tym modelem były najbardziej stresującymi i bolesnymi w całej mojej karierze. Bill [Mitchell, szef projektantów GM - przyp. aut.] chciał klasyki. Co chwilę jednak przychodził do mnie i prosił o dodanie czegoś kontrowersyjnego” - wspominał po latach John Houlihan, projektant Riviery „boattail”.
„R” znaczy niezdecydowany
Co ciekawe, dla ukazania gabarytów tego modelu, bardzo często porównywano go z równie ogromnym Cadillakiem Coupe de Ville z 1969 roku. Kolejną ciekawostką jest fakt, że przy legendarnym „de Ville” Riviera wygląda znacznie zgrabniej.
Choć konstruktorzy Buicka jeszcze przez kilka lat próbowali dowieść, że czas mechanicznych dinozaurów (czytaj wielkich samochodów) jeszcze nie minął, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych odchudzanie Riviery stało się faktem. Niestety, brutalne prawa rynku doprowadziły również do rezygnacji ze spektakularnego designu karoserii. Między innymi właśnie dlatego kolejne Riviery, tak często porównywane do swoich poprzedników traciły sporo ze swej oryginalności i czaru. Kilka późniejszych modeli ozdabiane charakterystycznym motywem z literą R stało się nawet świadectwem stylistycznego niezdecydowania.
Sposób na życie
Dzisiejsza Riviera to jeden z najbardziej ekskluzywnych amerykańskich samochodów. Auto nadal oferowane jest wyłącznie w wersji coupe. Nadal zaskakuje też swoimi rozmiarami - ponad pięć metrów długości, prawie dwa metry szerokości i 1,7-tonowa masa oraz osiągami, które zapewnia czterolitrowy silnik o mocy 210 KM. Choć model uchodzi za pojazd niekonwencjonalny i oryginalny, daleko mu do słynnego „boattail”.
W tęsknocie za właśnie taką stylistyką żyją miłośnicy Riviery, których w Stanach Zjednoczonych (a także m.in.: w Wielkiej Brytanii i Australii) są tysiące. Dla nich hasło „Buick Riviera” to sposób na życie. Motto przewodnie jednego z wielu klubów zrzeszających właścicieli tego auta brzmi: „Riviera - coś, w co możesz uwierzyć”.
Wszystkim niedowiarkom polecam zatem przyjrzenie się temu niezwykłemu modelowi...