Brzydka kaczucha
Zwykle zachwycamy się słynnymi samochodami. Podziwiamy je. Ubóstwiamy. Citroen 2CV przeszedł do historii z innego powodu. To najbrzydszy samochód świata.
Ojcem chrzestnym „brzydkiego kaczątka”, jak nazywano 2CV, był Pierre Boulanger, szef Citroena w latach trzydziestych. To właśnie on w połowie dekady zlecił swoim konstruktorom opracowanie projektu małego, popularnego i taniego auta. Miał powiedzieć: „Je veux quatre roues sous une parapluie”, czyli „chcę czterech kół pod parasolem”.
Jajecznica z 60 jaj
Innymi słowy, w samochodzie... miało znaleźć się miejsce dla czterech osób i 50 kilogramów bagażu. Boulanger tłumaczył: „Chciałbym, żeby cztery osoby mogły podróżować tym wozem w dobrych warunkach. Chciałbym, żeby mogły przewieźć ze sobą koszyk z sześćdziesięcioma jajkami i żeby podczas trochę szybszej jazdy, z jajek nie zrobiła się jajecznica.”
Pojazd miał być ekonomiczny i wygodny, konstrukcyjnie prosty, ale i oryginalny. Miał rozwijać prędkość 50 kilometrów na godzinę. Prace konstrukcyjne nad 2CV zakończyły się pod koniec 1938 roku. Już w maju roku 1939 gotowych było jego 250 prototypów. Samochód miał... jeden przedni reflektor, brakowało kierunkowskazów. Dach wykonano z brezentu, który zachodził aż na bagażnik. Funkcję foteli przejęła metalowa ławeczka, a zamiast rozrusznika, w aucie pod wlotem powietrza zamontowano na stałe korbę. Nadwozie auta miało czworo drzwi, zaś przy płaskiej przedniej szybie umieszczona została jedna wycieraczka uruchamiana ręcznie. Silnik „brzydkiego kaczątka” wyróżniał się pojemnością... 0,4 litra i mocą... 8 KM! Planowana od dłuższego czasu prezentacja małego Citroena nie odbyła się jednak z powodu wybuchu Drugiej Wojny Światowej.
Jazda w kapeluszu
Przed wkroczeniem Niemców do Paryża w czerwcu 1940 roku, francuscy konstruktorzy zniszczyli większość aut wraz z ich dokumentacją techniczną. Wszystko po to, by nie wpadły one w ręce nazistów. Ocalono tylko jeden prototyp. Francuzi ukryli go i potajemnie udoskonalali podczas okupacji. Wiedzieli, że po wojnie zapotrzebowanie na tanie samochody będzie ogromne.
Właśnie na bazie tego prototypu powstał późniejszy Citroen 2CV. Oba auta miały tę samą linię nadwozia, ten sam kształt okien i ten sam składany, płócienny dach. O ostatnim z charakterystycznych elementów tego samochodu krążyła nawet pewna legenda. Według niej, pomysłodawcą takiego rozwiązania był sam Boulanger. Dyrektor znany z wysokiego wzrostu chciał swobodnie siedzieć w swoim aucie nawet wtedy, gdy... miał na głowie ulubiony cylinder.
Podobno Boulanger rzeczywiście zażyczył sobie, by w 2CV można było bez problemów siedzieć nawet w wysokim kapeluszu, jednak wszystko wskazuje na to, że powodem, dla którego w aucie zamontowano dach z materiału były przede wszystkim względy oszczędnościowe. Dzięki niemu, cena samochodu sporo zyskała na atrakcyjności. Zwijany, płócienny dach pozwolił również pominąć kłopotliwe w produkcji seryjnej tłoczenie konstrukcji metalowej.
Najbrzydszy i najtańszy
Powojenna premiera „brzydkiego Citroena” odbyła się 7 października 1948, na 35. Paryskich Targach Motoryzacyjnych. To właśnie w stolicy Francji auto nazywane wcześniej „parasolem na kółkach” ochrzczono mianem „najbrzydszego samochodu świata”. Co bardziej powściągliwi nazywali ten model „brzydką kaczuchą”. Nikt nie zauważył, że udoskonalony 2CV miał już dwa reflektory, dwie wycieraczki przedniej szyby, kierunkowskazy, czteroprzekładniową skrzynię biegów i silnik mocniejszy „aż” o 1 KM! Rozpędzał się do zabójczej prędkości 70 km/h. Kosztował zaledwie 185 tysięcy franków, dzięki czemu był nie tylko najbrzydszym, ale i najtańszym samochodem świata.
Okazuje się przy tym, że 2CV jeszcze miał coś o czym jego konkurenci mogli tylko pomarzyć. Auto wyposażono w rewelacyjne, ultranowoczesne sprzężone zawieszenie. Koła umieszczone zostały na pojedynczych wahaczach wzdłużnych, a elementem sprzęgającym koło przednie i tylne był zespół poziomych sprężyn w obudowie cylindrycznej. Na czym polegało działanie tego systemu? Otóż, w przypadku najechania na przeszkodę (np. duży kamień) powiedzmy przedniego koła, ściśnięte sprężyny powodowały, że koło tylne usztywniało się podnosząc nadwozie na taką wysokość, na jakiej znalazło się koło przednie pokonujące wspomnianą przeszkodę.
Cztery miliony chętnych
Znacznie mniej pracy konstruktorzy Citroena włożyli w przygotowanie wnętrza pojazdu. Kompletnie zrezygnowano z tapicerki, zaś podobnie, jak w przypadku prototypu, fotele przypominały raczej ławki z oparciami. Na domiar złego, 2CV nie mógł pochwalić się zbyt dobrymi osiągami – rozpędzał się wolno, a i osiągane przez niego prędkości nie powalały na kolana. Pomimo wad, auto okazało się jednak wielkim przebojem rynkowym. Co prawda w pierwszym roku sprzedano go w skromnej liczbie 876 egzemplarzy, jednak już w 1954 z fabryki Citroena wyjechało aż 53 tysiące sztuk „brzydala”. W sumie do zakończenia produkcji w... 1990 (!) roku (najdłużej 2CV produkowano w Portugalii), „kaczucha” znalazła prawie cztery miliony nabywców.
W 1958 roku na rynku pojawiła się bodaj najsłynniejsza wersja 2CV, model Sahara z napędem na cztery koła. Auto wyróżniało się dwoma silnikami o pojemności 0,5 litra i mocy 18 KM oraz zapasowym kołem na masce. Co ciekawe, dziewięć lat później do salonów sprzedaży trafiła unowocześniona wersja Dyane, uważana z kolei za najbardziej luksusową w rodzinie Citroenów 2CV.
Gwiazda filmowa i jego następca
Niejednemu z nas „brzydkie kaczątko” Citroena kojarzy się z niezapomnianymi rolami w serii filmów o żandarmie z Saint Tropez. W jednym z nich, za kierownicą 2CV szalała zakonnica wioząca słynnego inspektora Ludovica Cruchota, granego przez Louisa de Funesa. Tym samym samochodem jeździł też gapowaty Jacques Clouseau w „Różowej panterze”. W „Czasie Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli do 2CV Wietnamczycy przymocowali karabin maszynowy. Ostrzeliwali nim amerykański śmigłowiec. Prawdopodobnie ostatnią filmową rolą brzydkiego Citroena był w 1981 roku występ w „Tylko dla twoich oczu” kolejnej części przygód agenta 007. Na fali popularności filmu, stworzono nawet limitowaną serię 2CV James Bond. Auto miało żółte nadwozie i duży napis „007”.
Dziś tradycje zapoczątkowane przez „brzydkie kaczątko” Citroena kontynuuje model C3. Doprawdy nietrudno było przewidzieć jego sukces rynkowy. Niedługo po premierze następcę 2CV nazwano bowiem „jajkiem na kółkach”. Nie dość, że brzydkie jest piękne, to jeszcze dobrze się sprzedaje...