Amerykański alfabet
Pół wieku temu pierwszy samochód z tej serii odmienił wizerunek Chryslera. Zanim na rynku pojawił się model C-300, auta tej marki musiały być bowiem na tyle wysokie, by kierowcy mogli prowadzić je nie zdejmując z głowy kapelusza. Jak na ironię, potem nie sposób było go nie zdejmować na sam widok kultowej „trzysetki”.
Brakowało tylko... gramofonu
Odpowiedzialny za zmianę stylistyki amerykańskiej marki był Virgil Exner. To on zaprojektował piękne nadwozie C-300. Podczas jego budowy, kilka elementów zapożyczono z innych aut Chryslera. Przód niemal w całości pochodził z modelu Imperial, środkowa część karoserii – z New Yorkera, zaś tył stworzono na bazie Windsora. Ostateczny efekt tego połączenia był znakomity, jednak nie był to jedyny atut tego samochodu. Pod jego maską zamontowano potężny 5,4-litrowy silnik HEMI, który mocą 300 koni mechanicznych bił na głowę wszystkich konkurentów na amerykańskim rynku. C-300 rozpędzał się do „setki" w dziewięć sekund, bez większych problemów osiągał prędkość 200 kilometrów na godzinę. Dodajmy, że to wszystko działo się w 1955 roku! Nic więc dziwnego, że kultowy Chrysler niemal natychmiast zaczął odnosić sukcesy wyścigowe – wygrał między innymi w Daytona Road Course i Flying Mile.
C-300 miał nie tylko doskonałe osiągi, oferował również kierowcy i pasażerom niespotykany komfort, choć jego nabywcy nie mieli do dyspozycji najbardziej niesamowitego luksusu w modelach Chryslera – pokładowego... gramofonu ze zmieniarką na czternaście dużych, analogowych płyt. Nawet bez tego, samochód kosztował jednak ponad cztery tysiące dolarów – znacznie więcej niż Cadillaki. Ponieważ niewielu było na niego stać, C-300 nazywano „bolidem bankierów". Przez ponad rok sprzedano ich prawie 1800 egzemplarzy.
„Letter Cars", czyli „samochody literowe"
W roku 1956 zastąpił go drugi w rodzinie trzech setek model 300B. Co ciekawe, jego poprzednika nazwano C-300 dopiero po latach. Gdy wchodził na rynek, był po prostu Chryslerem 300. Obecnie rzadko mówi się o nim 300A, z racji zapoczątkowania słynnej serii amerykańskiej marki zwanej „Letter Cars" (czyli samochody literowe, od kolejnych liter alfabetu pojawiających się przy liczbie 300). Jej kontynuator, model „B" otrzymał solidnie wzmocniony silnik o pojemności 3,5 litra i mocy 340 KM. Auto było dostępne w jeszcze mocniejszej wersji – z jednostką 355-konną! 300B bez problemów powtórzył osiągnięcia na torze. Niestety, sukcesy te nie przekładają się na sprzedaż, która maleje do niewiele ponad 1100 sztuk w ciągu roku.
Projektanci Chryslera postanowili radykalnie zmienić oblicze „trzysetki". Trzecia generacja (rok 1957) słynnej serii przeszła do historii nie tylko z powodu zupełnie nowej stylistyki. 300C był również pierwszym przedstawicielem swojego rodu dostępnym również w wersji convertible, a także pierwszym, którego sprzedaż przekroczyła dwa tysiące egzemplarzy (w sumie blisko 2300 sprzedanych samochodów). Charakterystycznymi cechami „C" były wielkie ogony z tyłu pojazdu oraz potężny chromowany przedni zderzak i grill. Potężniejszy był też silnik – nowy V8 HEMI o pojemności czterech litrów i mocy 375, a opcjonalnie nawet 390 KM.
Wóz z „Crime Story"
Jego następca nie cieszył się już tak dużą popularnością, choć jego silnik w wersji podstawowej dysponował mocą 380 KM (390 KM w mocniejszej opcji). W ramach ciekawostki dodajmy, że był to ostatni przedstawiciel serii „Three Hundred" napędzany jednostką HEMI. W modelu „E" przedstawionym w roku 1959 montowano już jednostkę V8 Golden Lion. 300D przeszedł również do historii jako wóz porucznika Mike’a Torello w słynnym serialu „Crime Story".
Słaba sprzedaż modeli „D" i „E" przyspieszyła decyzję Chryslera dotyczącą zmiany stylistyki serii 300. Kolejna generacja („F" z roku 1960), oprócz nowej sylwetki wyróżniała się najmocniejszą w historii „trzech setek" silnikiem (pojemność 6,7 litra, moc 400 KM) oraz wyrafinowanym wnętrzem. Przednie fotele obracały się w stronę wsiadających (!), środkowa konsola biegła przez całą długość kabiny, zegary sprawiały wrażenie zawieszonych w próżni, radioodbiornik posiadał funkcję automatycznego znajdowania stacji, a antena wysuwała się elektrycznie.
Męski „H" dla Marylin Monroe
Wyniki rynkowe modelu „F" nie były jednak zgodne z oczekiwaniami szefów Chryslera. Dlatego po zaledwie roku „trzysetka" przeszła kolejną rewolucję stylistyczną. Praktycznie jedynym elementem nadwozia, jaki pozostał po poprzedniej generacji były potężne tylne skrzydła. Model „G" był również ostatnim z serii, który zaprojektował legendarny Virgil Exner. W połowie lat sześćdziesiątych obowiązki przejął po nim Elwood Engle, autor na przykład kanciastych kreacji modelu Imperial. Jeśli chodzi o wygląd nadwozia, 300G porównywano do Lincolnów z końca lat pięćdziesiątych. Czy to ujma, czy komplement, niech każdy osądzi sam.
Odejście Exnera oznaczało również początki końca serii 300. Od 1962 roku Chrysler znacznie poszerzył ofertę „Three Hundred", w której model „literowy" (w tym przypadku „H") był modelem topowym. Pozostałe auta oznaczone liczbą 300 różniły się od niego przede wszystkim mocą silnika oraz jakością wykończenia. Model „H" reklamowano nośnym hasłem „Rzadki okaz samochodu dla rzadkiego okazu mężczyzny". Męskim wozem zainteresowała się również pewna słynna kobieta – Marylin Monroe, która w swoim garażu miała kilka egzemplarzy kultowego Chryslera. Ciekawa kampania promocyjna nie przełożyła się jednak poprawienie sprzedaży. Choć szefowie amerykańskiej marki podkreślali, że 300H nie jest autem dla mas, zaledwie 570 sprzedanych sztuk tego modelu w roku 1962 było dużym rozczarowaniem.
Koniec i wskrzeszenie legendy
Co ciekawe, następcą „H" nie był model „I". Ze względów czysto graficznych Chrysler przeskoczył od razu do literki „J". Spadające zainteresowanie klientów serią 300 skłoniło Amerykanów do podjęcia decyzji o obniżeniu cen „Letter Cars". Model „K" kosztował o ponad tysiąc dolarów mniej od „J". Efekt? Prawie cztery tysiące sprzedanych samochodów. Nie uchroniło to jednak „literowej linii" przed odejściem do lamusa. Ostatnim jej przedstawicielem był model „L" z 1965 roku.
Dwadzieścia cztery lata później Chrysler wskrzesił swą legendarną serię modelem 300M. Napęd na przednie koła i krótka maska (tzw. cab forward) tego samochodu nie wszystkim przypadły do gustu, choć „M" został wybrany samochodem roku magazynu „Motor Trend" (1999 rok). Znacznie bliższy klasycznej wizji amerykańskiej limuzyny jest przedstawiony niecałe dwa lata temu model 300C. Masywna sylwetka, napęd na tylną oś i wskrzeszony silnik HEMI – dzięki temu nowy „C" nawiązuje do kultowych „Letter Cars" nie tylko dzięki nazwie.