Amerykanin urodzony w Turynie
Był rok 1987, kiedy do walki w klasie luksusowych roadsterów włączył się Cadillac. Samochód amerykańskiej marki miał podbić segment opanowany przez Mercedesa 560 SL. Auto nazwano „latającym Cadillakiem prosto z Włoch”, bo w fazie produkcji krążyło ono pomiędzy USA i Italią.
Spełnienie marzeń Pininfariny
Podobno idealny sportowy wóz musi mieć w sobie coś włoskiego. Jeśli do tego dodamy amerykański polot, fantazję i swoistą bezkompromisowość, ostateczny efekt powinien być niemal doskonały. Panowie z Cadillaka wiedzieli, co robią, zapraszając do współpracy Sergio Pininfarinę, jednego z najsłynniejszych projektantów świata. Zadaniem mistrza ze słonecznej Italii było przeszczepienie kilku włoskich cech na amerykańskim gruncie. I choć sam ponoć nie przepadał za Cadillakami (wiele z nich uważał je za zbyt barokowe), zlecenie Zza Oceanu przyjął z dużą przyjemnością. Potem tłumaczył nawet, że współpraca z legendarną amerykańską marką była dla niego... spełnieniem jednego z największych marzeń.
Pininfarina, ojciec większości słynnych modeli Ferrari, współpracujący między innymi z Alfą Romeo, Lancią i Rolls Roycem, stworzył Cadillaka, jakiego Ameryka nie widziała – delikatnego i eleganckiego, a przy tym smukłego i dynamicznego zarazem. Sukcesem włoskiego stylisty była również znakomita aerodynamika zaprojektowanego przez niego auta. Współczynnik oporu powietrza Allante wynosił 0,34 i był to jeden z najlepszych wyników w tej klasie samochodów. John O. Grettenberger, generalny menedżer Cadillaka żartował, że „dzięki takiej konstrukcji, kierowcy pięknego coupe będą mogli prowadzić normalną rozmowę z pasażerem nawet gdy dach będzie rozłożony”.
Najdłuższa linia produkcyjna na świecie
W połowie lat osiemdziesiątych na rynku dwudrzwiowych, luksusowych europejskich wozów dominował Mercedes ze swoim SL, a także Jaguar, producent słynnego XJ. Szefom Cadillaka marzyło się dołączenie do tej dwójki. Plan był dość misterny i skomplikowany – nadwozie i wnętrze samochodu było wytwarzanie w Turynie i San Giorgio we Włoszech. Gotowe partie Allante ładowano na specjalnie przygotowane do tego celu Boeingi 747, które zabierały je prosto do Detroit. Dzięki odpowiedniemu systemowi załadunku, każdy z nich mógł zabrać ze sobą 56 karoserii Cadillaka. Taki sposób transportu miał ograniczyć wysokie koszty produkowanego samochodu, co udało się tylko połowicznie. Ale o tym za chwilę.
Niecodzienne rozwiązanie amerykańskich i włoskich konstruktorów nazwano „powietrznym mostem”. Inżynierowie Cadillaka ochrzcili je... „najdłuższą linią produkcyjną na świecie”. Pomimo największych starań, transporty przez Atlantyk odbiły się na cenie tego samochodu. Piękne coupe amerykańskiej marki kosztowało niecałe 60 tysięcy dolarów, więcej od wszystkich innych aut Caddy. Dla porównania niewiele droższy jest dziś następca Allante, model XLR. Dodajmy, że ostatni etap montażu odbywał się w Detroit, a po nim każdy model z osobna przechodził indywidualne testy, które polegały między innymi na przejechaniu 25 mil w różnych warunkach. Wszystko po to, by wykryć ewentualne usterki.
Nic nie dzieje się przez przypadek
Jakby wspomnianych wcześniej rozrzutności było mało, nadwozie Allante wykonano z niemieckiej stali i stopu aluminiowego sprowadzanego specjalnie do tego celu ze Szwajcarii. Model był jednym z nielicznych amerykańskich samochodów, w których zastosowano napęd na przednie koła (oba zawieszenia były niezależne). Dwudrzwiowego Caddilaka napędzał ośmiocylindrowy silnik o pojemności 4,1 litra i mocy 170 rozpędzał Allante do grubo ponad 200 km/h. „Setkę” auto osiągało w niewiele ponad dziewięć sekund.
Długo oczekiwana premiera wspaniałego coupe odbyła się wiosną 1987 roku. Pierwszy w historii dwumiejscowy Cadillac, zaprojektowany ponadto przez Włocha wzbudził sporą sensację na rynku. Na uwagę zwracała oczywiście piękna, smukła sylwetka Allante. Mistrz Pininfarina mógł poczuć się dumny. „Ten samochód został zaprojektowany tak, by nic w nim nie działo się przez przypadek. W naszym aucie nie ma miejsca na przypadek. Dopracowaliśmy każdy szczegół Allante. Zwróciliśmy uwagę nawet na najmniejsze detale, na które każdy kierowca będzie patrzył ze smakiem” – podkreślali szefowie Cadillaka.
Wyszukany, urządzony ze smakiem
Jak przystało na Cadillaka, również w środku, Allante robił bardzo dobre wrażenie. Klienci mogli przebierać w kilku rodzajach skór. Co ciekawe, model oferował też w wyposażeniu telefon komórkowy (rok 1987!). Magazyn „Car and Driver” nazwał ten samochód, „wyszukanym oraz urządzonym z wyczuciem i smakiem”. Nawet początki sprzedaży Allante były dość obiecujące – w niecały rok sprzedano go w liczbie ponad trzy i pół tysiąca egzemplarzy. Potem zainteresowanie nim delikatnie spadło, na co amerykańska marka natychmiast zareagowała wprowadzeniem do oferty nowego silnika.
Jednostka miała 4,5 litra pojemności i moc okrągłych 200 KM (8,3 sekundy do „setki”). Mimo, że cena Allante znów była wyższa, liczba sprzedanych egzemplarzy wzrosła do 3300. Co ciekawe, szczyt popularności auto osiągnęło na sam koniec swojej kariery. W roku 1993, ostatnim, w którym produkowano piękne coupe, sprzedano blisko pięć tysięcy sztuk Allante. Gwoli ścisłości, były one wtedy najdroższe w swojej historii (60 tysięcy dolarów bez kilku centów). W sumie, przez sześć lat, do końca produkcji w roku 1993 wyprodukowano prawie 22 tysiące egzemplarzy efektownego Cadillaka.
Bo szukali oszczędności
Model zasłynął między innymi udziałem w takich filmach, jak „Zabójcza broń 3”, „Sprzedawca Cadillaków” (świetny Robin Williams), „Na granicy ryzyka” oraz „Tango i Cash” z iście niezapomnianymi kreacjami Sylwestra Stallone i Kurta Russela.
Produkcja Allante została wstrzymana, bo... szefowie amerykańskiej marki szukali oszczędności. Choć w kolejnych latach nadal powstawały prototypy tego samochodu, żaden z nich nie trafił na taśmę montażową. Dopiero dwa lata temu przedstawiono jego następcę, model XLR. Allante ostatecznie przeszedł więc do historii jako najbardziej udane wspólne dzieło amerykańskiej i włoskiej motoryzacji.