35 lat szybkiego kamrata - Chevrolet Camaro
Słoneczny poniedziałek w Nowym Jorku. Dochodzi trzynasta. Do znanego studia tatuażu wchodzi młody mężczyzna i prosi o wytatuowanie na ramieniu... Chevroleta Camaro. Pod spodem zamawia napis: "Kocham cię. Dan".
Choć to dość osobliwy sposób manifestowania swoich motoryzacyjnych upodobań, świadczy o niesłabnącym uwielbieniu dla tego samochodu. Wszak jeszcze kilka lat temu młodzi Amerykanie pytani o auto swoich marzeń jednym tchem wymieniali: Corvette, Mustanga i Camaro. Nie inaczej jest na Starym Kontynencie, gdzie sportowe wozy Zza Oceanu to towar pożądany, bo efektowny, egzotyczny i do tego kompletnie niesztampowy.
Tylko nie krewetki!
Tak na dobrą sprawę, nie byłoby Camaro, gdyby nie... Ford Mustang. Dwa lata po spektakularnym sukcesie „galopującego rumaka” szefowie General Motors postanowili włączyć się do gry na rynku tak zwanych „pony cars”, wozów mniejszych i lżejszych od „muscle cars”, a przy tym za bardzo nie odstających od „mięśniaków” pod względem mocy i dużej dawki agresywnego, sportowego charakteru. Owo wejście do gry było tak udane, że do dziś Camaro wspomina się jako auto, które wyznaczyło standardy w klasie „kucyków”.
Ciekawa historia związana jest z genezą imieniem tego samochodu. Otóż początkowo miał on nosić nazwę „comrade” pochodzącą od francuskiego „camarade”, co oznaczało po prostu kamrata. Sprawa skomplikowała się, gdy jeden z językoznawców wynajętych przez Chevroleta odkrył, że „comrade” to... gatunek krewetki poławianej u wybrzeży Hiszpanii. Szefowie General Motors jednogłośnie stwierdzili, że nie byłoby dobrze, gdyby konkurent Mustanga był kojarzony z krewetką. Na szczęście, Chevrolet miał w zanadrzu rozwiązanie awaryjne. „Camaro” brzmiało lepiej od „comrade”, a do tego nie przywodziło na myśl żadnych niepożądanych konotacji.
Zegary jak w myśliwcu
Debiut tego modelu datuje się na 29 września 1966 roku. Kilka miesięcy później samochód trafił do salonów sprzedaży. Jego konstrukcja została oparta na przedstawionym dopiero rok później Chevrolecie Nova. Jednym z głównych atutów Camaro była niezwykle szeroka gama (ponad 120 wersji) opcji wyposażenia i rodzajów silnika, co dawała mu przewagę nad konkurencyjnym Mustangiem. Najmniejsza jednostka napędowa, którą montowano w Chevy’m miała... pojemność 3,8 litra i moc 150 KM. Dla ambitnych panowie z GM przygotowali wersję z potężnym, 6,5-litrowym silnikiem o zawrotnej mocy 375 KM. Auto było również dostępne w wersji kabrio.
W przeciwieństwie do wielu innych, surowych samochodów w tej klasie, Camaro oferowało takie luksusowe dodatki, jak: pełna klimatyzacja, elektrycznie sterowane szyby boczne i dach, tempomat, wspomaganie hamulców i kierownicy, podwójne tłumiki o wyjątkowym brzmieniu oraz wskaźniki na desce rozdzielczej, dzięki którym kierowca mógł poczuć się jak pilot myśliwca.
Wyścigowy bój z Mustangiem
Cena pierwszych modeli Camaro oscylowała wokół 2,5 tysięcy dolarów. Już w pierwszym roku samochód ten znalazł prawie 230 tysięcy nabywców. Rok później wynik ten został poprawiony o kolejne 10 tysięcy. Jego popularność dodatkowo wzrosła, gdy w 1969 roku Camaro pojechało jako „pace car” w legendarnym wyścigu Indianapolis 500. Chevrolet postanowił wykorzystać to jako chwyt marketingowy i jeszcze w tym samym roku wypuścił na rynek limitowaną serię replik nazwaną po prostu Camaro Pace Car. Jak się szybko okazało, interes zwietrzyli w tym również oszuści, którzy oferowali setki podróbek tej wersji Chevy.
Występ w roli „pace car” w Indianie nie był jedynym wyścigowym epizodem Camaro. Samochód ten znakomicie radził sobie w wyścigach GT Trophy oraz SCCA, w których podobnie, jak na rynku sprzedaży, toczył zażarte boje z Fordem Mustangiem. Do historii przeszły popisy takich kierowców, jak Vince Gimondo, Bob Mitchell Charlie Kemp, John Tremblay i Ray Kessler.
Amerykańskie Ferrari
Mimo przepowiedni o rychłym załamaniu się rynku „pony cars”, pod koniec 1970 roku, w blasku fleszy i reflektorów zadebiutowała zupełnie nowa, jeszcze bardziej efektowna ewolucja Camaro. Jej wprowadzeniu towarzyszyło sporo szumu, głównie ze względu na odmienioną stylistykę. Inspiracją dla projektantów Chevroleta były tym razem trendy europejskie. Model ten amerykańska prasa motoryzacyjna przyrównywała nawet do Ferrari. O ogromnej popularności tego samochodu świadczy, że wytrzymał on na rynku aż do 1982 (!) roku, przechodząc w międzyczasie jedynie kosmetyczne modyfikacje.
W 1977 roku doszło do historycznego przełomu w rywalizacji z Fordem. Camaro prezentujący się znacznie ciekawiej od nowej, drugiej wersji Mustanga po raz pierwszy w historii przebił go wynikach sprzedaży. Nie inaczej było rok później. W 1979 roku popularność Camaro sięgnęła zenitu. Z fabryki Chevroleta wyjechało wówczas prawie 350 tysięcy egzemplarzy „kamrata”. Wynik ten już nigdy nie został poprawiony.
Kariera dobiega końca
W przeciwieństwie do Mustanga, który z każdym kolejnym wcieleniem tracił wiele ze swojej niepowtarzalnej urody, Camaro trzymał fason nawet w trudnych dla tego typu samochodów latach osiemdziesiątych. Trzecia generacja modelu, choć zupełnie inna od swojej poprzedniczki, prezentowała się równie efektownie. W 1982 roku Camaro znów przewodziło wyścigowej stawce jako „pace car” w Indianapolis 500. Tym razem jednak Chevrolet pomny wcześniejszych doświadczeń z podróbkami, nie zdecydował się na produkcję limitowanej „cywilnej” serii tego auta.
Camaro zawsze było łakomym kąskiem dla złodziei. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, w sukurs właścicielom, w standardowym wyposażeniu samochodu znalazła się... klawiatura, w którą przed uruchomieniem silnika należało wprowadzić kod wejściowy. Nie uchroniło to jednak tego modelu przed zapowiadanym od dawna spadkiem zainteresowania. Czwarta i ostatnia ewolucja Camaro trafiła do salonów w 1993 roku. Choć auto było szybsze i równie mocne, jak na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, nie sprzedawało się nawet w połowie tak dobrze, jak za najlepszych czasów. Ostatni „kamrat” wyjechał z fabryki GM jesienią 2002 roku. 35-letnia kariera słynnego „kucyka” dobiegła końca.