Suzuki Intruder C 1500 T - neoklasyk z charakterem
Monstrualne rozmiary, mroczna kolorystyka, praktyczne dodatki i przyjemnie brzmiące V2, które najlepiej czuje się podczas dynamicznej jazdy. Oto japońska recepta na baggera.
Czym jest bagger? Definicja jak zwykle okazuje się mocno płynna. Można przyjąć, że to turystyczna mutacja cruisera z bocznymi kuframi oraz proporcjami, które eksponują przednie koło. Intruder C 1500 T zadebiutował w 2012 roku na salonie Intermot w Kolonii. Wypełnił lukę po nieoferowanym już Intruderze M 1500, a wpasował się między Intrudery C 800 i M 800, a flagowego M 1800. Zainteresowany zakupem cruisera ze stajni Suzuki nie może narzekać na ograniczone pole manewru.
Sprzęt występujący w nomenklaturze producenta także pod oznaczeniem VL 1500 BT może uchodzić za dalekiego krewnego Intrudera VL 1500 LC z lat 1997-2004. Zachowano charakterystyczną linię, pękate lagi przedniego zawieszenia i koncepcję zespołu napędowego z widlastą dwójką i wałem, po czym całość dopasowano do oczekiwań współczesnego rynku. W naprawdę udany sposób. Spoglądając na gęsto użebrowane cylindry można uwierzyć, że serce C 1500 T jest chłodzone powietrzem i olejem. W rzeczywistości mamy do czynienia z silnikiem okrytym płaszczem wodnym.
Dwa cylindry brzmią przyjemnie, bulgocząc na niskich oraz średnich obrotach. W miarę dokręcania do ogranicznika obrotów basy przechodzą w donośny warkot. Mimo dużej pojemności (1462 ccm) i kolosalnego momentu obrotowego (131 Nm przy 2600 obr./min) serce Intrudera nie przepada za niskimi obrotami. Niechęć do nich sygnalizuje wibracjami i szarpaniem. Im niższe obroty zafundujemy parze tłoków, tym nieprzyjemne zjawiska bardziej przybiorą na sile. Mniej więcej w połowie zakresu obrotów między biegiem jałowym i odcięciem zapłonu V2 łapie głęboki oddech, zmienia brzmienie i z przyspieszeniem wyraźnie odciążającym przednie zawieszenie Intruder wyrywa do przodu. Nim doliczymy do pięciu, wskazówka prędkościomierza mija pole opisane liczbą 100.
Suzuki określa prędkość maksymalną na 155 km/h. W rzeczywistości można pojechać znacznie szybciej, choć na dłuższą metę nie jest to przyjemne. Już po wjechaniu na autostradę odkryjemy, że na krawędzi szyby powstaje wiele głośnych zawirowań powietrza, inne strugi próbują „odklejać” kolana od zbiornika paliwa.
Najprzyjemniejsze okazują się podróże bocznymi drogami, które nie przypominają jednak dostojnego przemierzania kilometrów na ostatnim, piątym biegu. Jak wspomnieliśmy, silnik Intrudera lubi obroty, co przy długo zestopniowej skrzyni oznacza konieczność redukowania przed wyprzedzaniem innych pojazdów, zakrętami czy poważniejszymi wzniesieniami terenu. Poniżej 90 km/h wrzucanie „piątki” mija się z celem.
Podczas spokojnej jazdy drogami drugiej i trzeciej kategorii Intruder spala ok. 5 l/100km. Duża powierzchnia czołowa sprawia, że na drogach i ekspresowych wir w baku przybiera na sile, pochłaniając 7 l/100km. 18-litrowy bak oznacza, że stacje trzeba odwiedzać co 250-300 km.
Na szczycie zbiornika paliwa znalazł się zestaw wskaźników. Poza ogromnym prędkościomierzem mamy do dyspozycji kontrolki kierunkowskazów, biegu jałowego, świateł drogowych, temperatury silnika i ciśnienia oleju, jak również ciekłokrystaliczne wyświetlacze wybranego biegu, czasu, przebiegu (dziennego i całkowitego) oraz poziomu paliwa. Cyfrowy wskaźnik poziomu paliwa jest mało precyzyjny. Zdarza się, że jedno z pól gaśnie po dłuższym postoju czy podczas jazdy po nachylonej drodze, by kilka minut później ponownie rozbłysnąć.
Kształt kierownicy, położenie podestów i siodła zmusza do przyjęcia specyficznej pozycji – Intrudera prowadzi się w minimalnym pochyleniu, z szeroko rozstawionymi rękoma i nogami zgiętymi w kolanach pod kątem prostym. Podczas kilkusetkilometrowych podróży pozycja da się we znaki kręgosłupowi, który niemal w linii prostej odbiera wstrząsy, których zawieszenie nie było w stanie wytłumić.
Masywny, przyciężki wręcz Intruder z ogromną szybą czołową i bardzo szeroką kierownicą wygląda na swoje 363 kg masy własnej. W wielu motocyklach o liczbie kilogramów można zapomnieć tuż po ruszeniu. Wprawiony w ruch sprzęt staje się zwinny i chętnie łamie się do zakrętów. W Intruderze sprawy mają się inaczej. Parkingowe manewry wymagają skupienia. Sterowane linką sprzęgło działa ciężko, dźwignią skrzyni biegów należy operować zdecydowanie, V2 nie przepada za niskimi obrotami, a przechylające się na bok kilogramy potrafią zaskoczyć. Na szczęście siodło znajduje się 720 mm od asfaltu – w krytycznej sytuacji nawet osoba o przeciętnym wzroście będzie mogła podeprzeć się nogą.
O masie Intrudera można zapomnieć po przekroczeniu 50 km/h. Maszyna staje się łatwiejsza do kontrolowania, świetnie utrzymuje zadany kierunek i chętnie łamie się do zakrętów. Nisko położony środek ciężkości i szeroka kierownica ułatwiają przechodzenie z jednego złożenia w drugie, a o przytarcie wysoko osadzonym podestem na asfalt trzeba się naprawdę postarać.
Suzuki zamontowało przy przednim kole pojedynczą tarczę z dwutłoczkowym zaciskiem. Zarówno siła hamowania, jak i dozowalność układu odstają od potencjału silnika. ABS nie jest dostępny nawet za dopłatą. Jedynym pocieszeniem jest konieczność przyłożenia znaczniej siły do klamki hamulca – o przypadkowe zablokowanie koła będzie trudno. Warto wyrobić sobie nawyk korzystania z dwóch hamulców jednocześnie. W Intruderze wspomaganie się tylnym hamulcem przynosi naprawdę dobre efekty.
Fabrycznym wyposażeniem są podesty, rozbudowana szyba oraz boczne kufry. Suzuki z dumą podkreśla, że motocykl już w fabrycznym wydaniu nadaje się do turystycznych eskapad. Najmocniejszy punkt programu stanowią zintegrowane kufry. Fakt, nie mają rekordowej pojemności. Zostały jednak tak wyprofilowane, by nie ograniczać pasażerowi swobody ruchu oraz nie wystawać poza obrys motocykla – jeżeli w luce między samochodami mieszczą się lusterka, podesty i kierownica – przejadą także kufry. Co ważne, nie zmuszają do wożenia ze sobą pęku kluczy. Otwieramy je kluczykiem pasującym także do stacyjki.
Aktualnie Suzuki prowadzi wyprzedaż Intrudera C 1500 T z rocznika modelowego 2014. Z ceną 45 000 zł jest jedną z droższych propozycji w ofercie. Więcej trzeba przeznaczyć jedynie na litrowego GSX-Ra i Hayabusę. Mocniejszego i dynamiczniej stylizowanego Intrudera 1800 R uda się kupić za 43 000 zł. Polityka cenowa skutecznie eliminuje z grona nabywców Intrudera C 1500 T przypadkowych klientów. Decydujący się na zakup, doceniają prezencję maszyny i bezkompromisową charakterystykę zespołu napędowego.