Legenda spod znaku trzech skrzyżowanych kamertonów - test Yamaha YZF-R1
Jest ciepły letni dzień. Siadam, przekręcam kluczyk, naciskam guzik startera i po sekundzie 152 KM ryczą jakby sam szatan nadepnął sobie na ogon. Po chwili zmniejszam dawkę ssania, zakładam kask i jestem gotowy do jazdy. Wszelakie drogi trzymajcie mocno swój asfalt, nadciąga Yamaha YZF-R1!
Troszkę historii
Mamy rok 1998. Targi EICMA w Milanie były przełomowe. To na nich zaprezentowano supersport Yahamy o kodzie 08R. Stworzony aby zapierał dech w piersiach bez żadnych kompromisów. Dopracowana aerodynamika, nowa generacja sztywności ramy (Deltabox II), krótki rozstaw osi, silnik ważący zaledwie 65 kg, masa motocykla w stanie suchym 177 kg oraz moc 150 KM – to zapowiadało ekstremalne przeżycia. W kolejnych latach produkcji YZF-R1 ulegała modernizacjom.
- W 1999 roku zmieniono system zmiany biegów, oraz zmniejszono rezerwę zbiornika paliwa z 5 do 4 litrów.
- W 2000 roku zmianie uległo około 150 komponentów, zastosowano krótsze przełożenia w skrzyni biegów i zmniejszono wagę do 175 kg.
- 2001 rok - rama typu Deltabox III, nowy silnik oraz zmiany w wyglądzie zewnętrznym (m.in. zastosowano tylne światła typu LED).
- W 2004 roku przełom - stosunek mocy do masy 1:1 (180 KM), nowy wyświetlacz LED, oraz wydech poprowadzony pod „zadupkiem".
- 2005 r. - nowa rama wysokiej klasy system dolotowy powietrza. 2006 r. – wzrost mocy o 3 KM, nowy projekt dolotu powietrza, 20 mm dłuższy wahacz.
- W 2007 roku zastosowano system elektronicznie sterowanych kanałów dolotowych powietrza, system elektronicznie sterowanej przepustnicy, sześcio-tłoczkowe zaciski hamulcowe oraz sprzęgło typu slipper .
Testowany model pochodzi z roku 2000. Jest to stu procentowy ścigacz. Nieokiełznany i dziki niczym drapieżne zwierze polujące w samotności. Przeznaczeniem tego supersporta jest przede wszystkim tor, tylko na nim pokaże na co naprawdę go stać, tylko tam wykorzystamy moc drzemiącą w rzędowym czterocylindrowym silniku o mocy 150 KM. Przeniesienie napędu odbywa się za pomocą łańcucha, sprzęgło mokre, skrzynia 6-cio biegowa. Biegi wchodzą bez szarpnięć ani zgrzytów – wszystko działa niczym dobrze naoliwiony AK 47. „Klik" wrzucam pierwszy bieg, manetka gazu odkręcona zbyt odważnie powoduje uniesienie przodu motocykla, „klik" szybko zmieniam na drugi bieg, a koło nadal w górze... cóż za przerażająca moc. Jeśli ktoś twierdzi, że R1 ma dobry ciąg od dolnego zakresu obrotów ten jest w błędzie. Nic nie zmienia pojemność 998 ccm bo moc maksymalna jest osiągana przy 10000 obr/min a maksymalny moment przy 8500 obr/min. Spalanie waha się od 5,5 do 12 litrów na 100 km. W trasie zasięg sięga 300 km przy prędkościach 90-100km/h.
Zawieszenie dobrze tłumi nierówności, ale nie spodziewajmy się super komfortu, w końcu motocykl jest stricte sportowy. Jeśli mimo wszystko komuś będzie za miękko to może ustawić R1 pod swoje wymagania – pełna regulacja od „kanapowego po kamień". Skok zawieszenia z przodu wynosi 135 mm i zastosowano w nim amortyzatory upside-down, z tyłu 130 mm i aluminiowy wahacz.
Osiągnięcie dużych prędkości do trudnych czynności nie należy, ale w parze z dobrymi osiągami muszą iść dobre, sprawne hamulce. W YZF-R1 zastosowano dwie tarcze hamulcowe o średnicy 298 mm z zaciskami cztero-tłoczkowymi z przodu oraz jedną tarczę 245 mm z tyłu. Znakomicie wywiązują się ze swojej roli, niestety kilka mocniejszych hamowań kończy się zazwyczaj spuchnięciem przewodów hamulcowych dlatego testowany motocykl posiada przewody w oplocie stalowym – dzięki temu nie ma miejsca w/w sytuacja. Z dodatków podnoszących bezpieczeństwo jest również zamontowany amortyzator skrętu z 13-sto stopniową regulacją.
W mieście R1 czuje się jak ryba bez wody. Czuć, że chce się wyrwać do przodu, poszaleć na zakrętach, dać upust swojej mocy co spowoduje uśmiech kierowcy. Szybko więc zostawiam teren zabudowany za sobą i szukam kilku zakrętów aby ocenić zwrotność, łatwość przerzucania motocykla i ogólne możliwości trakcyjne (w dużym stopniu zależne od opon). Motocykl jest lekki, piekielnie szybki i mocny – to jest pierwsze wrażenia jakie mi się nasunęły po braniu zakrętów w dużym złożeniu. Niestety taka jazda powoduje duże zmęczenie nadgarstków, więc po godzinie wygłupów stawiam motocykl na poboczu, a sam siadam na trawie i staram się wyszukać jakieś negatywy w wyglądzie. Symetryczne reflektory lekko skośne niczym oczy pięknej damy, wcięta w talii, zadarta pupa zdradzają charakterek Yamahy. Ta pani może sprawić radość mężczyźnie, ale może również złapać mocno za „kuleczki" i sprowadzić do parteru (i to dosłownie). Wygląd YZF-R1 ma coś subtelnego w sobie, ale i niebezpiecznego. Chyba każdy zna te najlepsze momenty w horrorach kiedy jest ciemne ujęcie, wszędobylska mgła, muzyka cicha nie zapowiadająca niczego złego i nagle coś kosmatego wyskakuje zza rogu i odcina głowę szeryfowi z Texasu. Taka sama jest R1. Ma w sobie demona, który przy najbliższej okazji ujawni swoje oblicze... Kierowca będzie niestety tym szeryfem. Brak rozwagi, wyobraźni oraz zdrowego rozsądku doprowadza do kalectwa lub śmierci. Dużo ludzi zginęło na tym modelu Yamachy, ale głównie z własnej głupoty.
Szaleństwa zazwyczaj także kończą się kłopotami ze skrzynią biegów. Szarpanie na pierwszym biegu, wypadanie drugiego to typowe objawy katowanych eRek.
Żywotność motocykla wyznacza sam kierowca. Jeśli będzie szanował, dokonywał okresowych wymian oleju z filtrami, regulował (wraz z czyszczeniem) gaźniki oraz luz zaworowy to YZF-R1 odwdzięczy się bezawaryjną eksploatacją.
Przy zakupie używanej musimy szczególną uwagę poświęcić skrzyni biegów, płynnością wrzucania poszczególnych przełożeń. Silnik nie powinien dymić, praca na biegu jałowym musi być bez drgań, jeśli jest inaczej to mamy w najlepszym przypadku gaźniki do regulacji i wyczyszczenia. Kwota jaką musimy wydać na R1, to od 13000 zł za model z początku produkcji do ponad 35000 za roczniki 2005-2006.
Na zakończenie muszę się pokusić o podsumowanie, ale jest to niezwykle trudne.
Z jednej strony mam do czynienia z legendą, z drugiej ze zbyt narwaną maszyną do mielenia ludzi. Plusem na pewno jest wygląd i dopracowanie każdego elementu, minusem pozycja kierującego. Konkurencyjna Honda 900RR wydaje się wygodniejsza, bardziej przewidywalna oraz cywilizowana. W skali od 1 do 6 wystawiam ocenę 5. Uważam, że ten motocykl albo się kocha albo nienawidzi – nie ma nic pośredniego. Bynajmniej dla mnie samego jest numerem 1 w prywatnej liście ulubionych supersportów bo jakiż inny ścigacz zrobił taki szum w światku motocyklowym i zebrał w pełni zasłużone gratulacje okraszone podziwem?
Tylko YZF-R1.