Peugeot na chandrę
Masz chandrę? Zafunduj sobie przejażdżkę Peugeotem 407 coupe. Szybko zapomnisz o wszystkich smutkach. Już na sam widok tego auta zaczniesz się uśmiechać. W dobry humor wprawią cię piękne linie nadwozia, drzwi bez ramek, ogromne reflektory w kształcie kocich oczu oraz wnętrze w kolorze ecru.
Jasna skóra na siedzeniach robi wrażenie, jednak moim zdaniem największe gratulacje należą się projektantom za dużo miejsca w kabinie i całe mnóstwo poręcznych półek, szuflad i schowków. Miło zaskoczył mnie również pokaźny bagażnik z wygodnymi siatkami i fakt, że w tej limuzynie można nawet przewozić narty. To zasługa specjalnego "okienka" w oparciu tylnej kanapy.
O mocniejsze bicie serca przyprawiła mnie także myśl o mięciutkich i bardzo wygodnie wyprofilowanych siedzeniach. Miałam wrażenie, jakbym siedziała na fotelu relaksacyjnym. W dodatku na takim, który pozwala cieszyć się przyjemnym ciepełkiem, bo w każdej chwili mogłam włączyć system podgrzewania siedziska. Co ciekawe, także z tyłu, w 407 coupe siedzi się jak w dość wysokiej salonce. Jednak od razu uprzedzam, że pasażerowie, którzy przestali rosnąć dużo później niż rówieśnicy mogą mieć kłopot ze znalezieniem miejsca na nogi. Ale przecież auta tego typu kupuje się, po to by błysnąć przed znajomymi, a nie, żeby zabierać ich w dalekie grupowe podróże.
Panie, które poczują strach na widok licznych przycisków i przełączników na desce rozdzielczej, uspokajam, że na szczęście, te najważniejsze są dokładnie tam, gdzie można się ich spodziewać. Aby rozszyfrować do czego służą pozostałe, niestety, trzeba sięgnąć do instrukcji obsługi. Za to, nie mam żadnych zastrzeżeń do zegarów. Są idealnie umieszczone na wysokości wzroku i jest na nich wszystko czego potrzeba by mieć maszynę pod kontrolą. Zdradzę też, że nie bez powodu pasażer zajmujący drugi przedni fotel ma pod ręką uchwyt, dzięki któremu będzie mógł się przytrzymać, gdy kierowcę poniesie ułańska fantazja. I w tym miejscu, czas odkryć jeden z najważniejszych, moim zdaniem, sekretów francuskiego coupe.
To auto kameleon. Kiedy trzeba potrafi doskonale wczuć się w rolę dystyngowanej limuzyny z dźwiękochłonnymi oknami, w której cudownie można odpocząć po trudnym dniu w pracy. Zwłaszcza, że aksamitny pomruk silnika przywodzi na myśl chwile spędzone w ramionach mamy nucącej kołysanki na dobranoc. Ale wystarczy dodać nieco więcej gazu, a statecznie prezentujące się coupe zamienia się w bolid, który pozwala odreagować nerwowe spotkanie z szefem czy starcie z mężem. Gaz do dechy i natychmiast wszystkie problemy zostają daleko w tyle.
Nie bez powodu tajemnicą sukcesu aut typu coupe jest silnik.
Pracujący pod maską testowanego modelu 3-litrowy, 6-cylindrowy turbodiesel rozwija moc 240 KM i zgodnie z instrukcją obsługi rozpędza auto do setki w niecałe 8 sekund. Chociaż producent podaje, że prędkość maksymalna 407 coupe to 245 km/h, mnie bez większego wysiłku udało się pojechać dużo szybciej. Aż piszczałam z radości.
Pewności siebie dodawał mi fakt, że auto mocno trzymało się drogi na zakrętach i świetnie radziło sobie na dziurawych ulicach. Wiedziałam też, że w razie podbramkowej sytuacji mogę liczyć na wsparcie licznych systemów ułatwiających trzymanie samochodu w ryzach, takich jak stabilizacja toru jazdy, czy układ zapobiegający poślizgom.
Podczas agresywnej jazdy testowany Peugeot 407 coupe potrzebował średnio około 11 litrów oleju napędowego na każde przejechane sto kilometrów. Na szczęście w trasie udało się ograniczyć zużycie paliwa do 7- litrów, co znacznie poprawiło mi nastrój podczas wizyty na stacji benzynowej.
Kolejny sekret miłych wrażeń z jazdy 407 coupe konstruktorzy ukryli w szczegółach. Przy nagłym hamowaniu włączają się światła awaryjne, co zmniejsza ryzyko, że zostaniemy staranowani przez inne samochody. W czasie parkowania kierowcę wspomagają systemy, dzięki którym na ekranie nawigacji wyświetlają się kolorowe linie informujące o tym, na ile możemy jeszcze zbliżyć się do ściany lub innego pojazdu. Fajnym bajerem są także reflektory zwiększające swoją moc na zakrętach. Milion dolarów należy się projektantom za pomysł z otwieraniem tylnej klapy. Aby ją odblokować należy nacisnąć na środek zera w symbolu 407.
Muszę pochwalić się, że to rozwiązanie pozwoliło mi popisać się inteligencją.
I jeszcze coś na deser. Testowany peugeot 407 coupe, to też doskonała swatka dla kobiet, którym marzy się narzeczony w mundurze. Tajemnica tkwi w niewielkim przełączniku z napisem SOS umieszczonym tuż obok ekranu nawigacji. Wystarczy go wcisnąć, aby połączyć się z dyżurnym pobliskiej komendy. Za pierwszym razem kiedy przez przypadek nacisnęłam ten przycisk zażenowana przeprosiłam rozmówcę. Za drugim, też nie zaplanowanym połączeniem, wymieniliśmy kilka zdań na temat samochodu, który sam wzywa pomoc. Trzecie, (przysięgam że też niechcący, wykonane) połączenie zostało odebrane jako jawny podryw z mojej strony i skończyło się zaproszeniem na kawę. Teraz za każdym razem, gdy widzę na ulicy 407 coupe myślę sobie, że podobny wóz przyczynił się do jednej z najsympatyczniejszych randek w moim życiu. I jak tu nie twierdzić, że samochód ten, to najlepsze lekarstwo na chandrę. Szkoda tylko, że cena podstawowej wersji tego modelu zaczyna się od 185 tys. zł. Za testowany samochód musiałabym zapłacić 206 tys. zł.