Najgłupsze rzeczy jakie mogą przydarzyć Ci się podczas użytkowania auta
Każda z nas w swoim życiu ma takie momenty, o których najlepiej by zapomniała, wycięła z życiorysu. Dotyczy to również sfery związanej z samochodem, bo choćbyśmy były najlepszymi kierowcami, od czasu do czasu, zdarza się, że wskutek rozkojarzenia, problemów czy po prostu roztargnienia, robimy rzeczy niewytłumaczalnie bezsensowne.
Poniżej kilka przykładów takich absurdalnych sytuacji, które poprzez swoją irracjonalność stały się powodem wstydu ich autorek, by później przeobrazić się w pełne humoru anegdoty.
U mechanika
Część wpadek wychodzi na jaw, kiedy niczego nie świadome wybierzemy się do mechanika ze swoim problemem. Oto historia Marty z Poznania:
Nie działają mi szyby elektryczne! – wykrzyczałam już w progu mojego ulubionego serwisu samochodowego. Pan Wojtek podrapał się po głowie, zaczął coś mówić pod nosem, w końcu zniknął na chwilę, by powrócić ze śrubokrętem i jakimiś innymi niezbędnymi narzędziami. Podszedł do drzwi kierowcy i już miał rozbierać „boczek”, kiedy uśmiechnął się pod nosem, wyprostował i rzekł do mnie: - pani Marto, tu jest taki przycisk, o widzi pani? „Lock windows”.
Gdybym mogła zapadłabym się pod ziemię. Zupełnie zapomniałam o blokadzie okien przed dziećmi! Zaczęłam coś tłumaczyć, że praca, że rozkojarzona, że nie wiem jak to się stało. Mechanik mrugnął tylko i powiedział, że się zdarza. Niestety, chyba już nigdy nie pojawię się w tym serwisie!
Dagmara z Białegostoku, opowiedziała inną, choć równie zabawną historię:
Od jakiegoś czasu moje auto rzęziło, wydawało dziwne odgłosy i wolno się „zbierało”. Jako, że mój mąż jeździ swoim autem, a ja nie do końca potrafiłam mu wytłumaczyć o co mi chodzi, postanowiłam wybrać się do mechanika. Kiedy opowiedziałam mu o dolegliwościach moich czterech kółek, zaproponował żebyśmy przejechali się kawałek, żeby mógł na własne oczy zobaczyć problem. Pojechaliśmy i to co wydarzyło się potem nadaje się do „Śmiechu warte”. Kiedy ruszyłam, popatrzył na mnie z politowaniem i zapytał czy często nie opuszczam ręcznego. Odwiozłam go z powrotem, pożegnałam się i więcej mnie nie zobaczył. Jak mogłam zapomnieć o ręcznym!?
Renata z Mikołowa „pochwaliła się” swoimi dokonaniami:
Zacznę od tego, że niedawno zdałam prawko. I auto mam od miesiąca. To tak na usprawiedliwienie. Kiedy kupiłam swój pierwszy samochód nie mogłam się nim nacieszyć. Jeździłam ciągle, byle gdzie, żeby tylko jeździć. Któregoś ranka wsiadam do autka, odpalam go a tu… nic. Kręcił, kręcił i nie mógł zaskoczyć. Zadzwoniłam po kolegę mechanika. Przyjechał i nie mógł przestać się ze mnie śmiać. Okazało się, że byłam tak zaaferowana nową sytuacją, że zupełnie nie zwracałam uwagi na zawartość baku! Kolega, za każdym razem, gdy mnie teraz spotyka, pyta się czy wynaleźli już benzynę, która się nie kończy i nazywa mnie szefem mafii paliwowej.
Trudna sztuka tankowania
Druga grupa wpadek często przydarza się na stacjach benzynowych. To pewnie z powodu wciąż drożejącego paliwa. Klaudia z Warszawy już nigdy nie popełni tego samego błędu:
Pojechałam po raz pierwszy nowym autem zatankować i zupełnie zapomniałam, po której stronie mam wlew do baku. Oczywiście stanęłam złą stroną, jednak zamiast podjechać inaczej, na siłę próbowałam dociągnąć wąż z dystrybutora. Myślałam, że będzie wystarczająco długi… Aż w końcu wyskoczył pracownik stacji i zapytał czy potrzebuję pomocy. Strasznie było mi głupio i nic nie dały argumenty, że to nowy samochód. Mina tego chłopaka mówiła wszystko.
Wera z Sosnowca też ma co opowiadać wśród znajomych:
Pamiętam jak spieszyłam się do pracy i po drodze musiałam zatankować. Oczywiście jak się gdzieś człowiek spieszy to wszystkie światła są czerwone itp. Więc i prawie wszystkie dystrybutory były zajęte. Szybko podjechałam do jedynego wolnego, najbardziej skrajnego. Odkręcałam już kurek wlewu, gdy podleciał jakiś pan i poinstruował mnie, że to stanowisko wyłącznie dla TIR-ów. Odjechałam stamtąd z piskiem opon.
Podczas codziennej jazdy
Notorycznie zdarza się, że ktoś „zgubi” samochód na dużym parkingu, bo nie zapamięta symbolu rzędu, w którym go zostawił. Czasem też ludzie dziwnie wskazują na nasze auto i gdy wysiadamy okazuje się, że czegoś zapomnieliśmy zdjąć z dachu, choć miało tam poleżeć „tylko chwileczkę”.
Takich przypadków można wyliczać całe mnóstwo. A czy Tobie zdarzyło się coś, o czym lepiej opowiadać niż przeżyć?