Historia polskiej motoryzacji | Ile kosztował samochód 40 lat temu?
Dziś cofamy się do końca lat siedemdziesiątych, a dokładnie do 1979 roku, by przyjrzeć się rynkowi nowych samochodów w Polsce Ludowej. Odpowiemy na pytanie, ile kosztował samochód prawie 40 lat temu.
Nim zaczniemy rozprawę na temat cen nowych samochodów w okresie PRL-u, warto nakreślić pewien szkic historyczny. Z racji centralnie planowanej gospodarki, liczba samochodów była nieadekwatna do zapotrzebowania, co tworzyło niezwykłą dziś sytuację, w której używany samochód potrafił kosztować więcej niż nowy w Polmozbycie. Auta niewiele traciły na wartości, nawet po kilku latach użytkowania. W 1979 roku średnia cena Fiata 126p z 1974 roku wynosiła około 80 tys. zł, podczas gdy nowy samochód był wyceniany na 87 tys. zł. Normalnie taniały tylko Syreny, które nie cieszyły się taką renomą jak Maluch, Polski Fiat 125p czy chociażby Trabant, który jako 2-latek potrafił był droższy o 30% od nowego.
By kupić samochód, nie wystarczały pieniądze – konieczny był talon. Niektórzy go otrzymywali, inni wygrywali w loteriach, ale zdobycie uprawnienia do zakupu zawsze było swego rodzaju świętem. Brak talonu można było ominąć, decydując się na zakup droższego auta z drugiej ręki lub wykorzystanie dolarów. Wówczas, za tzw. bony PKO, czyli de facto – dolary, można było kupić samochód „od ręki”.
W Polsce, w 1979 roku, średnia pensja brutto wynosiła 5327 zł. Wówczas najbardziej łakomym kąskiem dla przeciętnego Polaka był Fiat 126p, który kosztował 87 lub 92 tys. zł, w zależności od wersji silnikowej (600 lub 650). Oznacza to, że za mocniejszą wersję trzeba było wydać nieco ponad 17 średnich pensji. Dziś średnia pensja brutto wynosi około 4900 zł, co oznacza, że dysponując jej 17-krotnością bez problemu pozwolilibyśmy sobie na Skodę Superb, Toyotę Avensis czy Volkswagena Passata. Pokazuje to, jak wielkim obciążeniem dla budżetu był zakup tego niewielkiego samochodu. Dziś za Fiata Pandę, bezsprzecznie udane, nowoczesne auto, przyjdzie nam zapłacić niecałe 35 tys. zł, czyli raptem nieco ponad 7 średnich pensji brutto, choć i tak zakup nowego samochodu tej klasy to spore obciążenie dla domowego budżetu.
Poza Polskim Fiatem 126p, w 1979 roku można było kupić Trabanta, wycenionego na 90-96 tys. zł. Droższy był wariant Universal, czyli kombi. Cenę trzymały zawsze samochody czechosłowackie. Skoda 100 S kosztowała 120 tys. zł, 105 – aż 170 tys. zł, czyli mniej więcej tyle, co Polski Fiat 125p w wersji 1300. Skoda 105L i 120 L były wydatkiem rzędu 180-190 tys. zł. Cena astronomiczna, odpowiadająca średnio 35 średnim pensjom. Dziś za taką kwotę moglibyśmy sobie pozwolić na dobrze wyposażone BMW serii 3.
Łada 1500, która zawsze była pozycjonowana nieco wyżej niż Polski Fiat 125p, kosztowała około 200 tys. zł, a Polonez równe 250 tys. zł (47 średnich pensji). Za odpowiednik współczesnych 47 pensji brutto można byłoby pozwolić sobie na BMW serii 5, Mercedesa klasy E czy sportowego Nissana 370Z.
Prawdziwym szczytem dla osób niedysponujących dolarami były włoskie Fiaty 131 i 132. Ich cena była wręcz absurdalna. Fiat 131 Mirafiori, czyli zwykły sedan segmentu C, w Polsce Ludowej urastał do miana dobra ultraluksusowego z ceną 460 tys. zł, odpowiadającej prawie 87 średnim pensjom brutto. Przyjmując dzisiejsze realia, Fiat 131 byłby odpowiednikiem Mercedesa klasy S, BMW serii 7 czy Audi A8, a jego większy brat, Fiat 132p w wariancie z silnikiem 2-litrowym, odpowiadał 111 pensjom brutto z 1979 roku. Dziś taka wielokrotność średniej pensji pozwoliłaby na zakup Mercedesa klasy S w wersji S 560 L.
Fiat 132 nie był najlepszym wyborem, na jaki mógł pozwolić sobie Polak z dużym portfelem i co ważniejsze – dobrymi kontaktami. Na absolutnym szczycie były samochody Niemiec, Francji czy Szwecji, których w ogóle nie oferowano w polskiej walucie. Posiadacze bonów PKO mogli kupić takie rarytasy jak Ford Taunus, Opel Ascona, Volvo 244 czy Peugeot 504. Jak łatwo się domyśleć, cena takich pojazdów była astronomiczna, a ich oferta zmieniała się na przestrzeni lat. Nim zaczniemy analizę cen, warto wyjaśnić, że Polski Fiat 126p w wersji 650 kosztował 1350 dolarów. Za Forda Taunusa 2.0 należało zapłacić 6400 dolarów, czyli kwotę pozwalającą na zakup prawie 5 Maluchów. Nie był to jednak najdroższy samochód dostępny za dolary pod koniec lat 70-tych. Citroen CX w wersji 2400 kosztował 9500 dolarów, czyli ekwiwalent 7 Fiatów 126p, które, jak zdążyliśmy już uwodnić, nie były tak tanie, jak dzisiejsze samochody segmentu A.
Najdroższym, dostępnym oficjalnie, samochodem w Polmozybycie, w 1979 roku był Opel Senator; wielka limuzyna, która swój światowy debiut zaliczyła w 1977 roku, a produkcja rozpoczęła się w maju 1978 roku. Była to całkiem świeża konstrukcja, a zarazem – niezwykle wygodny samochód, wyposażony w mocny benzynowy silnik 2.8 lub 3.0. Opel Senator pod koniec lat siedemdziesiątych kosztował w Polmozbycie 11400 bonów PKO. Taka kwota pozwoliłaby na zakup 8 egzemplarzy Fiata 126p 650 czy 5 sztuk Polskiego Fiata 125p w wersji 1500. Pamiętając, że Duży Fiat czy Polonez do drugiej połowy lat osiemdziesiątych uchodził za marzenie przeciętnego Polaka, widzimy, jak „diabelnie” drogi był Opel Senator czy niewiele tańsze Volvo 244 lub Citroen CX. Nic dziwnego, że widok takich samochodów wywoływał zachwyt nie tylko na twarzach chłopców zapatrzonych w motoryzację inną niż ta z Demoludów.
Jeśli chodzi o samochody użytkowe, to Tarpan – całkiem zmyślnie zaprojektowany, choć toporny pickup – kosztował 180 tys. zł, czyli odpowiednik 34 pensji, co oznacza, że taka kwota wystarczyłaby na zakup Mitsubishi L200 i jakiegoś małego samochodu miejskiego dowolnego producenta. Syrena R20 (mały rolniczy pickup) kosztowała 94 tys. zł, a Syrena Bosto aż 135 tys. zł.
Mam nadzieję, że ta krótka wizyta na polskim rynku nowych samochodów u schyłku lat siedemdziesiątych pokazuje, jak długą drogę przeszliśmy. Wówczas nowy samochód był luksusem, nawet gdy rozprawiamy o Polskim Fiacie 126p czy wyszydzanej w latach osiemdziesiątych (i później) Syrenie. Dziś zakup nowego samochodu to nadal duże obciążenie dla budżetu przeciętnej rodziny, ale jak pokazuje historia – udało nam się dokonać postępu. Obyśmy jak najszybciej osiągnęli sytuację, w której nowe samochody będą równie dostępne dla nas, jak dla Niemców czy Anglików.