Ogrzewanie. A jeśli zawiedzie?
Kiedyś słowo "klimatyzacja" było tak abstrakcyjne, jak obecnie brak Internetu w mieszkaniu. Teraz już większość aut ją ma, kierowcy cieszą się, że w lecie im chłodno, a nawet od czasu do czasu pojadą na przegląd, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią OK. Jednak jakby nie patrzeć - u nas częściej jest zimno niż ciepło, więc ważniejszy jest układ ogrzewania.
Problem polega na tym, że w jego przypadku serwis odwiedzają auta, w których kierowca ledwo żyje, bo w kabinie jest tak zimno. Wystarczy być jednak czujnym, bo nic nie psuje się od razu – nadchodzącą awarię po prostu da się przewidzieć.
Jak to działa?
Układ ogrzewania jest tak naprawdę elementem układu chłodzenia. Po odpaleniu auta chłodziwo krąży wyłącznie w silniku, żeby ten mógł się szybko rozgrzać – a przy okazji też zmarzniętego kierowcę. Gdy temperatura wzrośnie, specjalny zawór, który przypomina grzyb i jest nazywany termostatem, otwiera drogę chłodziwu do chłodnicy. Dzięki temu możliwa jest regulacja temperatury w układzie. W zimie za każdym razem, gdy włączy się ogrzewanie, chłodziwo ma otwartą jeszcze jedną drogę – do nagrzewnicy, która zwykle znajduje się pod deską rozdzielczą i jak się zepsuje, to jest koszmarna w naprawie, bo ciężko się do niej dostać. Jej zadaniem jest ogrzewanie powietrza, które dostaje się do kabiny. Tyle teorii – w praktyce wystarczy drobna niesprawność któregokolwiek elementu, by podczas mrozów pasażerowie zbledli z zimna.