Samochody do miasta - przegląd segmentu A
Wraz z rozpoczęciem wiosny na rynku samochodów miejskich zrobiło się bardzo interesująco. Volkswagen pokazał up!, a co za tym idzie: również bliźniaczego Seata Mii oraz Skodę Citigo, a Fiat rozpoczął sprzedaż nowej Pandy. Nie ma co ukrywać: jest ciasno, bo swoje propozycje mają również Japończycy, Francuzi i Koreańczycy.
Postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda segment A na polskim rynku. Na tapetę wzięliśmy najmniejsze samochody producentów, starając się by ich długość oscylowała w granicach 3,5 metra. Właśnie dlatego w niniejszym zestawieniu zabrakło Nissana Micry, Forda Fiesta czy Toyoty Yaris – to bez wątpienia samochody miejskie, jednak należą do segmentu B, a to temat na inny artykuł.
Jak najtaniej
Przyjmując kryterium ceny, na pierwszy plan wysunie się Fiat Panda (poprzedniej generacji) oraz Chevrolet Spark – oba samochody można nabyć za 26 990 zł. Produkowana w Tychach konstrukcja jest z nami od 2003 roku i właśnie zaczęła ustępować miejsce następcy, jednak ten proces potrwa jeszcze kilkanaście miesięcy, więc w salonach będziemy mogli nadal znaleźć niewielkiego Fiacika w odmianie Classic (od 31 990 zł). Na razie, w promocyjnej cenie niecałych 27 tys. zł, są jeszcze samochody z ostatniego wypustu. Wersja bazowa jest wyposażona w sprawdzony silnik 1.2 69 KM, którego zaletą jest prosta konstrukcja oraz wysoka tolerancja na LPG.
Drugą wersją silnikową jest diesel 1.3 Multijet 16v, który kosztuje już jednak 39 990 zł i nie wydaje się być aż tak ciekawą ofertą. Edycja benzynowa nadal będzie chętnie wybierana, choć trzeba przyznać, że wiek Pandy robi już swoje: nie jest tak bezpieczna jak konkurencja, a wyposażenie standardowe podstawowej wersji jest bardzo mizerne: nie ma zapalniczki (możliwość montażu jest dopiero najwyższej wersji wyposażenia!), wspomagania kierownicy czy poduszki powietrznej dla pasażera.
Na tym tle znacznie lepiej wygląda Chevrolet Spark, który w wersji 1.0 (68 KM) kosztuje również 26 990 zł, ale jest wyposażony w 6 poduszek powietrznych, system wspomagania nagłego hamowania, wspomaganie kierownicy, choć również nie ma zapalniczki. Nieco gorzej wypadną za to osiągi: niewielki Spark potrzebuje 15,5 s do osiągnięcia 100 km/h, a prędkość maksymalna to zaledwie 154 km/h. Panda 1.2 na bardzo długiej prostej rozpędzi się do 162 km/h, a sprint do setki zajmie jej 13,4 s. Średnie zużycie paliwa Fiata to 4,9 litra, a Chevrolet będzie potrzebował 200 mililitrów benzyny więcej na każde 100 km.
Poniżej 30 tys. złotych kupić można również trzydzwiowe Aveo Classic sprzed modernizacji z silnikiem 1.2 o mocy 84 KM oraz francusko-rumuńskiego mieszańca – Dacię Sandero, która w wersji 1.2 75 KM kosztuje 29 900 zł, jednak pod względem wyposażenia nie robi wrażenia – ma jedną poduszkę powietrzną, ABS i w zasadzie tyle.
Nieco lepiej na tym tle wygląda Kia Picanto, która w pułapie 30 tys. zł mieści się tylko w najsłabszej wersji 1.0 69 KM i w trzydrzwiowy nadwoziu (dopłata do wersji 5D wynosi 1500 zł), ale jest za to lepiej wyposażona: ma dwie poduszki, ABS, wspomaganie kierownicy, a nawet prosty komputer pokładowy. Za mocniejszą wersję 1.2 85 KM trzeba zapłacić nieco więcej: 34 490 zł i to chyba jest właściwszy wybór. Czterocylindrowy silnik będzie znacznie szybszy. Wersja 1.0 jest wolna: 153 km/h, 14,4 s do 100 km/h, a z kolei jednostka 1.2 doskonale radzi sobie z niewielkim samochodem: do 100 km/h potrzebuje 11,4 s, a przyspieszać przestanie dopiero po osiągnięciu 170 km/h.
Powyżej 30 tys. zł
O ile w najniższym pułapie cenowym wielkiego wyboru nie mamy, o tyle decydując się na wydanie nieco więcej niż 30 tys. złotych, w ofertach można już przebierać. Pierwszymi kandydatami, na których zwrócą uwagę Polacy, będą z pewnością Volkswagen up! oraz nowy Fiat Panda. Ten pierwszy w bazowej wersji 1.0 60 KM kosztuje 31 290 zł i w kwestii wyposażenia jest atrakcyjny jak Chevrolet: ma ABS i ESP, cztery poduszki powietrzne, wspomaganie kierownicze. A w gratisie Volkswagen dodaje ładną stylistykę, ciekawe wnętrze i wysoką renomę marki.
Ci, którzy uważają, że mały Volkswagen jest jednak nieco za drogi, jak na te gabaryty i niewielki silniczek (160 km/h, 14,4 do 100 km/h dla wersji 60 KM i 171 km/h i 13,2 s do 100 km/h w wariancie 75 KM kosztującym co najmniej 33 590 zł), mogą poczekać na premierę Skody Citigo, która będzie kilka procent tańsza. Mała Czeszka powinna być dostępna w cenie niespełna 30 tys. złotych, by skutecznie konkurować z Fiatem, Kią i Chevroletem, jednak na razie nie ujawniono cennika. Znając politykę Seata, Mii nie będzie wyjątkowo konkurencyjną ofertą dla polskiego klienta.
Fiat Panda w wersji bazowej kosztuje 33 990 zł, ale jest napędzany starym, dobrze znanym ośmiozaworowym silnikiem 1.2 69 KM, który z mozołem rozpędzi się do 100 km/h (14,2 s) i osiągnie 164 km/h. Chcąc kupić diesla trzeba zapłacić 43 990 zł, ale Panda wyposażona w ten silnik odwdzięczy się spalaniem na poziomie 4 litrów i przyzwoitymi osiągami. Najszybszy z całej stawki jest model 0,9 TwinAir, znany m.in. z 500-tki, który ma 85 KM i rozwinie 177 km/h. Przyspieszenie na poziomie 11,2 sekundy powinno wystarczyć samemu, choć deklarowane spalanie na poziomie 5 litrów może być trudne do osiągnięcia.
Na tym tle dość drogo wygląda Ford Ka, który w podstawowej wersji Trend kosztuje 37 300 zł. Pod maską znajdziemy benzynowego Durateca 1.2 o mocy 69 KM. Najtańszy diesel kosztuje 45 300 (1.3 TDCi 75 KM). Najbogatsze wersje Forda Ka wyceniono na 49 300 (w przypadku wersji benzynowej) oraz 57 300 (dla jednostki 1.3 TDCi). Co ciekawe: każdy model posiada w system Start-Stop, ale wyposażenie najmniejszego Forda nie jest wcale bogate – mamy ABS, dwie poduszki oraz wspomaganie kierownicy. Za ESP w każdej wersji trzeba dopłacić 2000 zł, natomiast boczne poduszki powietrzne dostępne są dopiero w wersji trend+ (od 39 100 zł). Klimatyzacja manualna w standardzie jest dopiero w wersji Titanium (42 500), a za automatyczną trzeba dorzucić 900 zł ekstra. W najtańszych wersjach brakuje również radia. Choć Ka może zachęcić nas ładną stylistyką, to tańszych konkurentów jest sporo, więc nic dziwnego, że Polacy chętniej wybierają większą Fiestę, albo sięgają po modele innych marek.
W sektorze samochodów kosztujących bazowo nieco ponad trzydzieści tysięcy złotych, jest bowiem tłoczno. Ciekawą propozycją jest nowe Renault Twingo z jednostką 1.2 75 KM, które bazowo kosztuje 31 950 (wyższe wersje mają ten sam silnik ale bogatsze wyposażenie). Niewiele ponad 30 tys. zł wydamy również na podstawowego Citroena C1 z 1-litrowym silnikiem o mocy 68 KM, jednak Peugeot 107 to wydatek już 35 tys. zł.
Za 32 500 zł możemy kupić już Toyotę Aygo z 1-litrową jednostką VVT-i o mocy 68 KM. Auto w wersji wyposażenia Terra nie jest wyjątkowo bogate: ma co prawda ABS, dwie poduszki powietrzne i wspomaganie kierownicy, ale szybę opuścimy jednak dopiero po chwili kręcenia korbką. By mieć samochód wyposażony w klimatyzację trzeba wybrać opcje Luna (37 900 zł), ale i tak nie gwarantuje to fabrycznego radia, dostępnego dopiero w wariancie Sol (od 40 300 zł).
Podobnie został wypozycjonowany Hyundai i10 – edycja Base z jednostką 1.1 69 KM kosztuje 32 990 zł, ale kolejne warianty wyposażenia wyceniono na 35 490, 38 490, 41 900 i 45 490 zł. Najtańszy egzemplarz będzie wyposażony w poduszkę powietrzną dla kierowcy i ABS. Wspomaganie kierownicy, poduszka powietrzna dla pasażera czy radio zarezerwowano dla droższych wariantów. Bogato wyposażona wersja Premium kosztuje 49 490 zł w wariancie 1.1 i 50 990 zł w wersji 1.2 85 KM (dostępnej od 39 990 zł). Cena, jak astronomiczna, ale wyposażenie pełne – przednie, boczne poduszki powietrzne, kurtyny, ABS, klimatyzacja, elektryczne lusterka, szyby, podgrzewane lusterka, czujniki parkowania, Buetooth, złącze na iPod to jedne z ważniejszych elementów ekwipunku Hyundaia.
W segmencie małych samochodów Suzuki ma aż dwa modele: Alto oraz Splash. Pierwszy z nich dostępny jest jedynie z 68-konnym silnikiem 1.0 i kosztuje 32 900 zł w podstawowej wersji z ABS-em, wspomaganiem kierownicy i dwiema poduszkami. Warto jednak dopłacić trzy tysiące złotych, w zamian za co dostaniemy manualną klimatyzację oraz radioodtwarzacz CD. Edycja topowa kosztuje 37 900, ale jest doposażona w boczne poduszki powietrzne, elektrycznie opuszczane szyby oraz radio z MP3.
Większy o dwadzieścia centymetrów Splash również napędzany jest jednostką 1.0, ale o mocy 65 KM. Lepszym pomysłem może być jednak nabycie silnika 1.2 o mocy 94 KM, znanego z większego Swifta. Niestety – podstawowy Splash kosztuje 41 900 zł, a bardzo dobrze wyposażony model aż 49 900 zł, czyli tyle co Swift w wersji Comfort. Zostając już przy konstrukcjach z Kraju Kwitnącej Wiśni, warto wspomnieć o Mitsubishi Colt, które jest jednak drogie – najtańszy model z 2011 roku (1.1 75 KM) kosztuje 35 tys. zł. Na rocznik 2012 nie ma co liczyć – produkcja została wygaszona, a w najbliższym czasie do salonów trafi następca – Mitsubishi Mirage (możliwe, że w Europie również pod nazwą Colt).
A może tak postawić na klasę Premium?
Smart nie wygląda jak samochód klasy premium, ale bez wątpienia patrząc na cennik – należy do tego grona. Niegdyś był lifestyle'owym hitem, dziś nieco się opatrzył i nie robi takiego wrażenia, jak dekadę temu, ale nadal są osoby z chęcią otwierające portfel w salonie.
Odświeżony Smart został wyceniony na 39 700 zł w wersji z zamkniętym nadwoziem i 53 300 zł jako cabrio. Każdy z modeli można wyposażyć w 1-litrowy silnik o mocy 61 lub 71 KM w wersji bez doładowania oraz tę samą jednostkę z turbosprężarką (od 49 400 zł). Wisienką na torcie jest wersja Brabus osiągająca 102 KM, które cena to 61 100 zł. To jednak jeszcze nie koniec oferty Smarta. Jest jeszcze edycja Brabus Xclusive wyceniona na astronomiczne 81 tys. zł – poza pakietem stylistycznym, ten Smart posiada boczne poduszki powietrzne (nie ma ich żadna tańsza wersja) oraz podgrzewane fotele.
Bazowy Smart ma kiepskie osiągi (16,7 s do 100 km/h, 145 km/h), ale już wariant 71-konny lepiej sobie radzi z przyspieszaniem – do 100 km/h potrzebuje 13,3 sekundy. Doładowany model schodzi nawet do 10,9 sekundy, ale prędkość maksymalna jest ograniczona do 145 km/h. Wariant wysokoprężny (od 46 300 zł) spala zaledwie 3 litry na 100 km/h, ale z trudem się porusza: do 100 km/h potrzebuje aż 19,8 s, a prędkość maksymalna to zaledwie 135 km/h. Osiągi Smarta są kiepskie, jak na te rozmiary. Dreszczyk emocji da jedynie edycja Brabus, która w mieście poradzi sobie bardzo dobrze: nie dość, że łatwo nim zaparkować, to jeszcze w razie potrzeby szybko nabierzemy prędkości (0-100 km/h – 9,9 s.). Warianty cabrio są o kilka tys. zł droższe, a cennik kończy się na kwocie 93 588 zł za Brabusa Xclusive. A za taką kwotę kupimy już kabriolet z segmentu C.
Jeszcze więcej niż za podstawowego Smarta, przyjdzie wydać na Toyotę iQ, która w bazowej wersji 1.0 VVT-i Luna kosztuje 59 tys. zł. Lepiej wyposażony samochód to już wydatek 63 500 zł. Możliwe jest również zamówienie wariantu ze skrzynią CVT (63 900 za model Luna, 68 400 za wersję Sol). De facto w przypadku każdego modelu, cena będzie wyższa o ponad 1500 złotych, bowiem za każdy z trzech kolorów nadwozia trzeba dopłacić, ale o tym dowiadujemy się dopiero na końcu konfiguratora.
Wersja Sol w porównaniu do bazowej posiada składane lusterka, lampy przeciwmgielne, czujnik deszczu, inne felgi, klimatyzację automatyczną (w Luna jest ręczna) oraz bezkluczykowe otwieranie drzwi. W kwestii bezpieczeństwa Toyota nie poszła na ustępstwa – każda wersja jest wyposażona w komplet airbagów: są przednie poduszki powietrzne, kurtyny z przodu, tyłu i przed tylną szybą. Poza tym kierowcę chroni jeszcze poduszka kolanowa.
Bardziej konkurencyjny cenowo jest Fiat 500, który w bazowej wersji (po promocjach) kosztuje 40 500 zł za wersję 1.2 69 KM. Edycja z dieslem to już sporo większy wydatek – aż 59 500 zł. Poza tym można zdecydować się na nowy silnik Fiata o pojemności 0,9 litra i mocy 85 KM, za który trzeba jednak dopłacić aż 8000 zł w stosunku do modelu bazowego. Jeszcze droższy jest model z 100-konnym silnikiem 1.4 (56 500), jednak poza mocniejszą jednostką, otrzymujemy też bogatsze wyposażenie (wersja Lounge). Chcąc wyróżniać się z tłumu można sięgnąć po edycję limitowaną 500 by Gucci (1.2 69 za 66 500!) lub chociaż zdecydować się na zwykły model z otwieranym dachem (od 59 500 zł).
Mimo niewielkich jednostek, 500-tka będzie całkiem żwawo radziła sobie w miejskim zgiełku – najsłabsza wersja do 100 km/h potrzebować będzie 13 sekund, a najszybsze wersje – 2,5 sekundy mniej.
Ci, którzy oczekują po małym aucie miejskim dużej dozy emocji, mogą sięgnąć po Abartha 500, który wyposażony jest w 135-konny silnik 1.4, pozwalający na rozwinięcie 209 km/h i osiągnięcie setki w czasie 7,9 sekundy. Auto może jeździć jeszcze szybciej po dokupieniu pakietu Essesse (moc podskakuje do 160 KM) i wtedy 100 km/h pojawi się na prędkościomierzu nawet po 7,4 sekundy. Abarth 500 kosztuje 67 590 zł, wersja z otwartym dachem już 77 590 zł.
W kategoriach ciekawostki można wspomnieć elektrycznych trojaczków – Citroena C-Zero, Mitsubishi i-MiEV oraz Peugeota iOn. Pojazdy idealnie nadają się do miasta, jeśli chodzi o wymiary (3,5 m długości) oraz niewielki zasięg wynoszący ok. 150 km. Wyróżnia je to, że są w pełni elektryczne, mają przyzwoite osiągi i niezłe wyposażenie, ale ciężko uważać je za realną propozycję dla małego diesla zamontowanego w niewielkim samochodzie miejskim. Takie auto spali średnio poniżej pięciu litrów, a można je kupić za około 40 – 50 tys. zł, a pozostałe 70 tys. zł przeznaczymy na paliwo, na którym będziemy jeździć przez lata, bowiem za najtańszego z trojaczków trzeba zapłacić powyżej 121 tys. zł.
Bliźniaczki nie są jednak najdroższymi samochodami segmentu A. To miano należy do Aston Martina Cygnet, czyli de facto przestylizowanej, trzykrotnie droższej, Toyocie iQ. Aston napędzany jest silnikiem japońskiego producenta o pojemności 1,33 litra, który pozwala na rozpędzenie się do 100 km/h w 12 sekund. Znacznie gorzej niż Abarth, czy Smart w wersji Brabus. Jedynie w kwestii wykończenia wnętrza widać, że sprawą zajęli się specjaliści z Wielkiej Brytanii. Cygnet jest doskonale wyposażony, stylistyką nawiązuje do większych modeli, ale czy to usprawiedliwia cenę na poziomie 160 tys. zł? Zapewne tak, ale tylko jeśli w garażu mamy Rapide, DBS-a, albo Vantage.