Przegląd rynku hybryd i samochodów elektrycznych
Ekologia już dawno wkroczyła do motoryzacji, ale to co się dzieje w ostatnich latach jest wprost nie do pomyślenia. Gdy piętnaście lat temu zadebiutowała Toyota Prius, chyba nikt nie spodziewał się, że stanie się obiektem pożądania i wyznacznikiem dobrego smaku. Dziś, Priusa ma niemal każda gwiazda w Hollywood, bo to jest trendy. To nic, że ich garaże są wypchane Rollsami, Bentleyami, supersamochodami i masą różnego rodzaju SUV-ów. Ekologiczna hybryda musi być, bo pokazuje, że myślimy o środowisku. W Polsce moda na samochody z napędem spalinowo-elektrycznym i elektrycznym stopniowo wzrasta, a wraz z nią - oferta. Jakie hybrydy możemy dziś kupić w rodzimych salonach? Czy jesteśmy skazani jedynie na Toyotę i Hondę? Oczywiście, że nie!
Na każdą kieszeń?
Zaczniemy jednak od klasycznej w tym segmencie rynku japońszczyzny. Najtańszym samochodem hybrydowym dostępnym nad Wisłą jest bowiem zwinna Honda Jazz, która już jako samochód z tradycyjnym napędem nie jest tania – za podstawową wersję z benzynowym silnikiem 1.2 trzeba zapłacić 49 900 zł, co w segmencie B jest dość wygórowaną kwotą. Hybrydowy Jazz w wersji Comfort kosztuje 69 900, natomiast edycja Elegance to wydatek 74 900 złotych.
Warto jednak zwrócić uwagę, że benzynowy Jazz z pakietem wyposażenia Comfort dostępny jest jedynie z jednostką 1.4 i kosztuje 59 700 zł, a model Elegance – aż 63 700 zł, więc różnica między wersją benzynową a hybrydą to mniej więcej dziesięć tysięcy.
Hybrydowy mieszczuch korzysta z jednostki 1.3 IMA generującej 88 KM mocy, pozwalającej na osiągnięcie 175 km/h i przyspieszenie do 100 km/h w 12,2 sekundy. Przy ekonomicznej jeździe samochód w cyklu miejskim spali 4,6 litra benzyny, poza miastem – jedynie 4,4 litra. Honda podaje, że pojazd powinien zadowolić się średnim zużyciem benzyny na poziomie 4,5 l. Podstawowy benzynowy model Jazza w mieście spali 6,6 litra, a średnie zużycie paliwa, jakie podaje producent to 5,3 litra. Podobną ekonomikę zapewni jednostka 1.4 produkująca 100 KM. Model hybrydowy nie jest więc wyraźnie oszczędniejszy od tańszych braci.
Silnik elektryczny, podobnie jak w innych hybrydach, pełni funkcję pomocniczą, a wiodącą rolę w napędzaniu auta ma konwencjonalna jednostka. Motor benzynowy wyłączy się w czasie jazdy z bardzo małą prędkością oraz podczas chwilowego zatrzymania pojazdu np. na światłach czy przed przejazdem kolejowym.
Taką samą technologię wykorzystano w modelu Insight, od którego zaczęła się przygoda Hondy z masową produkcją hybryd. Samochód jest konkurentem dla Toyoty Prius – to ten sam segment, ale odróżnia je od siebie jedno – cena. Za Insight w podstawowej wersji trzeba zapłacić 78 400 złotych, a topowa wersja Elegance to wydatek 84 600 złotych. W każdej z wersji do dyspozycji mamy ten sam układ napędowy, co w modelu Jazz Hybrid.
Prius w edycji bazowej kosztuje 111 tys. złotych – sporo więcej niż Honda, jednak różnica w cenie związana jest m.in. z mocniejszym układem napędowym. Pod maską Toyoty znajduje się silnik 1.8 o mocy 99 KM, który w połączeniu z 80-konnym motorem elektrycznym jest w stanie przyspieszyć do 100 km/h w 10,4 sekundy i osiągnąć 180 km/h. Insight jest dwie sekundy wolniejszy. Mimo mocniejszej jednostki, Prius średnio spali 3,9 litra, a Honda potrzebuje 4,4 l paliwa. Toyota idąc na przeciw oczekiwaniom rynkowym, proponuje jednak bardziej korzystną cenową hybrydę – Aurisa HSD, wyposażonego w tę samą jednostkę, co Prius, jednak wycenionego nieco bardziej korzystnie – na 92 900 zł w wersji Luna.
Honda w zanadrzu ma jeszcze model CR-Z (od 88 900 zł), który co prawda funkcjonalnością nie dorówna żadnej z ekologicznych Toyot, ale za to zachęci nietuzinkowym, agresywnym wyglądem. Niestety, mimo bojowej prezencji, pod maską drzemie jedynie jednostka 1,5-litra produkująca 114 KM sprzęgnięta z 14-konnym motorem elektrycznym. Oba silniki przy współpracy ze sobą powinny osiągnąć spalanie na poziomie 5 litrów na 100 km w cyklu mieszanym, ale osiągami nie powalają – CR-Z do osiągnięcia 100 km/h potrzebuje 9,9 sekundy, a prędkość maksymalna to 200 km/h. Jak na hybrydę to całkiem nieźle, ale jak na następcę kultowego CR-X-a – kiepsko.
Szukając prestiżu
Chcąc kupić kompaktowy samochód hybrydowy nie musimy decydować się na „pospolite” marki. Jest Lexus CT 200h, który ma zarówno prestiż, jak i znakomity design, a przy tym nie kosztuje wiele – w podstawowej wersji Eco wyceniono go na 113 tys. złotych, czyli zaledwie dwa tysiące złotych więcej niż Toyotę Prius. Dziwne? Niekonieczne. Jako, że Lexus należy do Toyoty, przy projektowaniu skorzystano z rozwiązań technologicznych modelu Prius. Mamy tę samą jednostkę napędową, która ze względu na niemal taką samą masę pojazdu, gwarantuje identyczne osiągi i zużycie paliwa. Nic więc dziwnego, że model CT 200h w 2011 roku był chętniej kupowany niż bliźniaczy Prius.
W tej samej cenie otrzymujemy bardziej prestiżowy, ładniejszy (pojęcie względne) i lepiej wykonany samochód o bardziej zadziornej, sportowej charakterystyce i większej możliwości personalizacji. Oczywiście cennik CT 200h zaczyna się dopiero na owych 113 tys. złotych, a model z najwyższym pakietem wyposażenia (Prestige) to wydatek 179,6 tys. zł. Nawet do tej wersji wyposażenia nowych funkcji można jeszcze dokładać i dokładać.
A może SUV?
Chcąc jednak wydać powyżej 200 tysięcy złotych na samochód hybrydowy, warto zainteresować się ofertą Audi. Niemiecki producent ma w ofercie popularne Q5 z dwulitrowym silnikiem TFSI zespolone z motorem elektrycznym o mocy 54 KM. Łącznie układ napędowy generuje 245 KM i pozwala na osiągnięcie 100 km/h w 7,1 sekundy. Prędkość maksymalna to 225 km/h, czyli osiągi są zbliżone do wyniku modelu Q5 3.2 FSI o mocy 270 KM (6,9 s do 100 km/h, v-max 234 km/h), jednak spalanie modelu benzynowego to średnio 9,3 litra, a hybrydy – 6,9 litra. Model 3.2 FSI kosztuje minimum 209,7 tys. zł, natomiast hybryda, to najdroższy samochód w palecie Q5, bowiem wyceniono go na 229,9 tys. zł.
Co ciekawe: w przeciwieństwie do Hondy czy Toyoty, Audi pozwoliło na osiągnięcie nawet 100 km/h wykorzystując jedynie energię zgromadzoną w bateriach litowo-jonowych. Długo jednak tak nie pojeździmy, bo przy stałej prędkości 60 km/h, Q5 Hybrid pokona zaledwie 3 km, więc ekologiczna jazda „stówkę” nie potrwa dłużej niż chwilę…
Dysponując budżetem wyższym o ok. 50 tys. złotych, można sięgnąć po innego SUV-a z niekonwencjonalnym napędem. Jest to Lexus RX 450h, który w wersji z napędem na przednią oś osiągnie spalanie w cyklu mieszanym na poziomie 6 litrów na setkę, mimo 3,5-litrowego silnika benzynowego i łącznej mocy układu napędowego na poziomie 299 KM. RX 450h jest w stanie rozpędzić się do 100 km/h w 8,2 sekundy i osiągnie 180 km/h, więc pod względem dynamiki ustępuje mniejszemu Q5 Hybrid. Model z napędem na cztery koła jest nieco szybszy – rozwinie 200 km/h, a sprint do setki zajmie mu 7,8 sekundy. Podstawowy hybrydowy RX kosztuje 274,4 tys. zł, wersja 4x4 to wydatek 291,1 tys. zł, a topowo wyposażony model kosztuje ponad 381 tys. zł. Bez wątpienia jest to szalenie dużo, ale i tak niemiecka konkurencja w postaci BMW ActiveHybrid X6 wymaga większych środków.
Bawarska hybryda została stworzona w bezkompromisowy sposób – zamiast rzędowej szóstki znanej z podstawowego modelu XDrive35i (od 293,7 tys. zł), na bazę wybrano jednostkę z modelu xDrive50i (od 365,5 tys. zł), czyli solidne V8 o mocy 407 KM, które spala niemało – w mieście nawet 17,5 litra, a w trasie około 9,6 litra, co daje uśredniony wynik 12,5 litra w cyklu mieszanym. ActiveHybrid X6 (od 479,9 tys. zł) mimo 485 KM mocy jest w stanie podczas jazdy miejskiej osiągnąć wynik na poziomie 11 litrów, a w cyklu mieszanym zejść nieco poniżej 10 litrów. Nie jest to mistrz oszczędzania, ale osiągi robią niesamowite wrażenie – 5,6 s do setki, prędkość maksymalna: 250 km/h. Czy trzeba czegoś więcej?
Kontrowersyjne X6 nie każdemu przypadnie do gustu, ale niemieccy inżynierowie mogą zaproponować nieco bardziej stonowany samochód, o iście szlacheckim rodowodzie – Porsche Cayenne S Hybrid, które jest nawet tańsze niż BMW. Polski importer za bazową wersję życzy sobie 96,5 tys. euro, czyli ok. 405 tys. zł. W zamian za to otrzymujemy dużego SUV-a z sześciocylindrowym silnikiem o pojemności niespełna 3-litrów, generującym 333 KM. Oszczędzać paliwo pomoże nam 47-konny motor elektryczny. Mimo wagi 2,2 tony, Cayenne jest całkiem dynamiczne – pierwszą setkę osiągnie w 6,5 sekundy, a prędkość maksymalna to 242 km/h. Nie są to wartości aż tak porażające jak w konkurencyjnym BMW, ale plusem jest cena niższa o 75 tys. zł, które bez problemu można wydać na dodatkowe wyposażenie.
Cayenne S Hybrid okaże się oszczędniejsze niż BMW – w mieście teoretycznie można zejść ze spalaniem do 8,7 litrów na 100 km, a uśrednione zużycie paliwa to zaledwie 8,2 litra. Zwykły Cayenne (od ok. 290 tys. zł) z jednostką 3,6 litra (300 KM, 400 Nm) pierwsze 100 km/h osiągnie w 7,5 sekundy, a przyspieszać zakończy przy 230 km/h. Mimo niższej o 200 kg wagi, w mieście spali prawie 16 litrów na 100 km, a w cyklu mieszanym trzeba liczyć się ze zużyciem paliwa na poziomie 11,2 litra. Decydując się na diesla (od 306 tys. zł) uzyskamy spalanie niższe niż w modelu Hybrid (w mieście 8,4 litra, średnio 7,2 l.), zachowując zbliżone osiągi – 7,6 s do 100 km/h, v-max 220 km/h. Wtedy jednak będziemy mogli słuchać pomruku benzynowej jednostki, ale to jedyna opcja by jeździć oszczędnie Porsche, jednocześnie nie wydając 400 tys. zł na samochód.
Ekologia w limuzynie?
W liczbie modeli hybrydowych przoduje Lexus – ma zarówno małego hatchbacka sektora premium, SUV-a, jak i dwa sedany. Pierwszy z nich to GS 450h, kosztujący 276 tys. zł, samochód konkurujący z Mercedesem klasy S, Audi A6 i BMW serii 5. Mimo liczby „450” w nazwie, pod maską wcale nie drzemie 4,5-litrowa jednostka, ale sześciocylindrowy silnik 3,5-litra zestrojony z motorem elektrycznym, dzięki któremu zużycie paliwa w cyklu mieszanym wynosi 7,6 l., a przyspieszenie robi wrażenie: 5,9 s. do 100 km/h, prędkość maksymalna to mniej spektakularne 240 km/h.
Niemieccy konkurenci, poza BMW, w tej klasie nie oferują hybryd, ale mając 260 tys. zł można nabyć Mercedesa E350 4MATIC BlueEfficiency, który ma silnik V6 o mocy 305 KM, pozwalający na przyspieszenie do 100 km/h w 6,6 sekundy i osiągnięcie 250 km/h. Mercedes jednocześnie deklaruje spalanie na poziomie 6,6 – 6,7 litra w cyklu mieszanym! To lepiej niż hybrydowy GS 450h!
Audi zaproponuje nam 300-konną benzynę (242,6 tys. zł) lub diesla 3.0 TDI o mocy 313 KM, który kosztuje 263 tys. zł. O ile benzynowy model nie jest wyjątkowo oszczędny (średnio 8,2 l na 100 km), o tyle diesel spali 6,4 litra w cyklu mieszanym, a przy tym odwdzięczy się znakomitym przyspieszeniem – 5,1 s do 100 km/h.
Za 272 tys. zł kupimy również BMW 535d xDrive (313 KM) osiągające setkę w 5,5 sekundy, a przy oszczędnej jeździe mogące poszczycić się spalaniem poniżej 6 litrów. Miłośnicy wersji benzynowych mogą sięgnąć po 535i xDrive (262,9 tys. zł), które nie będzie szybsze niż diesel (5,8 s. do 100 km/h), ani oszczędniejsze (8 litrów na 100 km w cyklu mieszanym), ale pozwoli cieszyć się z benzynowej jednostki napędowej. Bawarska firma ma w zanadrzu również model ActiveHybrid 5, w cenie 293 800 złotych, który spali średnio 6,4 litra benzyny mimo układu napędowego o mocy 335 KM, a w razie konieczności jest w stanie osiągnąć 100 km/h w 5,9 sekundy. Prędkość maksymalna to jak zwykle 250 km/h.
Krótko mówiąc: Lexus GS 450h, mimo że hybrydowy, to nie jest w stanie odskoczyć od swoich benzynowych konkurentów ani ekonomiką, ani osiągami czy też ceną. Podobnie sprawa wygląda z większym bratem – modelem LS 600h, który w bazowej wersji Elite kosztuje ponad 530 tys. złotych. Fakt, dysponuje potężnym układem napędowym o mocy 445 KM, pozwalającym na sprint do 100 km/h. w 6,3 sekundy, ale w porównaniu do konkurencji to drogi wóz. Średnie spalanie modelu to 9,3 litra, natomiast hybrydowy Mercedes S 400 Hybrid (dostępny również w droższej o 36 tys. odmianie Long) kosztuje 404 tys. zł i w pojedynku na szosie będzie niecałą sekundę wolniejszy podczas dochodzenia do pierwszych 100 km/h. Niemiecka hybryda okazuje się za to bardziej ekologiczna – mimo dużej masy średnio spali 7,9 - 8,1 litra benzyny na 100 km. To jednak nie koniec hybrydowych limuzyn – jest jeszcze BMW ActiveHybrid 7 (wersja Long droższa o 35 tys. zł), które kosztuje 487 tys. zł, ale pod maską ma 449 KM, przekładające się na potężny moment obrotowy, doskonałe osiągi i spalanie na poziomie 9,4 litra. Oczywiście, wtedy gdy nie korzystamy w pełni z potencjału jednostki napędowej. Gdy będziemy chcieli zaszaleć i przez chwilę zapomnieć o modnej ekologii, to potężną „siódemkę” rozbujamy do 100 km/h w 4,9 sekundy.
Na tym tle zawodzi nieco Porsche Panamera S Hybrid, która ze względu na sportowy rodowód powinna dyktować warunki jeśli chodzi o osiągi. Niestety, mimo ceny 530 tys. zł, pod maską drzemie układ napędowy z Cayenne S Hybrid produkujący 333 KM i pozwalający na osiągnięcie 100 km/h w 6 sekund. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że Porsche nie stosuje elektronicznej blokady prędkości i Panamerą można pomknąć 270 km/h, choć wtedy o spalaniu w cyklu mieszanym na poziomie 7 litrów, można zapomnieć.
Bez półśrodków
Samochody hybrydowe to półśrodki – motory elektryczne służą jedynie minimalizacji spalania benzyny czy oleju napędowego. Rezultaty osiągane przez producentów nie zawsze zachęcają do zakupu, tym bardziej że silniki elektryczne są zestawiane z jednostkami benzynowymi, które lubią nieco „wypić” przez co zużycie paliwa nie zawsze robi dobre wrażenie. Rozwiązaniem są samochody elektryczne, których na polskim rynku jest jednak znacznie mniej.
Pod koniec ubiegłego roku małą burzę wywołała cena trojaczków – Mitsubishi i-MiEV, Peugeota iOn i Citroena C-Zero. Pierwszy z nich został wyceniony na ponad 160 tysięcy złotych, a cenę pozostałej dwójki ustalono na poziomie 145 tys. zł. Dziś najtańszą propozycję ma Peugeot (121 770 zł), ale i tak – jak na malutki samochodzik miejski, taka kwota wręcz poraża. Nic więc dziwnego, że na 30 zarejestrowanych samochodów w 2011 roku, tylko jeden nie został nabyty „na firmę”. Nawet dość majętna osoba nie będzie chciała kupić 3,5-metrowego samochodu miejskiego za grubo ponad 100 tys. złotych, który przyspiesza do 100 km/h w 16 sekund, a jego zasięg przy sprzyjających warunkach to 150 km. Za tak duże pieniądze można kupić dowolny samochód z segmentu B z doskonałym wyposażeniem, a kilkadziesiąt tysięcy złotych, które nam zostaną, przeznaczyć na paliwo.
Przyszłość
Ciekawszą propozycją niż trojaczki pod względem wyglądu i przestronności wnętrza będzie bez wątpienia Nissan Leaf, jednak do Polski trafi dopiero w 2013 roku, a jego cena będzie wynosić co najmniej 30 tys. euro. (ok. 125 tys. zł).
Jeśli chodzi o hybrydy to w połowie roku możemy się spodziewać pierwszych Opli Ampera, czyli europejskiej wersji Chevroleta Volta, w którym silnik benzynowy służy jako generator prądu. Niestety – cena jest bardzo wysoka – aż 45 tys. euro, czyli ok. 190 tys. zł. Do naszych salonów nie zawitał jeszcze Peugeot 3008 HYbrid4 – pierwsza seryjnie produkowana hybryda z wysokoprężną jednostką napędową. Wiosną do sprzedaży trafi również Peugeot 508 RXH – hybrydowy crossover z dwulitrowym turbodieslem i 37-konnym silnikiem elektrycznym.
Toyota ma w zanadrzu również Priusa Plug-in Hybrid, który być może w tym roku trafi do masowej sprzedaży w naszym kraju. Honda w 2012 roku planuje rozpocząć masowe wytwarzanie hybrydowego Accorda, a to oczywiście nie wszystkie modele, który być może trafią do polskich klientów. Rozwoju technologii hybrydowej i elektrycznej w motoryzacji nie da się zatrzymać. Miejmy nadzieję, że szybko inżynierowie dopracują największe bolączki ekologicznych samochodów.
Podsumowanie
Pamiętać trzeba, że deklarowanie spalanie samochodów hybrydowych, często nijak ma się do rzeczywistości. Może w wyjątkowo sprzyjających warunkach, z wyłączną klimatyzacją, radiem czy ogrzewaniem i delikatnie operując gazem można uzyskać deklarowane wartości, ale patrząc na polskie drogi, brak możliwości utrzymywania stałych prędkości należy spokojnie dodać „+2” do wartości spalania podawanych przez producenta, a wtedy bardziej rozsądnym wyborem może być oszczędny diesel. Tym bardziej, że żywotność akumulatorów ocenia się na 10 – 15 lat, serwisowanie hybryd i pojazdów elektrycznych jest droższe niż samochodów z konwencjonalnym napędem, a produkcja, transport i utylizacja elementów pojazdu hybrydowego kosztuje środowisko naprawdę sporo.