Oko w oko z nieuczciwym kierowcą
Aż 90% pracowników oszukuje swoich pracodawców - wynika z najnowszego badania firmy Euler Hermes. Najczęstszym występkiem jest kradzież. W firmach utrzymujących floty samochodowe nieuczciwi podwładni mają wyjątkowo wiele okazji do kombinowania na boku.
Tylko początkujący lub naiwni managerowie wierzą pracownikom wyłącznie na słowo. Zaufanie jest cenną wartością, ale doświadczenie uczy, że bez właściwie skonstruowanej polityki samochodowej i bez odpowiednich narzędzi kontroli kierowca w krótkim czasie może spowodować duże szkody finansowe. Niełatwo zebrać informacje na temat oszustw popełnianych przez pracowników flot. Oni sami nie są skorzy do wynurzeń z powodów oczywistych. Ale i wielu zarządców nie chce dzielić się historiami o przekrętach swoich podwładnych, zasłaniając się – chyba fałszywie pojmowanym – interesem firmy. Choć większość z nich przyznaje, że problem jest poważny i skąpo uchyla rąbka tajemnicy. Najbardziej pikantnym źródłem informacji są jednak fora internetowe, skupiające pracowników. Anonimowi użytkownicy ochoczo i z wyraźnie wyczuwalną satysfakcją dzielą się sposobami na ominięcie systemu i wygenerowanie boków. Lektura tych wpisów oraz wypowiedzi fleet managerów rysują frapujący, a nieraz szokujący, obraz polskiego kierowcy firmowego.
Oczy szeroko otwarte
Aby nie dopuścić do oszustw, pracodawcy próbują się zabezpieczać. O skali ofensywy przeciwko nieuczciwym podwładnym świadczą dane opublikowane przez rzecznika praw obywatelskich, z których wynika, że już dwie trzecie polskich firm decyduje się na stosowanie narzędzi kontrolujących pracowników. Sprawne systemy są szczególnie pomocne w zarządzaniu dużymi flotami, czyli w sytuacji, gdy kierowcy są rozsiani po całym kraju. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom informatycznym, inwigilacja jest coraz skuteczniejsza.
Jednak nic nie jest w stanie zapewnić kontroli całkowitej. Nawet jeżeli dozór zachowań użytkowników samochodów jest bardzo dokładny i wnikliwy, dochodzi do pewnych nadużyć, co potwierdzają sami fleet managerowie: – Przykładem takich zachowań jest zakup, za pomocą karty flotowej, płynu do spryskiwaczy, używanego potem w prywatnym samochodzie. Inny przykład nadużyć to próby tankowania paliwa do kanistra, co staramy się ograniczyć praktycznie do zera poprzez współpracę z dostawcą paliw, który w przypadku stwierdzenia takiego zdarzenia ma obowiązek zatrzymać kartę paliwową i niezwłocznie nas powiadomić. Zdarzały się też próby przeprowadzania gruntownych remontów samochodów przed wycofaniem ich z eksploatacji – w sytuacjach, kiedy pracownik decydował się na wykup samochodu – opowiada Marcin Gawłowicz, manager floty samochodowej w Lukas Banku.
Można sobie poużywać
Wielu fleet managerów nie zna swoich podwładnych. Szczególnie w dużych flotach kontakt z kierowcą ogranicza się jedynie do śledzenia jego wyników w raportach. Warto o tym wspomnieć dla podkreślenia faktu, że większość zarządców po prostu nie wie, z kim ma do czynienia w swojej codziennej pracy. A warto zdać sobie sprawę, że część zatrudnionych to osoby bez skrupułów wykorzystujące brak nadzoru i z rozmysłem szkodzące firmie. I mowa tutaj nie o działaniu dla własnej korzyści, ale o zwykłym wandalizmie. O ile za racjonalne, choć godne pożałowania, można uznać na przykład korzystanie z firmowej karty do celów prywatnych, o tyle trudno wytłumaczyć sobie świadome niszczenie samochodu dla zabawy. Może trudno w to uwierzyć, ale taką właśnie motywację ma wielu, szczególnie młodych, kierowców firmowych, udzielających się na forach internetowych. Czytając wpisy, dowiadujemy się, jak ogromną frajdę sprawia jazda niezatankowanym samochodem i świadomość, że brud odkładający się w filtrze paliwa przedostaje się do silnika. Można też przeczytać, że nie ma nic przyjemniejszego niż zarzynanie silnika w mroźny poranek, gdy temperatura spada poniżej zera i auto nie zdążyło się jeszcze rozgrzać. Takich wypowiedzi jest sporo, a wszystkie w myśl zasady: najlepsze na świecie jest auto firmowe – podjedzie pod każdy krawężnik, wjedzie w każdą dziurę i, co najważniejsze, nic nie kosztuje.
Nie ma wątpliwości, że autorzy tego rodzaju wypowiedzi są zatrudnieni w firmach, w których nie ma możliwości preferencyjnego wykupu pojazdu po okresie użytkowania go na rzecz pracodawcy. Tam, gdzie istnieje takie rozwiązanie lub ewentualnie kierowca otrzymuje procent z odsprzedaży samochodu, takie problemy nie występują.
Twarde prawo, lecz prawo
Niesubordynacja podwładnych bywa wynikiem niejasno określonych praw i obowiązków kierowcy firmowego. Na linii manager–pracownik nie powinno być miejsca na niedomówienia. Zasady powinny być klarowne i bezwzględnie egzekwowane. W każdej firmie dysponującej flotą warto sporządzić osobny dokument, który szczegółowo regulowałby kwestie związane z użytkowaniem samochodu firmowego. Tzw. polityka flotowa firmy jest często stosowanym rozwiązaniem, które określa chociażby zasady rozliczeń za prywatne użytkowanie samochodu firmowego. Monitorowanie sytuacji i aktywne zarządzanie szkodowością to najlepszy sposób na wytypowanie najlepszych kierowców w firmie, a także na wskazanie pracowników łamiących ustalone zasady.
Wprowadzenie takich zasad ma sens wyłącznie wtedy, gdy fleet manager jednoznacznie uczciwie podchodzi do swoich obowiązków. A nie zawsze tak jest, o czym świadczy historia opowiedziana przez jednego z zarządców floty, którego anonimowość należy w tym miejscu zachować. W liczącej ponad 100 pojazdów firmie został przyłapany na ewidentnym oszustwie jeden z przedstawicieli handlowych. Sprawa była na tyle klarowna, że pracownik powinien zostać dyscyplinarnie zwolniony. Nie stało się tak, ponieważ w tym momencie zaczęły odgrywać rolę inne czynniki, niemające nic wspólnego z zachowaniem uczciwych zasad. Otóż pracownik był najlepszym handlowcem w firmie, więc zaraz znalazły się osoby, argumentujące, że nie opłaca się zwalniać doświadczonego i przynoszącego zyski pracownika. Fleet manager został skłoniony do poprzestania na dyscyplinującej rozmowie. Na pewno świadczy to o jego pragmatyzmie. Jak jednak przyjęła taki sygnał reszta kierowców i jaki wpływ miało wydarzenie na ich podejście do obowiązków? Możemy się tylko domyślać.
Zagłuszacz GPS
Kierowcy firmowi, którzy nie chcą być kontrolowani przez pracodawców, inwestują w tzw. zagłuszacze GPS. Choć operator śledzący pojazdy łatwo może się zorientować, że ktoś intencjonalnie zakłóca działanie systemu lokalizacyjnego, to gadżet znajduje wielu amatorów. Można go używać zarówno w samochodach osobowych, jak i ciężarowych.