Samochody made in Poland
Wstęp niniejszego artykułu może wzbudzać duże emocje wśród niektórych czytelników. Niestety, musimy ich sprowadzić na ziemię. Nie chodzi bowiem o powstanie fabryk z polskim kapitałem, które dadzą zatrudnienie tysiącom pracowników i które pozwolą na konkurowanie z takimi koncernami jak Volkswagen, Fiat czy General Motors. Zamiast tego polscy konstruktorzy celują w krótkie serie aut z górnej półki - choć nie tylko.
Wstęp niniejszego artykułu może wzbudzać duże emocje wśród niektórych czytelników. Niestety, musimy ich sprowadzić na ziemię. Nie chodzi bowiem o powstanie fabryk z polskim kapitałem, które dadzą zatrudnienie tysiącom pracowników i które pozwolą na konkurowanie z takimi koncernami jak Volkswagen, Fiat czy General Motors. Zamiast tego polscy konstruktorzy celują w krótkie serie aut z górnej półki - choć nie tylko.
Michał Torz
Kultowe auto PRL-u w nowej odsłonie
Syrena, Warszawa, Polonez... Starsi kierowcy darzą te samochody mniejszym lub większym sentymentem. Nie dziwi więc, że tę niszę chcą wykorzystać polscy przedsiębiorcy – z mniejszym lub większym rozmachem, a także... lepszym lub gorszym efektem. W ostatnich latach kraj obiegły informacje o nowych odsłonach starej Syreny. A raczej o czterech odsłonach. Najwięcej emocji wśród fanów motoryzacji wzbudzały chyba próby rekonstrukcji legendarnej Syreny Sport. Prototyp wykonany pod koniec lat pięćdziesiątych przez zespół pod kierownictwem Cezarego Nawrota i Stanisława Łukaszewicza okrzyknięty został w zachodnich mediach „najpiękniejszym autem zza żelaznej kurtyny”. Niestety, okazało się ono zbyt burżuazyjnym tworem, więc władze PRL-u zdecydowały o jego zniszczeniu.
W III RP powstało jednak (i nadal powstaje!) kilka replik tego samochodu. W 2012 roku światło dzienne ujrzało auto konstrukcji Mirosława Mazura, inżyniera mechanika, mieszkającego pod Lublinem. Rok później zademonstrowano zaś Syrenę stworzoną na zamówienie jednej z firm produkujących znany gatunek wódki. Inny zapaleniec, Piotr Pela, swoją Syrenę buduje natomiast na bazie... Fiata Cinquecento. Inny projekt jest realizowany przez Fundację im. Cezarego Nawrota. Ten model ma bazować na zachowanych nielicznych oryginalnych częściach. Znamienne, że każdy z omawianych projektów jest inny. Po legendarnej Syrenie Sport zachowały się bowiem jedynie nieliczne zdjęcia i niepełna dokumentacja.
Legendy polskich dróg po liftingu
Niektórzy pasjonaci postanowili pójść inną drogą. Biorąc pod uwagę liczne niedoskonałości techniczne dawnych polskich samochodów, postanowili oni stworzyć ich nowe wersje. Tak powstała np. Nowa Warszawa zbudowana przez studentów Politechniki i Akademii Sztuk Pięknych z Wrocławia. Wsparło ich wiele firm, dzięki czemu prace osiągnęły wysoki stopień zaawansowania. Na razie powstał gotowy w 80% prototyp, ale w planach jest wypuszczenie pierwszej serii czterech aut już w przyszłym roku. Nie będzie to produkcja masowa – łącznie ma powstać zaledwie 11 egzemplarzy Nowej Warszawy. Mało, bo i klientów zapewne będzie niewielu. Samochód ma kosztować około 1,5 miliona złotych i być produktem z najwyższej półki. Płyta podłogowa bazuje na BMW M5, zaś silnik o mocy 300 KM ma osiągać prędkość 300 km/h i rozpędzać się do setki w mniej niż 5 sekund.
Wspomnieliśmy wcześniej o powstających pojedynczych egzemplarzach Syreny Sport. Nowej odsłony doczekać też miała jej klasyczna wersja. A to za sprawą Arkadiusza Kamińskiego, przedsiębiorcy mieszkającego na stałe w Kanadzie. Prace nad projektem trwały jednak kilka lat i efektów nie widać. Spółka AK Motor miała produkować ją w kooperacji z większym koncernem. Nowa Syrena o nazwie Meluzyna miała być dostępna w kilku wersjach, od najtańszej S z silnikiem 1,5 za 45 tys. złotych do Turbo z silnikiem 3,0 – auto z najbogatszą konfiguracją miało natomiast kosztować aż 240 tys. złotych. W planach było także montowanie sportowej Syreny Ligea, która miała obfitować w nowoczesne rozwiązania technologiczne. Miała obfitować, ale niekoniecznie będzie. Oba modele pozostają na razie pięknymi wizualizacjami i niewiele wskazuje, aby miało się to zmienić. Znamienne, że ostatnia informacja prasowa na stronie producenta pochodzi sprzed dwóch lat.
Polskie supersamochody
Polscy projektanci pracują też nad kilkoma ambitnymi projektami, które w żaden sposób nie nawiązują do wcześniejszych polskich wynalazków. Chyba że samą nazwą. Tak jest w przypadku samochodu Arrinera Hussarya, która okrzyknięta została pierwszym polskim supersamochodem. Pierwszy prototyp Hussaryi pojawił się już w 2011 roku, zaś w 2015 zaprezentowano wizualizacje finalnego produktu. Produkcja supersamochodu ma się natomiast rozpocząć już w 2016. Określenie „supersamochód” nie jest w żadnym razie przesadą. Pojazd o ciekawym designie będzie napędzany przez silnik o mocy 800 KM. Konstrukcja ma być zbudowana z lekkich stopów i aluminium, zaś trwałość lakieru ma zapewniać dodatek grafenu. Nie dziwi zatem zapowiadana minimalna cena za auto – około 2 mln złotych.
Wiele wskazuje na to, że produkcja luksusowych aut w niewielu egzemplarzach to nisza, którą są w stanie wypełnić polscy producenci. Potwierdza to przykład Leoparda – auta zaprojektowanego i skonstruowanego przez Zbysława Szwaja. Firma powstała w Mielcu, potem udziały w niej wykupili Szwedzi. Przez niemal dekadę produkowano tam osobliwe roadstery w stylu retro pod nazwą Leopard 6 Litre Roadster, które znajdowały uznanie wśród najbogatszej klienteli. Samochody były montowane ręcznie, maksymalna produkcja wynosiła zaledwie (albo aż) 20 sztuk rocznie. Niestety, w zeszłym roku firma ogłosiła upadłość. To z pewnością wielka strata dla polskiej motoryzacji, jednakże zakupione wcześniej egzemplarze okazały się zapewne świetną inwestycją dla bogatych kolekcjonerów.
Odgrzewane kotlety?
Polscy konstruktorzy na razie konkurują zatem jedynie w budowie krótkich serii luksusowych samochodów – ciekawych wizualnie, niekiedy wręcz wizjonerskich. Co jakiś czas w mediach pojawiają się jednak informacje dotyczące rozpoczęcia produkcji aut z niższych półek. Przykładowo, w 2014 roku sporo mówiło się o wznowieniu produkcji Fiata Seicento. Licencję wraz ze starą linią produkcyjną mieli kupić przedsiębiorcy z okolic Kielc. Auto, pod zmienioną nazwą Qcyk, miało być budowane jedynie w najprostszej wersji. Dzięki temu cena jednego egzemplarza miała wynosić zaledwie 18 tys. złotych. Informacja ta obiegła polskie media, zanim redaktorzy spostrzegli się, że był to primaaprilisowy żart.
W czerwcu bieżącego roku pojawiła się podobna nowina – powrót kultowego Żuka. Tym razem auto miało bazować na podwoziu, karoserii i podzespołach Volkswagena Transportera T5. Inwestorami byli zaś rzekomo przedsiębiorcy z Biłgoraja. To także okazało się żartem redaktorów, którzy tłumaczyli pod koniec tekstu, jakie były ich zamiary. Otóż zdenerwowali się kolejnymi informacjami o nowym polskim projekcie motoryzacyjnym, na temat którego znowu nic konkretnego nie wiadomo.
Mimo wszystko trzymamy kciuki za pasjonatów chcących wskrzesić w Polsce produkcję samochodów. Nawet jeżeli nie chodzi o konkurowanie z największymi koncernami i zalanie rynku polskimi konstrukcjami.