Portfele kierowców polegną przy nowych mandatach?
Jakiś czas temu pisaliśmy o planach zmian w prawie drogowym, które koncentrują się przede wszystkim na fotoradarach oraz mandatach. Z pewnością kilka założeń jest słusznych, ale wystarczy chwila namysłu, aby dojść do wniosku, że coś tu nie gra. Szukanie dziury w całym?
Zapewne wiele osób uzna, że czepiamy się wszystkiego i jesteśmy wiecznymi malkontentami. Nie ma zmian? Źle! Są zmiany? Znów coś nie tak! Wszystko byłoby świetnie, gdyby te zmiany miały sens. Owszem, ukrócenie słynnego już traktowania fotoradarów jako źródła dochodu dla gmin to z pewnością dobry krok. Poza tym Straż Miejska ma utracić prawo do nakładania mandatów, które z dbaniem o bezpieczeństwo na drogach miały niewiele wspólnego. Reasumując, środki z mandatów mają wkrótce trafiać na konto Krajowego Funduszu Drogowego, a nie jak to było zazwyczaj do tej pory, na konta gmin, na terenie których ustawiano fotoradary.
Co więcej, w zapisach można znaleźć informacje o tym, że po wejściu ustawy w życie Inspekcja Transportu Drogowego straci prawo do możliwości rejestrowania samochodów przekraczających prędkość za pomocą ukrytych, mobilnych urządzeń. Jakby tego było mało, panowie z ITD nie będą również mogli nagrywać kierowców z nieoznakowanych pojazdów, a na deser stracą prawo do nakładania punktów karnych - taką możliwość będzie miała jedynie policja. Do tego momentu wszystko wydaje się iść w dobrą stronę - być może skończy się polowanie na kierowców, którzy przekraczają prędkość o kilkanaście kilometrów na zupełnie pustej drodze w środku pola.
Nie pochwalamy tego, ale wielokrotnie powtarzają się sytuacje, w których na pustej i prostej drodze kontroli radarowych jest więcej niż grzybiarzy po deszczu, a w miejscach potencjalnie niebezpiecznych ze słabymi statystykami dotyczącymi wypadków, nie ma nikogo. Gdzie sens i logika? Do tego się już przyzwyczailiśmy, ale jeśli wszystkie plany Platformy Obywatelskiej zostaną zrealizowane, czekają nas również inne, tym razem mniej korzystne zmiany.
Przy okazji warto przypomnieć, że tegoroczne wpływy z fotoradarów do budżetu wyniosą zaledwie 82 miliony złotych. Mało? Dużo? W porównaniu do prognozowanej kwoty na poziomie aż 1,5 miliarda złotych, realne wpływy są dosłownie kroplą w morzu. Swoją drogą kto założył taką prognozę? Z pewnością ktoś, z bardzo wybujałą fantazją, który teraz musi to wszystko naprawić. Tak czy inaczej te ogromne straty trzeba będzie nadrobić już w przyszłym roku.
Wspomniane plany zakładają również podniesienie wysokości mandatów. Jak już wcześniej wspominaliśmy, wysokość kar ma odnosić się do średniego wynagrodzenia podawanego przez GUS. Zgodnie z założeniami, nowe mandaty mają wynosić od 1,5 do 20 procent średniej krajowej, której obecna wysokość to około 3800 złotych, co w przeliczeniu daje kwoty od około 60 do nawet 760 zł. Co prawda podwyżki kwot nie są znaczące, to już zasady przyznawania mandatów wprowadzają sporą rewolucję.
Jeśli przewinienie związane z przekroczeniem prędkości zostałoby popełnione w mieście, kwota mandatu byłaby podwójna. Co więcej, kara pieniężna byłaby zwiększana o połowę w razie przekroczenia prędkości po raz czwarty i kolejny w tym samym roku. Czy takie zasady utemperują kierowców? Czy mandat w wysokości 1500 zł za przekroczenie prędkości w mieście o ponad 50 km/h będzie dotkliwy? Owszem, ale naszym zdaniem kara byłaby o wiele surowsza, gdyby w parze ze zwiększaniem kwot szła podobna kalkulacja punktowa. Niestety w tym przypadku chodzi tylko o pieniądze, czego dowodem są kolejne zmiany.
O ile zwiększenie kwoty mandatów oraz modyfikacje przeliczeń w zależności od miejsca popełnienia wykroczenia czy też ich ilości w pewnym sensie mogą być sensowne (ale tylko w pewnym sensie), to już likwidacja przyznawania punktów na podstawie zdjęć z fotoradarów jest zdaniem wielu kierowców niemal skandaliczna. Od zawsze największą karą dla kierowcy były punkty karne. Jeśli kara za przekroczenie prędkości będzie wiązała się jedynie z zapłatą konkretnej kwoty, bogaci kierowcy przestaną zupełnie się z tym liczyć. Być może zamiast przeliczania kwot mandatów lepszym rozwiązaniem byłoby przeliczanie punktów?
Podwójne przekroczenie prędkości w mieście - 20 punktów karnych. Kolejne wykroczenie i strata prawa jazdy. To byłaby o wiele surowsza kara dla kierowców, którzy nie przestrzegają przepisów, nie mają wyobraźni i nie szanują innych użytkowników drogi zachowując się jak ktoś lepszy i uprzywilejowany. Wyższe kwoty mandatów być może dotkną niektórych kierowców ze skromnym portfelem, ale likwidacja punktów karnych z fotoradarów to ewidentny skok na kasę kierowców - trudno to inaczej usprawiedliwić. Celem jest zwiększenie bezpieczeństwa na drogach? W jaki sposób? Być może Wy, drodzy Czytelnicy macie jakieś konkretne argumenty i wyjaśnienia. Zapraszamy do dyskusji.