Paryski debiut Mercedesa SLS AMG Electric Drive
Kilka dni temu pisaliśmy już o dość kontrowersyjnym modelu Mercedes SLS AMG Electric Drive. Czemu kontrowersyjnym? Większość osób już wie, więc i tak nie popsuję zaskoczenia - auto kosztuje ponad dwa razy tyle, co model SLS AMG GT.
Za co mamy kochać samochody elektryczne z punktu widzenia miłośnika motoryzacji? Za nic, bo zalet po prostu nie ma. Najlepszym przykładem jest nowy Mercedes SLS AMG Electric Drive. Auto jest wolniejsze, ma zapewne śmieszny zasięg i kosztuje ponad dwa razy tyle, co model SLS AMG GT. Być może przyspieszenie jest lepsze, no i brak hałasu (co nie każdemu się podoba). Ale zamiast krytykować, przejdźmy do rzeczy.
Mercedes SLS AMG Coupé Electric Drive posiada aż cztery silniki elektryczne zamontowane blisko kół. Cały system produkuje równowartość około 750 KM oraz moment obrotowy na poziomie aż 1000 Nm. Nie da się ukryć, że parametry są imponujące - to jedno z najmocniejszych aut produkcji AMG. Ale co z tego?
Napędzany bateryjnie SLS AMG jest w stanie przyspieszyć od 0 do 100 km/h w czasie 3,9 sekundy, ale prędkość maksymalna tego supersamochodu (w teorii) to zaledwie 250 km/h. Nowy Volkswagen Golf GTI będzie w stanie osiągnąć taką prędkość. Owszem, nikt normalny na co dzień nie będzie tak szybko jeździł, ale jak na auto za 416 500 euro, prędkość maksymalna 250 km/h to mimo wszystko skromna wartość. Auto wygląda pięknie, ale to raczej pokaz umiejętności, niż sensowny projekt.
Gdyby auta elektryczne kosztowały mniej więcej tyle, co najmocniejsze odpowiedniki benzynowe - wtedy wybór byłby łatwiejszy. Albo świetne osiągi, albo niewielki zasięg w niskiej cenie. Ale jeśli cena auta elektrycznego dobija niekiedy do podwójnej wartości ceny modelu benzynowego, wybór elektryka wydaje się po prostu skrajną fanaberią.