Niemcy przeciwne rewolucji w testach emisji spalin
Miały być rewolucyjne zmiany w systemie testowania emisji spalin przez nowe samochody - zaangażowanie państw unijnych w system kontroli, wysokie kary za niedotrzymywanie narzuconych norm i próby wszelkiego rodzaju fałszerstw. A tymczasem może się okazać, że z dużej chmury będziemy mieli mały deszcz. Przeciwne reformom w zaproponowanej postaci są Niemcy i kilka innych europejskich krajów.
Wydawało się, że po wykryciu manipulacji w poddawanych testom emisji zanieczyszczeń samochodach, należących do koncernu Volkswagen, a także różnych nieprawidłowościach wykrytych w autach innych producentów, szykują się poważne zmiany w testach emisji spalin oraz homologacji nowych modeli. Z taką propozycją wyszedł już nawet Parlament Europejski - mała ona zostać poddana dyskusji z Komisją Europejską oraz Radą Europy.
Europosłowie chcieli m.in., by Komisja Europejska miała większe uprawnienia w zakresie kontroli działań organów państwowych, a także producentów samochodów. Państwa miałyby także samodzielnie przeprowadzać takie testy emisji zanieczyszczeń nowych modeli na rynku (co najmniej 20 proc.), a za wszelkie wykryte próby manipulacji mogłaby być nakładana kara grzywny w wysokości do 30 tys. euro na jedno auto. Same testy miałyby być przeprowadzane w rzeczywistych warunkach drogowych, a nie laboratoriach. W opublikowanym raporcie wykazano bowiem, że różnice pomiędzy rzeczywistym a testowym spalaniem są ogromne.
Okazuje się jednak, że z zaproponowanych rozwiązań może nic nie wyjść. Krytycznie do nich nastawione są bowiem Niemcy i, jak podają niemieckie media (m.in. Sueddeutsche Zeitung), Berlin już od dłuższego czasu gra w tym temacie na zwłokę, nie chcąc porozumieć się z Komisją Europejską.
Niemcy odrzucają kilka najważniejszych punktów proponowanej reformy. Nie chcą, by Komisja Europejska mogła kontrolować krajowe organy - w przypadku Niemiec np. Federalny Urząd ds. Ruchu Drogowego. Sprzeciwiają się dotkliwym karom nakładanym na producentów samochodów za próby fałszerstw podczas procedury testowej. Nie chcą też, by instytucje kontrole, jak np. TÜV były opłacane przez specjalny, unijny system opłat, a nie, jak jest obecnie, przez producentów samochodów. Berlin odrzuca wreszcie wszelkie propozycje wycofywania z rynku najstarszych, a tym samym najbardziej szkodliwych dla środowiska aut z silnikami wysokoprężnymi.
W tym graniu na zwłokę Niemcy nie są jednak osamotnione. Z podobnymi zarzutami wobec propozycji Parlamentu Europejskiego wystąpiły m.in. Włochy, Hiszpania oraz Czechy, a więc kraje o wysokiej produkcji samochodów osobowych.
Dziś już wiadomo, że wyznaczony na koniec maja termin rozpoczęcia negocjacji, mających wprowadzić w życie proponowane zmiany, jest nierealny. Patrząc na opór największego, jakby nie patrzeć, producenta samochodów w Unii Europejskiej, a jednocześniej największej europejskiej gospodarki, można mieć wątpliwości, czy w ogóle dojdzie do jakichkolwiek zmian w zasadach testowania emisji zanieczyszczeń oraz spalania.