Nie ma fotoradaru? Nie powinno być też znaku!
Oznakowanie urządzeń rejestrujących prędkość jest nieprawidłowe, a kierowcy są bardzo często wprowadzani w błąd. To już nie jest żadną tajemnicą, a niezwykła chęć dopełnienia rządowych kas pieniędzmi z kieszeni kierowców często przyćmiewa obowiązujące prawo. Najciekawsze jest jednak to, że to samo prawo na to pozwala. Paradoks? Okazuje się, że nie.
Od 1 listopada 2011 r. obowiązuje bowiem przepis nakazujący ustawienie znaku przed masztem, w którym zamontowany jest fotoradar. Jak wiadomo, przy drogach straszy mnóstwo pustych atrap, a zgodnie z obowiązującym prawem, jeśli maszt stoi pusty, znak musi zniknąć. Czy prawo to jest respektowane? Wolne żarty.
Straż miejska tłumaczy, że ma do dyspozycji więcej masztów niż samych urządzeń, a każdorazowe przeniesienie znaku wymaga wielu pozwoleń i decyzji. Zapewne taka operacja jest również stratą czasu i przy okazji pieniędzy. Swoją teorię ma również ITD.
Otóż Inspekcja Transportu Drogowego wyjaśnia, że na dostosowanie się do przepisów ma, w myśl znowelizowanej ustawy, aż 36 miesięcy. Pytamy więc, jaki jest sens wprowadzania prawa, skoro nie jest ono w żadnej płaszczyźnie stosowane. Ot, typowe olewanie prawa zgodnie z prawem.