Koniec motoryzacji jaką znamy? Czarna wizja Boba Lutza
W dzisiejszych czasach chyba każdy z nas zastanawia się nad tym, jak będzie wyglądać przyszłość motoryzacji. Czy będzie ona choć trochę przypominać tę dzisiejszą, która w gruncie rzeczy nie zmieniła się od ponad 100 lat? Czy może nastąpią rewolucyjne zmiany, które sprawią, że słowa "kierowca" i "samochód" nie będą już miały racji bytu, stając się tylko językowym reliktem przeszłości? Podobne przemyślenia naszły Boba Lutza, który podzielił się nimi w napisanym przez siebie artykule, opublikowanym w serwisie "Automotive News".
Słowem wstępu warto napisać, kim jest Bob Lutz. Urodził się w 1932 roku, w Zurychu, w Szwajcarii. Ukończył Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, a jego przygoda z motoryzacją zaczęła się w 1963 roku od pracy w europejskim oddziale General Motors. Od lat 70. ubiegłego wieku zajmował najwyższe stanowiska w takich firmach jak m.in. BMW, Ford, Chrysler, Exide i General Motors. W 2013 roku wspólnie z Gilbert Villarrealem założył firmę motoryzacyjną VL Automotive, która po przyłączeniu się do niej Henrika Fiskera, zmieniła swoją nazwę na VLF Automotive. Bob Lutz to również człowiek, który miał swój udział w rozwoju BMW serii 3 i działu sportowego BMW Motorsport, i w mniejszym lub większym stopniu przyczynił się do powstania takich samochodów jak m.in. Ford Escort III, Ford Sierra, Ford Explorer, Dodge Viper czy też płyty podłogowej koncernu Chryslera o nazwie LH. Już w 2008 roku powiedział, że elektryfikacja samochodów jest nieunikniona i wspierał projekt powstania Chevroleta Volta/Opla Ampery. Najlepszą rekomendacją jest uznanie Lee Iacocci, który wyciągnął koncern Chryslera z ogromnych tarapatów finansowych w 1979 roku, a który powiedział, że powinien był wybrać Lutza na swojego następcę w 1992 roku zamiast Boba Eatona. Jak widać, Bob Lutz to człowiek z wielkim doświadczeniem i wkładem w rozwój motoryzacji. A jak widzi przyszłość motoryzacji?
Według Lutza zmierzamy do końca motoryzacji, jaką znamy i stanie się to w ciągu najbliższych kilku dekad:
"Przemysł motoryzacyjny jest w okresie wielkich zmian. Przez setki lat koń był głównym środkiem transportu dla ludzi, a od ostatnich 120 lat jest nim samochód. Teraz zmierzamy do końca tej samochodowej ery, ponieważ podróż będzie się odbywać w ustandaryzowanych pojazdach autonomicznych (modułach)."
Według Lutza pojazdy będą poruszać się po drogach w licznych kolumnach, które na autostradach będą rozwijać prędkości dochodzące do 240 km/h. Dzięki temu przemieszczanie się np. z domu do pracy i z pracy do domu będzie szybkie, łatwe i przyjemne. Co więcej, w zależności od jej rodzaju, część obowiązków będzie można wykonywać już w drodze do niej, w pojeździe. To sprawi, że spadnie zainteresowanie zwykłymi samochodami i samodzielnym ich kierowaniem, a także zakończy erę kolei szynowej. Jak pokazują badania, większość samochodów spędza ok. 95% swojego życia na staniu w miejscu. Dlatego też większość pojazdów autonomicznych będzie funkcjonować na zasadzie wynajmu, a właścicielami tych flot będą wielkie firmy, które będą działać podobnie jak obecne korporacje taksówkarskie − zamówiony przez nas pojazd przyjedzie po nas, zawiezie w wybrane miejsce i wróci do bazy, gdzie będzie oczekiwać na kolejne zlecenie nasze lub innego klienta.
Lutz przewiduje, że wiele firm samochodowych zniknie z rynku, gdyż właściciele flot pojazdów autonomicznych będą wpływać na ich przyszłość − producenci nie będą mogli wpływać na popyt rynkowy, tak jak mogą to robić obecnie. Dodatkowym czynnikiem będzie wspomniana już standaryzacja, choć pojazdy wciąż będą się od siebie różnić wyposażeniem i wyglądem w zależności od ich przeznaczenia oraz preferencji klientów indywidualnych i flotowych. Ze względu na charakter wynajmu pojazdów, również większość salonów sprzedaży przestanie istnieć, pozostaną tylko swego rodzaju butiki, w których będzie można zamówić spersonalizowane pojazdy. Największą szansę na przetrwanie mają marki premium, takie jak Bentley czy Rolls-Royce, które będą przygotowywać pojazdy autonomiczne na indywidualne zamówienie − w końcu chęć eksponowania swojego statusu majątkowego zaczęła się dawno przed erą samochodów i trudno oczekiwać, by skończyła się razem z nią.
A co z miłośnikami "tradycyjnych" aut?
Lutz przewiduje, że przy udziale na drogach pojazdów autonomicznych na poziomie 20-30%, użytkownicy "klasycznych" samochodów będą zmuszeni w ciągu kliku lat pozbyć się ich, gdyż poruszanie się nimi po drogach publicznych będzie zakazane. Los, jaki czeka samochody, będzie podobny do tego, jakiego doczekały się konie. Będzie się można nimi poruszać tylko w specjalnie do tego wyznaczonych miejscach jak np. prywatne drogi czy tory wyścigowe. W dłuższej perspektywie czasu, posiadanie "tradycyjnego" samochodu będzie przeznaczone wyłącznie dla ludzi zamożnych zrzeszonych w różnego rodzaju automobilklubach.
A kiedy to wszystko nastąpi?
Już niedługo. Według Boba Lutza może to nastąpić za 15, może 20 lat, kiedy dokona się już większość zmian, o których wspomina. To jak zauważa Lutz jest wiadomość, która jego jako miłośnika samochodów i człowieka, który poświęcił motoryzacji całe swoje życie, wprawia w ponury nastrój. Mnie nie pozostaje nic innego, jak podzielić jego odczucia i mieć nadzieję, że ta czarna wizja schyłku motoryzacji nie dokona się, a przynajmniej nie tak szybko.