RMF Morocco Challenge 2010 - dzień 6
Szósty etap RMF Morocco Challenge 2010 należał do najdłuższych. Załogi miały do pokonania ponad 500 kilometrów z południa na północ Maroka. Transferowe odcinki były zabójcze dla sprzętu.
To już drugi etap, na którym koło w swoim quadzie urwał Szogun. Zawodnik ten na początku etapu pomagał innej załodze naprawiać tłumik. „Później musiałem się spieszyć, ponieważ chciałem zdążyć przed zmrokiem. Chwila nieuwagi i przy dużej prędkości uderzyłem w kamień. Koło odpadło po raz drugi. Musiałem czekać na pomoc. Na hol wzięła mnie załoga RMF FM. Robiłem za przeciwwagę. Na sznurku i trzech kołach z magiczną prędkością kilku kilometrów na godzinę dotarliśmy na metę bardzo późno w nocy. Jestem szczęśliwy, że jestem cały” – opowiadał o wydarzeniach dnia zawodnik quada. „Pędząc około 100 kilometrów na godzinę na długiej prostej doznałem szoku. Mój układ kierowniczy padł. Gdy chciałem skręcić, quad jechał dalej prosto. Odpuściłem manetkę i wytraciłem prędkość. Gdyby ta sytuacja zdarzyła się w innym miejscu mogłoby być tragicznie” – mówił w campie kierowca Bombardiera.
Nie łatwo było też samochodom. Robert Szustkowski i Jarosław Kazberuk, którzy na środowym etapie zaliczyli rolkę przez przód, borykali się z problemami również w czwartek. „Padła sonda Lambda. Musieliśmy mieć dwa dodatkowe, nieplanowane postoje po co najmniej pół godziny, żeby odpalić auto i jechać dalej” – tłumaczył kierowca rajdowego Pajero. Załoga Davidoff Cigars urwała przewód hamulcowy w swoim Patrolu. „Auto spisuję się wyśmienicie. Do dzisiejszego etapu nie mieliśmy z nim żadnych problemów. Dziś urwaliśmy przewód. Chciałem go jakoś zakuć ale na trasie to bardzo trudne. Znaleziona w tylnych drzwiach śrubka zablokowała wyciek płynu na tyle, że mogliśmy kontynuować jazdę” – mówił na mecie Mariusz Stanek.
„Jest. Dotarliśmy do mety. Pierwszy odcinek był bardzo kamienisty. Musieliśmy jechać dość wolno” – cieszyła się ze zdobycia mety Ania Dereszowska. „Ostatnie kilometry przemierzaliśmy z minimalną ilością paliwa. Przy tankowaniu okazało się, że w zbiorniku pozostało tylko 2 litry!” – dodał Piotr Grabowski.
Ostatni piątkowy etap to podróż wyschniętym korytem rzeki przez kanion. Malowniczych pejzaży i ciężkich warunków na pewno nie zabraknie. Zarówno sprzęt jak i zawodnicy są już bardzo zmęczeni pustynnym maratonem.