RMF Morocco Challenge 2010 - dzień 2
Na drugim etapie RMF Morocco Challenge 2010, Albert Gryszczuk przygotował dla zawodników kilka niespodzianek. Pierwsza z nich to odległość do przebycia – ponad 300 kilometrów odcinków specjalnych. Druga to charakterystyka trasy – długie proste, strome wjazdy i wyjazdy do quedów, ogromna ilość kamieni. Załogi ściągały na camp do wczesnego ranka.
Wczesnym rankiem, drugiego dnia rajdu zawodnicy wyruszyli z Platea de Rekkam by zmierzyć się z pustynią. Czekało na nich 300 kilometrów. Walka była twarda. Nikt nie chciał dać za wygraną.
„Pierwszą część trasy pokonywałam ja, drugą część Piotr. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem auta. Porsche jedzie doskonale, nie boi się żadnych wyzwań na pustyni. Przedzieraliśmy się przez masę kamieni. Cayenne jechał bosko. Każde uderzenia kamienia bardzo przeżywam. Boli mnie to bardziej niż auto. Jesteśmy zafascynowani tym samochodem” – mówiła wieczorem w campie pełna entuzjazmu Ania Dereszowska, która z Piotrem Grabowskim jadzie w barwach RMF Caroline Team. Rajdowe Porsche kierowane przez Rafała Płuciennika dotarło na metę jako pierwsze.
„Mieliśmy małą awarię ale udało nam się ją usunąć i ruszyć w dalszą drogę. Zabawa jest naprawdę przednia. Za chwilę krótka regeneracja i jutro walczymy dalej z Czarnym Lądem” – relacjonował Piotr Zelt, który startuje w duecie z Aleksandrem Szandrowskim.
Najwięcej przygód podczas drugiego etapu przeżyła załoga Piotr Jaworski i Rafał Karwacki, startująca w barwach RMF FM. Czas, w jakim pokonali odcinek to ponad 23 godziny! „Pierwszy problem to awaria piasty. Nie mogliśmy się z nią uporać. Za pomocą systemu Finder wezwaliśmy serwis RMF Caroline Team. Gdy koło było już naprawione, ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety nie długo cieszyliśmy się z jazdy. Po około 3 kilometrach skończyło się sprzęgło. Nasza podróż trwała naprawdę długo” – opowiadał wyraźnie zmęczony Piotr Jaworski, który przybył do Morzougi w momencie, gdy pozostali zawodnicy szykowali się do śniadania.
„Nasz dzień też nie był lekki. Zaczęła nam przeciekać chłodnica. Maciek Albinowski, który z nami podróżuje załatał tą część specyfikami Loctite. Ruszyliśmy w dalszą drogę by na jednym z kamieni zakończyć życie amortyzatora. Na szczęście dotarliśmy do mety” – mówili zawodnicy Pectusa.
Dziś na zawodników czekają wydmy. Patrząc na ich ukształtowanie i wielkość można stwierdzić, że nie będzie łatwo. Zawodnicy pokonają pięć pętli, każda po 12.500 metrów.