III runda WMMP 2010 Slovakiaring
Kolejna runda WMMP za nami. Tym razem cała karuzela wyścigowa rozkręciła się na dobre na Słowacji, na torze Slovakiaring, położonym 30 km od Bratysławy.
<p style="text-align: justify;"><span class="wstepniak">Kolejna runda <strong>WMMP</strong> za nami. Tym razem cała karuzela wyścigowa rozkręciła się na dobre na Słowacji, na torze <strong>Slovakiaring</strong>, położonym 30 km od Bratysławy.</span></p>
<p style="text-align: justify;"> </p>
<p style="text-align: justify;">O samym obiekcie pisaliśmy już <a href="http://www.motogen.pl/artykuly/relacje/slovakiaring-nowy-tor-wyscigowy,art85.html">wcześniej</a>, więc nie będę rozwodził się nad jego parametrami, warunkami pobytu itd. Wspomnieć należy tylko, że zawody z cyklu Alpe Adria Championship były inauguracją wyścigów motocyklowych na tym obiekcie. Obsługa toru dokładała wszelkich starań, aby zapewnić wszystkim jak najlepsze warunki oraz ułatwić życie. Podczas kilku dni pobytu przywykliśmy do tego, że wciąż i niezmiennie opróżniano kosze na śmieci, zamiatano przed boksami itd. Zarówno obsługa Pit Lane, jak i sędziowie wirażowi działali bardzo sprawnie, ale jednocześnie byli skrupulatni i drobiazgowi. Pisałem już o tym, że nakładane będą kary za przekroczenie prędkości w depot – stosowano je w stosunku do każdego winowajcy, bez litości. Szymon Kaczmarek, wychowanek CBR 125 Cup, który w sezonie 2010 startuje w Mistrzostwach Czech w klasie 125GP, doświadczył tego na własnej skórze i „zabulił” okrągłą sumkę 50 EUR za przekroczenie limitu prędkości o 8 km/h. <br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Wróćmy jednak do samych zawodów. Rozpoczęły się one w piątek od wolnych treningów dla wszystkich klas, zarówno mistrzowskich, jak i pucharowych. Zawodnicy Pucharu Polski oraz pucharu Czech Open mieli do tego dwie sesje kwalifikacyjne; ich wyścigi odbywały się w sobotę. Trzeba przyznać, że polskie „młode wilki” dobrze dają sobie radę na nowych dla siebie obiektach. Duże słowa uznania należą się Adrianowi Paskowi, który z każdym wyścigiem zwiększa swoja przewagę nad konkurentami, wygrywając w klasyfikacji Rookie do 600. Na <strong>Slovakiaring</strong> trzymał się w czubie wyścigu, ocierając się o „czeskie” podium. Popisowo pojechała też Natalia Florek, która podczas sobotniego wyścigu, mimo „szlifa” podczas treningów, wywalczyła sobie drugą pozycję na mecie. Dużą determinacją wykazał się Piotrek Kałużka. Jego motocykl zamienił się w kupę gruzu, kiedy Piotr zdecydował się natychmiastowo opuścić nitkę toru i zwiedzić żwir strefy bezpieczeństwa, puszczając szpeja w kozły. Rama powiedziała dosyć, rozpadając się na dwie części. Ale okazało się, że nie ma rzeczy niemożliwych; zespół znalazł dawcę części i w wyścigu Piotrek stawił się na mecie na piątej pozycji. Bieg wygrał w klasyfikacji Pucharu Polski Krzysztof Kubiś. Część zawodników Pucharu Polski opuściła gościnny <strong>Slovakiaring</strong> zaraz po wyścigach, decydując się na spędzenie weekendu w domu albo gdzieś nad wodą.<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Sobotnie emocje to nie tylko wyścigi klas pucharowych, ale emocje związane z kwalifikacjami do wyścigów klas mistrzowskich. Od klasy Superstock 600, gdzie spora grupa Juniorów z Polski miała chrapkę na jak najlepsze wyniki, poprzez Supersport i Superstock 1000, a kończąc na Superbike – wszyscy wykorzystywali po 35 minut z każdej sesji, aby wykręcić swój wymarzony, najlepszy czas. Liderami kwalifikacji STK 600 wśród Polaków byli Sebastian Zieliński, Mateusz Korobacz i Kuba Wróblewski. Po piętach deptali im Patryk Kosiniak i Artur Wielebski. Patrząc na to, co dzieje się wśród najmłodszych zawodników, widać, że w tej klasie wszystko jest możliwe i jeszcze wiele może się wydarzyć. Lecz o tym jeszcze wspomnę, bo sam wyścig małych stoków był wielce emocjonujący i obfitował w niespodzianki. Ogólnie w sesjach kwalifikacyjnych zarówno Superstock 600, jak i Supersport rządził Jaro Czerny, słowacki ścigant z dobrą znajomością toru oraz, mimo młodego wieku, sporym doświadczeniem. Widać było, że Słowakom wybitnie zależało, żeby Jaro zwyciężył, stawiając szczególnie na klasę Supersport – tak przynajmniej mówiło się w kuluarach parku maszyn zaraz po zmianie harmonogramu niedzielnych wyścigów, kiedy zamieniono kolejnością wyścigi małych stoków i SSP (plotkowano, że wszystko po to, aby Czerny wystartował wypoczęty do bardziej wymagającego wyścigu Supersport, a dopiero później ponownie pojawił się na starcie Superstock 600).</p>
<div style="page-break-after: always;"><span style="display: none;"> </span></div>
<p style="text-align: justify;">W Superstock 1000 i Superbike rządził niepodzielnie Michal Filla, czeski zawodnik z grubym wyścigowym CV i doświadczeniami z wielu klas motocykli wyścigowych. Jeszcze przed kwalifikacjami najszybszy z Polaków, Paweł Szkopek, spoglądając na wydruki czasów z treningów, spokojnie stwierdził: „Ktoś tu na 100% zejdzie z czasem do 2:05”. Nie pomylił się, bo właśnie Michał pojechał w takim tempie, wywalczając Pole Position w obu wyścigach, w których startował (STK 1000 i SBK). Wyraźnie było widać jak świetnie radzą sobie na <strong>Slovakiaring</strong> nowe BMW S 1000RR. W dużych stokach najszybszy z Polaków, Waldek Chełkowski vel Klama, rządził na pucharowej „Beemce”, kręcąc pod nieobecność Irka Sikory (wyścigi IDM) świetne czasy i nie dając pola do popisu reszcie krajowych konkurentów, włącznie z Adasiem Badziakiem, który znakomicie dogaduje się ze swoją R1. Adam, drapiąc się po brodzie godnej rozbójnika Rumcajsa, stwierdził: „Nie wiem co jest grane. BMW idzie tu jakby tor był zaprojektowany pod te motocykle. Myślę, że moja Yamaha świetnie da sobie radę na bardziej krętych trasach, tu potrzeba jadu i dzikiej mocy. Nie mam motocykla tak zestrojonego, jak np. poprzedni model Pawła (Szkopka – przyp. red.), który przy otwarciu przepustnic wyrywa ręce ze stawów. Czasami mam wrażenie, że brakuje mi ze 20–30 koni do pełni szczęścia. Ale spokojnie, w Moście będzie znakomicie”. Wspomniany wcześniej, Irek Sikora, zgodnie z zapowiedziami z początku sezonu, krążył między Słowacją a Niemcami, więc na Słowacji postawił na klasę Superbike, odpuszczając starty w stokach 1000. A właśnie w Superbike czołówka kręciła niewiarygodne czasy – kroku Michalowi Filla dotrzymywali Szkopek, Giabbani, Pellizzon i Zaiser. Jednak żaden z nich nie zszedł z czasem poniżej 2:06 i nie odebrał Czechowi palmy pierwszeństwa.<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Ci, którzy „plączą” się po torach wyścigowych, zauważyli zapewne różnicę pomiędzy wieczorami na paddocku w Brnie, gdzie panuje pewien rygor od kilku sezonów, a słowackim obiektem, na którym w większości boksów i namiotów do później nocy krzątali się ludzie, roznosił się zapach grillowanych mięs, sączono piwo lub słychać było muzykę. Panował większy luz, bardziej przypominający atmosferę w Moście niż brneńską ciszę i zakazy tego lub owego. Nie wyobrażam sobie, żeby w Brnie ktoś odważył się nadmuchać i napełnić wodą basen o pojemności ponad 5600 litrów i chlapać się w przerwach między jazdami. Kosztowałoby to okrągłą sumkę w euro i prawdopodobną eksmisję. Słowacy pobłażali ludziom, zgromadzonym w parku maszyn, pozwalając im na pewne fanaberie i nie przeszkadzając w zabawach. Druga sprawa to fakt, że całość obiektu jest dobrze monitorowana, włącznie z podglądem na nitkę toru, gdzie po godzinie 20:00 roiło się od skuterów, rowerów, ludzi na rolkach oraz obsługi sprzątającej asfaltową trasę.<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Przyznam szczerze, że podczas rundy na <strong>Slovakiaring</strong> spałem szybko. Gdybym tam miał jeździć i to tak szybko, jak spałem, to pewnie do mnie należałby rekord toru i to w okolicy 1:50 ;).Noc z soboty na niedzielę to załączony szwędacz, gadki z mnóstwem ludzi i pobudka o 7:00, kiedy budzik w telefonie zagrał okropną melodię. Wielki dzień wielkiego ścigania. <br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Obsada każdej z klas mocna. Skupienie i krzątanina jak w wielu niedużych mrowiskach. Każdy ma co robić, każdy się trochę spieszy. Wśród tego spore grupki kibiców. Od 8:00 zwei-takty urywały głowę swoim jazgotaniem. Później czterosuwowe monstra darły się z wydechów tak, że miałem ochotę wcisnąć sobie stopery głęboko w czaszkę lub przebić bębenki w uszach. 10-minutowe sesje warm-up mijały jedna po drugiej. Wreszcie po krótkiej przerwie pierwsze motocykle stanęły na polach startowych. Wśród klas GP i 125 Sport Production nie zabrakło polskiego akcentu. Jak wcześniej wspominałem, przy okazji kar za przekraczanie prędkości w depot, w jednym z czeskich zespołów startuje Szymon Kaczor. Szymon szybko załapał zasadę poruszania się motocyklem dwusuwowym i w wyścigach może jeszcze nie pudłuje, ale robi duże postępy podczas każdego startu i dojeżdża w pierwszej dziesiątce, zbierając punkty. Tak też było i tym razem – wyścig ukończył na siódmej pozycji.</p>
<div style="page-break-after: always;"><span style="display: none;"> </span></div>
<p style="text-align: justify;">Po dwusuwach przyszła kolej na klasę Supersport. Najszybsze 600-ki karnie stawiły się na starcie i rozpoczęła się jatka. Jaro Czerny nie dał szans konkurentom i zapewnił sobie zwycięstwo w tej klasie. Najszybszym z Polaków okazał się Daniel „Buła” Bukowski, a popis jazdy i dobrego ścigania dali wszystkim Marek Szkopek i Mariusz Kondratowicz, zamykając jednocześnie pierwszą dziesiątkę klasyfikacji wyścigu. O ile Marek ma sporo problemów z dogadaniem się ze swoim Trumpetem, o tyle Mariusz świetnie radzi sobie na znakomicie przygotowanym Suzuki, depcząc Mikro po piętach w coraz wyraźniejszy sposób. Rozgrywka w czołówce polskiej klasy Supersport w tym roku może być ciekawa, zważywszy, że od poznańskich rund wejdzie klasyfikacja wspólna z juniorami. Oj, się wszystko poprzewraca, jeśli młodzi będą się ogarniać!<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">W Superstock 1000 nie zobaczyliśmy na starcie zgłoszonego wcześniej w dwóch klasach Irka Sikory, który właśnie podróżował z wyścigu Mistrzostw Niemiec, żeby zdążyć na popołudniowy bieg klasy Superbike. W każdym razie wygrał bezsprzecznie niesamowicie szybki Michal Filla z czasem 2:06:161, a pierwsza czwórka mieściła się poniżej 2:08! Najlepszym z Polaków był Waldek Chełkowski, który w generalnej klasyfikacji wyścigu zajął siódmą lokatę. Za nim pojedynek stoczyli Adam Badziak i Piotr Betlej. Adaś musiał uznać wyższość Piotrka, który przebojem wszedł na ósmą pozycję, urywając sekundę od najlepszego czasu Badziaka.<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Sporo emocji i wiele niespodzianek sprawili najmłodsi, czyli zawodnicy klasy Superstock 600 Junior, startujący wspólnie z wyjadaczami z Czech i Słowacji. W wyścigu znów triumfował Jaro Czerny, ale baczną uwagę polskich kibiców przyciągała chmara naszych młodzików. Niesamowitego pecha miał Mateusz Korobacz, obchodzący tego dnia swoje dziewiętnaste urodziny. Już na pierwszym okrążeniu przepałował hamowanie do jednego z zakrętów i poszedł w żwir, kiedy Kuba Wróblewski trącił tylne koło jego motocykla. Dla Mateusza był to koniec wyścigu, natomiast Kuba stracił sporo do rywali. W klasyfikacji Mistrzostw Polski do końca prowadził Sebastian Zieliński, a z tyłu rozgorzała walka. Mający atomowe starty, Patryk Kosiniak tak na starcie zamulił, że zaczęli wyprzedzać go zawodnicy z ostatnich pól. Kosa dzielnie walczył, szybko nadrabiał straty i narzucił mordercze tempo, ruszając w pościg za Wielebskim i wyprzedzając Artura jeszcze przed połową wyścigu. Widać było, że ma aspiracje dojść Zielińskiego i stoczyć z nim walkę o pierwszą lokatę, jednak zbyt skupił się na pościgu i zaczął popełniać błędy. Finalnie musiał zadowolić się drugą pozycją, a Arti przejął trzeci stopień podium. Pech dosięgnął dwóch młodych Polaków. Orlikowski i Bińkowski nie ukończyli wyścigu – oni cali, natomiast ich motocykle odmówiły w trakcie jazdy posłuszeństwa. Przykra sprawa, szczególnie w przypadku Bińkowskiego, który, siedząc na ogonie Yamasze Wielebskiego i ostro prąc do przodu, miał wielkie szanse na trzecią lokatę. Po upadku w Brnie problemy z odnalezieniem się na torze miał Grzesio Szczypka – będzie musiał ostro pracować nad swoją kondycją i nastawieniem psychicznym przed rundą w Moście. Cały wyścig STK 600 był pięknym widowiskiem i kto go nie widział, powinien żałować. Praktycznie cała stawka idzie na zasadzie „wszystko albo nic”, dając z siebie zdecydowanie wszystko na każdym okrążeniu. A tu jeszcze nie ma połowy sezonu! Co się będzie działo dalej, sam nie wiem. Jak wspominałem, w tej klasie wszystko jest możliwe. Kosiniak z Wielebskim idą łeb w łeb na punkty, przy czym Arti, ze względu na swoją wyższą pozycję w poprzednim wyścigu w Brnie, jest obecnie liderem klasyfikacji <strong>WMMP</strong>. Emocje są ogromne, nie tylko podczas walki na torze, apeluję więc do niektórych zawodników i opiekunów o większą powściągliwość. To jest sport w czystej postaci i niech tak pozostanie.</p>
<div style="page-break-after: always;"><span style="display: none;"> </span></div>
<p style="text-align: justify;">O 16:00 na starcie zameldowała się klasa królewska – Superbike. I zaczęła się rzeźnia... Zaraz po starcie prowadzenie objął Paweł Szkopek, odskakując Michalowi Filla i reszcie na dobre kilkadziesiąt metrów, kiedy wirażowi wywiesili czerwone flagi. Z pit lane widać było, że na hopie wydarzyła się jakaś mega kraksa – ktoś leciał w powietrzu, koziołkowały motocykle. Nie wyglądało to przyjemnie i mimo upału zrobiło się zimno. Zawodnicy zjeżdżali do boksów. Pierwsze komunikaty zawierały sprzeczne informacje. Wreszcie okazało się, że polegli Tomek Wilczyński i Janusz Oskaldowicz, którego z toru zabrała karetka. Po chwili na plac przy namiocie odbioru technicznego „śmieciarka” zwiozła dwa konkretnie rozbite motocykle, Suzuki Tomka i BMW Janusza. Przyjechał też Tomek, który, ciężko oddychając, wyjaśnił szybko co się stało. Otóż tuż przed hopą ostro zahamował jeden z zawodników. Wówczas Tomek wdusił heble i wyszedł ze wzniesienia na przednim kole, usiłując dociążyć tył motocykla, aby opaść na oba koła. Niestety, w chwili kiedy tył Suzuki opadł na asfalt, szpej stanął dęba i poszedł kozły, wysadzając Wilczyńskiego z siodła. Tomek przeleciał kilka metrów w powietrzu, a jego koziołkujący motocykl wystrzelił w powietrze i trafił w tylne koło BMW Janusza, przygniatając jednocześnie kierowcę do zbiornika i dokonując totalnej destrukcji. Szczęśliwie „Oskald” wyszedł z dzwona bez większych obrażeń. Fakt, jest mocno poobijany, ale kości całe, mimo podejrzeń lekarzy o pęknięcia żeber. Wyścig wznowiono, powtarzając w skróconej formie procedurę startową i skracając bieg do ośmiu okrążeń. Ponownie Paweł Szkopek wysunął się na prowadzenie, ale już nie dał rady odskoczyć tak, jak poprzednio. Pierwsze dwa okrążenia mocno naciskali na niego Filla i Giabbani, a tuż za pierwszą czwórką podążał Fabrizio Pellizzon. Na drugim kółku Paweł popełnił błąd na hamowaniu i Michal Filla wysunął się na prowadzenie. Gwen Giabbani pod koniec trzeciego okrążenia wycofał się z wyścigu. Przyczyna błaha – kiedy przerwano wyścig, zespół GRANDys Duo zdecydował się na szybką zmianę kół w motocyklu sympatycznego Francuza. Podczas wyścigu okazało się, że z przedniej opony uchodzi powietrze i Giabbani musiał zrezygnować z dalszej jazdy. W tym czasie Filla i Szkopek odskoczyli Pellizzonowi. Paweł próbował zbliżyć się do Czecha, jednak wykalkulował, że jest to zbyt ryzykowne i spokojnie dowiózł do mety drugą pozycję w generalce. Słowa uznania należą się Adamowi Kropiwnickiemu, który na swoim starym Suzuki łoił aż miło i po długiej walce oddał pole partnerowi z zespołu, Hubertowi Tomaszewskiemu, jadącemu na nowiutkim GSX-R. Zarówno podczas wyścigu, jak kwalifikacji szczęścia nie miał sympatyczny Bartek Wiczyński, który przez cały weekend zmagał się z przegrzewającym się sprzętem. Wysoka temperatura w układzie chłodzenia skutecznie odbierała kucyki mechaniczne jego CBR 1000RR. Irek Sikora, który dotarł na start wyścigu Superbike, uplasował się na siódmej pozycji w klasyfikacji generalnej wyścigu – o cztery pozycje przed Bartkiem. Podium <strong>WMMP</strong> wyglądało więc następująco: Szkopek, Sikora, Wiczyński. Gratulacje!<br />
</p>
<p style="text-align: justify;">Po czterech dniach spędzonych na Słowacji przyszedł czas na spakowanie gratów, wypuszczenie wody z basenu i kolację na torze. W parku maszyn miejsce motocykli zajęły samochody, a ekipa motocyklowa popadła w dziwną melancholię. To była znakomita runda – pogoda dopisała, nie brakowało ciekawych wydarzeń, a <strong>Slovakiaring</strong> okazała się wybitnie gościnnym miejscem. Mili ludzie, znakomita obsługa, sprawni wirażowi... Warto odwiedzać ten tor.</p>
<div style="page-break-after: always;"><span style="display: none;"> </span></div>
<p style="text-align: justify;"><span class="srodtytul">„Masz pięć minut”, czyli o tym jak „Perek” nie zagłosował na swojego kandydata w wyborach prezydenckich</span><br />
POLand Position mają nowego sponsora, nowe logo na motocyklach i nowe kombinezony. Ale zanim przywdziali śliczne skórki z PSI, miał miejsce przekomiczny wyścig z czasem. Ekipa PP siedziała sobie spokojnie w restauracji na obiadku. Żeby się nie nudzić, „Badzio” z „Perkiem” założyli się, ze Adam w ciągu pięciu minut odbierze swój kombinezon z PSI, ubierze się w niego i stawi się ponownie w restauracji na paddocku. Zakład poszedł o wybory prezydenckie i głosowanie na jednego z kandydatów, któremu „Perek” wyraźnie kibicował, zaś „Badzio” wręcz przeciwnie. Wyobraźcie sobie, Moi Drodzy Czytelnicy, Adama Badziaka, w dzikim pędzie wyskakującego z restauracji, a za nim całą ekipę, która z zaciekawieniem patrzy co się będzie działo. Pech chciał, że w ciężarówce PSI nie było nikogo, więc Adaś wskoczył na skuter i rozpoczął poszukiwania obsługi. Zdążył zaangażować w sprawę Jacka Grandysa, który telefonicznie powiadomił Czechów o zaistniałej sytuacji i kazał Adamowi wracać do ciężarówki. Badzio napędzony na skuterze zahamował tak niefortunnie, że legendarnie wyglebił na oczach połowy paddocku, ale niezrażony niczym dopadł do auta PSI. I kolejny zonk! Wciąż zamknięte, a czas leciał. Adaś zaczął wątpić w powodzenie misji, kiedy pojawił się człowiek z PSI, otworzył ciężarówkę i wyciągnął „badziowy” kombik. Użyjcie wyobraźni i niech objawi Wam się widok Adama skaczącego w stronę knajpki i wciągającego na siebie obcisły kombinezon... Wpadł na miejsce i „Perek” zatrzymał stoper z czasem 4:59! Badziak wygrał! Ale zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania, potajemnie wyciągnął „Perkowi” dowód osobisty, wymuszając w niedzielę głosowanie zgodnie z wygranym zakładem :).</p>
Olaf Popanda