Elektryczne auto? Nie, dziękuję
Wysoka cena aut, brak stacji ładowania, niski zasięg - to główne powody, dla których samochody z napędem czysto elektrycznym nie cieszą się na polskim rynku popularnością. Choć drobny progres jest, to liczba 44 sprzedanych aut po czterech pierwszych miesiącach roku chyba nikogo nie zadowala.
Patrząc przez pryzmat światowych imprez motoryzacyjnych, prezentowanych tam nowości, w tym pojazdów koncepcyjnych, wydawałoby się, iż kwestią czasu, i to krótkiego, jest przejęcie ulic przez wszelkiej maści samochody ekologiczne. Ale jeśli spojrzymy w tym samym kontekście na polskie ulice, ta perspektywa oddala się w czasie dość znacznie. O ile jeszcze samochody hybrydowe zaczynają być widoczne na naszych drogach, to już spotkanie "elektryka" należy do rzadkości.
Potwierdzają to opublikowane dane sprzedaży przez Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar. Po czterech miesiącach roku w naszym kraju zarejestrowano zaledwie 44 samochody elektryczne, co stanowi zaledwie 0,03 proc. ogólnej sprzedaży aut nowych. Choć trzeba uczciwie przyznać, że z roku na rok można zauważyć tu postęp, to jednak chyba większej dynamiki sprzedaży oczekiwali producenci posiadający modele w tej klasie aut. Przed rokiem po czterech miesiącach roku sprzedaż pojazdów elektrycznych wyniosła 32 sztuki, zaś rok wcześniej 24. O optymizm raczej trudno.
Specjalnych powodów do zadowolenia nie mają nawet w BMW, choć 29 zarejestrowanych sztuk modelu i3 sprawia, że ten niemiecki koncern uzyskał prawie 66-proc. udział w rynku. 8 sprzedanych aut elektrycznych ma Nissan (7 Leafów i jeden e-NV200), cztery Tesla Model S i trzy sztuki Volkswagen e-Golf.
Przyczyny kiepskiej sprzedaży pojazdów elektrycznych od lat są takie same. Przede wszystkim auta te kosztują bardzo dużo, nawet trzykrotnie więcej niż porównywalne wielkością modele o konwencjonalnym napędzie. Dobrym przykładem może być tu elektryczny Golf, który nie grzeszy mocą (115 KM), a kosztuje aż 157.190 zł.
Nawet jeśli już ktoś zdecyduje się na takie auto, raczej daleko nim nie pojedzie. Po pierwsze, ogranicza go zasięg takiego samochodu elektrycznego i brak rozwiniętej sieci stacji ładowania prądu. Daleko nam pod tym względem do takich krajów jak Norwegia czy Niemcy. Wprawdzie są zapowiedzi rozbudowy infrastruktury z punktami do ładowania energii elektrycznej, ale to wciąż kwestia kilku lat.
Daleko nam również do krajów, gdzie można spotkać na ulicach elektryczne pojazdy, pod względem wsparcia publicznego. W Polsce właściwie takiego wsparcia nie ma w ogóle. O jakichś ulgach, dotacjach możemy zapomnieć, bo o możliwości zaparkowania w centrach kilku miast bez uiszczania opłaty parkingowej raczej nie ma co wspominać.