Ekspansja nowych elektrycznych modeli Forda
Ford widzi swoją przyszłość usłaną samochodami elektrycznymi, a rynek chiński jako ten, który będzie nie tylko największym miejscem zbytu dla takich aut, ale też motorem napędowym dla ich rozwoju.
W wywiadzie dla „The New York Timesa” William Clay Ford Jr., prezes zarządu Forda, powiedział, że jest przekonany o tym, iż Chiny będą przewodzić rewolucji samochodów elektrycznych:
– Kiedy myślę o tym, dokąd zmierzają samochody elektryczne, to jasne staje się, że to Chiny będą prowadzić świat w ich rozwoju, dlatego Ford inwestuje ogromne pieniądze w Chinach i na całym świecie, aby elektryfikacja samochodów w pełni się dokonała.
Już teraz prawo chińskie dotyczące samochodów z silnikami spalinowymi jest bardzo restrykcyjne, a kolejne przepisy mają na celu ugruntować pozycję Państwa Środka jako tego, które najbardziej sprzyja rozwojowi i sprzedaży samochodów elektrycznych. Jednym z takich przykładów są ulgi podatkowe dla producentów przy sprzedaży aut elektrycznych, przy jednoczesnym wysokim opodatkowaniu samochodów z silnikami spalinowymi o wysokim stopniu emisji zanieczyszczeń. Co więcej, już teraz Chiny wymagają od producentów działających na ich rynku, aby oferowali odpowiednią liczbę ekologicznych samochodów pod groźbą utraty prawa do sprzedaży na terenie kraju aut z silnikami spalinowymi.
Z tego powodu, jak również słabej sprzedaży Forda na rynku chińskim w ostatnich miesiącach, firma z Detroit skupi się w najbliższej przyszłości na samochodach osobowych i użytkowych zasilanych energią elektryczną. A w ciągu kilku kolejnych lat Chiny zostaną wręcz „zalane” przez Forda takimi pojazdami:
– Od teraz do 2025 roku wypuścimy w Chinach 50 nowych modeli, a 15 spośród nich będzie zupełnie nowymi samochodami elektrycznymi – powiedział Peter Fleet, prezes oddziału Forda na Wschodnią Azję i Oceanię podczas specjalnej konferencji prasowej w Chinach.
Jednocześnie Ford ma nadzieję na zwiększenie dochodu na rynku chińskim w tym czasie o 50%. Jak widać, plany koncernu są ambitne, ale czy realne? To na tyle dynamiczny rynek o dużym potencjale handlowym, że przewidywanie tego, co będzie za kilka lat, jest trochę jak wróżenie z fusów – plany planami, a życie swoje. Tym bardziej, że Chiny są łakomym kąskiem również dla takich koncernów jak choćby Daimler, General Motors czy Volkswagen. Zresztą ten ostatni też ma konkretne plany, dotyczące ekspansji na terenie Państwa Środka, gdyż ze swoimi chińskimi partnerami zamierza w latach 2020-2025 przeprowadzić na tamtejszym rynku ekspansję, wprowadzając do sprzedaży 25 nowych modeli elektrycznych.
Jak widać, już niedługo prezesi wielu firm samochodowych będą mówić, parafrazując jedno z haseł reklamowych: „wszyscy mają samochody elektryczne w Chinach, mam i ja”. Czy uda się to wszystkim, to zależy już od konkurencji i chłonności tegoż rynku. Przynajmniej wiadomo, że problemu nie będzie stanowić bariera dużego zasięgu samochodów elektrycznych, bo jak wykazały badania Forda, Chińczycy nie przywiązują do tego parametru takiej wagi jak inni, ponieważ przeważająca większość ich podróży odbywa się w miastach. To oznacza, że nawet taki „smyk” jak Renault Twizy z zasięgiem, dochodzącym maksymalnie do 100 km, może być tam wyjątkowo ciepło przyjęty jako długodystansowiec.
Ten „elektryczny” boom w Chinach ma też pozytywne skutki dla nas, gdyż wszystko co tam zostanie wprowadzone i sprawdzone w „boju", wcześniej czy później trafi do nas pozbawione „chorób wieku niemowlęcego”. Co więcej, tak duży rynek jak Chiny sprawi, że liczba samochodów elektrycznych na świecie zdecydowanie wzrośnie. Tym samym upowszechnią się one, a co za tym idzie – ich ceny pójdą w dół. Efektem ubocznym może być niestety przyspieszona śmierć samochodów z silnikami spalinowymi, ale to coś, co i tak będzie się musiało pewnie kiedyś dokonać – choć mam nadzieję, że nie za mojej „kadencji” na Ziemi. Nie pozostaje więc nic innego, jak życzyć wszystkim stronom powodzenia, wygodnie usiąść i czekać na efekty tej motoryzacyjnej rewolucji z udziałem Chin w roli głównej...