Czy Volkswagen zapłaci kolejne kary? Ruszył proces z pozwu zbiorowego w tzw. aferze spalinowej
Około 440 tys. niemieckich właścicieli Volkswagenów, ale i innych marek należących do niemieckiego koncernu, z zapartym tchem będzie przyglądać się rozpoczętemu wczoraj w Brunszwiku procesowi przeciwko największemu europejskiemu koncernowi samochodowemu. To od jego wyniku będzie zależeć, czy otrzymają oni odszkodowanie w tzw. aferze Dieselgate.
Niemiecki koncern w związku z wykrytymi nieprawidłowościami dotyczącymi emisji zanieczyszczeń zapłacił już łącznie ok. 30 miliardów euro w postaci różnych kar i odszkodowań. Zdecydowaną większość tych kosztów Volkswagen poniósł jednak na rynku amerykańskim, natomiast w Europie, jak dotąd, udało mu się uniknąć większych kar, a jedynie był zmuszony przeprowadzić kampanie serwisowe, w których wprowadził stosowne modyfikacje w silnikach wysokoprężnych, w których użyto nielegalne oprogramowanie.
Niewykluczone jednak, że niebawem się to zmieni i również w Europie Volkswagen zostanie zmuszony do płacenia gigantycznych kar. Pierwszym krokiem do tego jest rozpoczęty wczoraj proces przed wyższym sądem okręgowym w Brunszwiku w Dolnej Saksonii (ok. 35 km od Wolfsburga) w sprawie tzw. pozwu wzorcowego. Co ciekawe, proces ten nie zakończy się jeszcze nałożeniem żadnych kar (o ile sąd uzna winę Volkswagena), a jedynie orzeczeniem, czy właścicielom samochodów z nielegalnym oprogramowaniem należy się w ogóle jakiekolwiek odszkodowanie. Dopiero później będą mogli oni składać indywidualne pozwy o ewentualne odszkodowanie bądź zadośćuczynienie za straty, jakie ponieśli w związku ze wspomnianą aferą. Taka procedura może sprawić, że do ewentualnych finalnych wypłat odszkodowań może minąć nawet kilka lat.
Droga nie dość, że długa, to jeszcze wcale nie jest pewne, czy zakończy się sukcesem. Prawnicy niemieckiego koncernu przekonują bowiem, że nie ma żadnych podstaw do wypłaty odszkodowań. Stosowne modyfikacje zostały bowiem przeprowadzone, a objęte akcją serwisową samochody w żaden sposób straciły na osiągach czy innych parametrach i mogą być bez żadnych przeszkód użytkowane.
Przypomnijmy, że afera spalinowa wybuchła we wrześniu 2015 r., kiedy to ujawniono, że w niektórych modelach Volkswagena z silnikiem wysokoprężnym zastosowano nielegalne oprogramowanie, które zaniżało wyniki pomiarów spalania i emisji zanieczyszczeń w procedurze testowej. W realnych warunkach rzeczywista emisja zwłaszcza tlenków azotu była dużo wyższa (nawet 40 razy).
W wyniku prowadzonego śledztwa okazało się, że tego typu oprogramowanie znajdowało się w sumie w 11 milionach samochodów nie tylko marki Volkswagen, ale również Audi, Seat i Skoda z silnikami wysokoprężnymi (EA 189) o pojemności 1,2, 1,6 oraz dwóch litrów.
Wyniki procesu w Brunszwiku mogą wpłynąć również na ewentualne pozwy zbiorowe w innych krajach, gdzie do tej pory niemiecki koncern uniknął zapłaty odszkodowań właścicielom aut z nielegalnym oprogramowaniem.