Aston Martin Vulcan - ponad 800 KM na uwięzi
Czemu na uwięzi? To proste - prawdopodobnie właściciele tego auta nie będą mogli pojeździć nim swobodnie na publicznych drogach, co może wydawać się sporą niedogodnością. Po co mieć auto, którym nie można pojeździć? Otóż można, ale na odpowiednich warunkach.
Kupując model Aston Martin Vulcan oprócz auta dostaje się coś więcej. To swego rodzaju wstęp do bardzo ograniczonego świata. Ograniczonego do 24 egzemplarzy. Szczęśliwy właściciel od czasu do czasu dostanie specjalne zaproszenie. Wtedy będzie mógł nauczyć się swojego samochodu, będzie mógł nim pojeździć, pościgać się itp. Podobne "przywileje" posiadają właściciele Ferrari FXX. Tak czy inaczej przejdźmy do naszego głównego bohatera.
Aston Martin Vulcan już na pierwszy rzut oka wygląda jak auto, które najlepiej czuje się na torze. Bardzo agresywna stylistyka, liczne dodatki aerodynamiczne, boczny wydech, olbrzymie regulowane skrzydło, potężny dyfuzor itp. W sumie ciężko znaleźć wyraźne nawiązania do Astona Martina, gdyż linie samochodu zostały ukształtowane tak, aby miały jak największe właściwości aerodynamiczne. Na uwagę zasługują także hamulce - ogromne węglowo-ceramiczne tarcze o średnicy 380 mm z przodu oraz 360 mm z tyłu.
Do napędu oddelegowano wolnossący 7-litrowy silnik V12 o mocy ponad 800 KM. Niestety Aston Martin nie podaje konkretnych danych technicznych, choć wiadomo, że napęd trafia na koła za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni sekwencyjnej. Mówi się, że Aston Martin Vulcan ma stosunek mocy do masy lepszy, niż większość aut z serii GTE w serialu FIA World Endurance Championship. Warto wspomnieć o regulowanym zawieszeniu, adaptacyjnej kontroli trakcji, systemie ABS z wieloma ustawieniami itp.
Produkcja zostanie ograniczone do 24 egzemplarzy, które zostaną "wypożyczone" właścicielom. Co ciekawe, właściciele będą mogli zasiąść za kierownicą innych kultowych modeli Astona Martina m.in. V12 Vantage S, One-77 czy też Vantage GT4.