Angela Merkel marzy o elektrycznych samochodach?
Wyobraźmy sobie taki motoryzacyjny świat: wszystkie auta mają napęd elektryczny i zasięg 400 km, nie ma spalin w powietrzu, co kilka kilometrów mamy stacje ładujące, a pełne ładowanie auta zajmuje 15-20 minut. Utopia? Obecnie to tylko marzenie, ale takie marzenie chce zrealizować... Angela Merkel.
Otóż kanclerz Niemiec - Angela Merkel - chce, aby do 2020 roku po niemieckich drogach jeździło ponad 1 milion elektrycznych aut. Jest to naprawdę ambitny i nieco oderwany od rzeczywistości plan, który raczej nie zostanie zrealizowany. Czemu? To proste - samochody elektryczne nadal sprzedają się bardzo słabo.
Do stycznia 2013 roku po niemieckich drogach jeździło zaledwie 7114 samochodów elektrycznych. Nawet, jeśli do tej liczby dodamy modele hybrydowe, ogólna liczba nie będzie imponująca - nieco ponad 72 tysiące. Jak widać do jednego miliona jeszcze TROCHĘ brakuje. Czy to porywanie się z motyką na słońce?
"Nasze plany i projekty są z pewnością bardzo ambitne, ale mamy ogromne szanse na ich realizację." - powiedziała Angela Merkel na poniedziałkowej konferencji dotyczącej samochodów elektrycznych. Nie chcemy być złośliwi, ale pani kanclerz powinna zejść na ziemię i zweryfikować swoje plany, gdyż osiągnięcie 1 miliona samochodów elektrycznych przy obecnych warunkach jest nieosiągalne.
Średnio, model elektryczny kosztuje o około 10 tysięcy euro więcej, niż jego odpowiednik z silnikiem spalinowym. Pomijamy fakt, że zalety (a raczej ich brak...) nie zachęcają do inwestycji skłaniając kierowców do kupienia konwencjonalnego modelu. Niewielki zasięg, krótka żywotność akumulatorów, długi czas ładowania, słaba infrastruktura stacji ładowania - to główne wady aut elektrycznych.
Zapewne w przeciągu kilku lat rynek samochodów elektrycznych nie przeżyje wielkiej rewolucji, choć kto wie? Może ktoś wymyśli wspaniałe rozwiązanie - niezwykle pojemny akumulator, szybką ładowarkę, tanią sieć punktów ładowania - ale jak na to zareagują koncerny paliwowe? Czy pani Angela Merkel o tym pomyślała?