Need For Speed: Most Wanted - recenzja gry wideo
Pierwsze Need For Speed: Most Wanted to jedna z najlepszych odsłon serii ostatnich lat. Nic więc dziwnego, że wiele osób z nostalgią powraca do 2005 roku, kiedy to gra zaliczyła swój debiut. Electronic Arts postanowiło wykorzystać sympatię graczy do tego tytułu i wydało kolejną produkcję o identycznej nazwie. Nie jest to jednak kopia czy udoskonalona wersja - to całkowicie inna gra.
Stworzenie nowego Most Wanted zostało powierzone ekipie Criterion Games, która na zręcznościowych grach wyścigowych zjadła zęby. Ich zadanie było proste: ożywić grę, która zapisała się złotymi zgłoskami w historii serii. Ambitni deweloperzy nie chcieli jednak bawić się w odtwórców – postanowili połączyć swoją koncepcję gry wyścigowej z rozwiązaniami znanymi z pierwszego Most Wanted.
Rozgrywka w oryginalnym Most Wanted była liniowa i polegała na wygrywaniu kolejnych nielegalnych wyścigów, które dawały możliwości stawienia czoła jednemu z piętnastu najlepszych kierowców w mieście. Po każdym zwycięstwie stawaliśmy się coraz bardziej poszukiwani przez policję, która za wszelką cenę chciała ukrócić nielegalny proceder szaleńczych wyścigów.
Need For Speed: Most Wanted od Criterion Games podchodzi do tematu inaczej: jest lista 10 najlepszych kierowców, z którymi musimy się zmierzyć, by stać się najbardziej poszukiwanym osobnikiem w mieście, ale jak do tego dojdziemy – to zależy tylko od nas.
Criterion Games daje nam duże miasto, kilkadziesiąt samochodów i możliwość brania udziału w dziesiątkach wyścigów. Grę zaczynamy w Aston Martinie V12 Vantage, co jest ewenementem – w pierwszym Most Wanted rozpoczynaliśmy zabawę w takich samochodach jak Golf GTI czy Audi TT. Criterion Games wyłamuje się ze znanego od wielu lat standardu: zaczynasz ze słabym samochodem, z czasem dostajesz dostęp do najszybszych. Tym razem to, jakim samochodem będziesz się ścigać, zależy od Ciebie. Już po kilku przejechanych kilometrach dostajesz możliwość przesiadki do nowego Porsche 911 Carrera S. Nie musisz jednak wcale zaufać technologii z Zuffenhausen. Możesz jeździć po ulicach miasta i przyglądać się parkingom, gdzie stoją dziesiątki supersamochodów z różnych stron świata – te łatwiejsze do odnalezienia, to auta bardziej „popularne”, oczywiście jak na ten segment. W ciągu pierwszych pięciu minut gry bez problemu znajdziemy Chevroleta Camaro ZL1, Bentley’a Continentala Supersports Convertible ISR czy Audi R8 GT Spyder.
Pomysł doskonały – wsiadasz do jakiego chcesz samochodu, wyszukujesz zawody, które są dostępne dla tej maszyny, jedziesz na miejsce i bierzesz udział w wyścigu. Za zwycięstwa otrzymujesz punkty, które zbliżają Cię do możliwości konkurowania z pierwszym z dziesięciu najlepszych kierowców w mieście. Czy zdobędziesz je ściągając się Fordem Focusem ST czy za kierownicą Lamborghini Countach – nie ma to znaczenia. To właśnie jest świeże podejście do organizacji wyścigów! Nowy Need For Speed: Most Wanted nie ma żadnej fabuły, nie ma wytyczonej ścieżki, jaką mamy podążać. Możemy zarabiać punkty na wyścigach z innymi kierowcami albo w pojedynkach z policją. Speed Points dostajemy również za rozbijanie bilbordów, płotów i pomiary prędkości przez fotoradary rozstawione w całym mieście. Pomysł na rozgrywkę jest świeży, ale sama gra, nie ma nowatorskiej koncepcji rozgrywki.
Przy produkcji nowego Most Wanted, Criterion Games garściami czerpało z Burnout Paradise – swojego hitu sprzed kilku lat. Na szczęście wyszło to tylko na dobre. Jeśli jedynym problemem, jaki miałeś z ostatnim Burnoutem, był fakt, że nie ma licencjonowanych samochodów, to teraz będziesz w siódmym niebie.
Most Wanted to taki Burnout, tyle że z masą, prawdziwych samochodów, które w końcu posiadają model zniszczeń. Niestety, nie jest tak zdumiewający, jak kiedyś, ale to oczywiste – producenci samochodów nie lubią, jak ich wytwory rozgniatają się na latarniach. Nawet jeśli to wirtualny słup w nieistniejącym mieście. Mimo mniej efektownego modelu zniszczeń, twórcy zostali przy pomyśle powtórek w zwolnionym tempie, obrazujących kraksę. Po kilku godzinach gry to zupełnie nie bawi, bo nie jest tak efektowne jak w Burnout Paradise.
To, co może niektórym przeszkadzać, to fakt, że wyścigi rozmieszono w różnych częściach miasta i za każdym razem trzeba do nich dojechać – z reguły to tylko kilka kilometrów, ale podczas całej gry okaże się, że dużą część czasu rozgrywki spędzimy na dojazdach. Z tej racji zabawa nie jest tak szybka, jak w grze o tradycyjnej budowie, gdzie kolejne wyścigi wybieramy z menu głównego.
Zawiodą się również miłośnicy tuningu, którzy nie zobaczą w Most Wanted, tego co mogli kilka lat temu – nie ma stuningowanych do granic możliwości samochodów z agresywnym bodykitem i masą naklejek. Każdy samochód, który odkrywamy jest seryjny, a zmiany możemy wykonywać na własną rękę, ale nie są tak spektakularne.
Wrażenie robi za to dobór maszyn – obok standardowego zestawu samochodów, które pojawiają się w większości gier (Audi R8, Porsche 911, BMW M3) , mamy kilka niespotykanych pojazdów – jest Ariel Atom, BAC Mono czy Caterham R500 Superlight. Poza tym postarano się o Koeningsegga Aggera R, Marussię B2 i nowego McLarena MP4-12C. Miła odmiana.
Pamiętacie jak ważną rolę w pierwszym Most Wanted pełniła policja? Pościgi trwały naprawdę długo, było ich sporo, a policja wykazywała się niezwykłą zaciętością. Tak też jest i tym razem – najmniejsze przewinienie powoduje, że do akcji wkraczają radiowozy, które za wszelką cenę chcą nas zatrzymać. Czasem pościgi mogą trwać nawet kwadrans, ale jeśli nie masz ochoty bawić się w ucieczki, wystarczy, że dasz się złapać – nie ma za to żadnej kary wpływającej na postęp w rozgrywce.
Need For Speed: Most Wanted od strony graficznej stoi na wysokim poziomie – jest efektowny, modele samochodów wyglądają znakomicie, ale tego można było się spodziewać – rewolucji w kwestii prezentacji nie ma. Gra wygląda jak podrasowany Burnout Paradise, choć niektóre rozwiązania są frustrujące. Na początku pościgu pojawiają się wielkie napisy, które przeszkadzają podczas jazdy. Zupełnie bez sensu. Wygodę zepchnięto na dalszy plan, by zabawić się nieco stylistyką.
Samochody, jak to w grach Criterion Games, nie posiadają widoku z wnętrza. Nie ma w tym nic dziwnego – to gra stricte zręcznościowa, z bardzo przyjemnym, ale prostym i nierealistycznym modelem jazdy.
Criterion Games po raz kolejny pokazało kilka świeżych pomysłów, które w połączeniu z dobrą grafiką, ciekawie dobranymi samochodami i dużym miastem, okazały się strzałem w dziesiątkę. Nie jest to typowa gra wyścigowa – niektórym może to przeszkadzać, ale trzeba przyznać – nowy Most Wanted wnosi do skostniałego gatunku powiew świeżości. Bez wątpienia – warto sprawdzić, bo to jedna z lepszych gier wyścigowych tego roku. Dla miłośników Burnouta – pozycja obowiązkowa – bo tak naprawdę model jazdy i wiele rozwiązań zaczerpnięto z Burnout Paradise, dodając tylko charakterystyczne dla serii NFS elementy: licencyjne samochody, system Autolog (rankingi sieciowe) i pościgi policyjne. Nie mniej, wszyscy inni, również powinni rozważyć zakup tej gry, bo to bardzo dobra propozycja na zimowe wieczory.