Mercedes SLK - z szansą na przyszłość
Mały, zgrabny roadster i jeszcze ze znaczkiem Mercedesa na masce. Miał jeden z gorszych stosunków wielkości kupionego auta do wydanych pieniędzy i zawsze był obiektem pożądania młodych. Teraz mają oni szansę zrealizowania swoich marzeń. Cena starszych modeli używanych nie jest już zaporowa ale nadal dość wysoka. Skoro tak, to co takiego ma w sobie SLK?
Lato trwa, dlatego najwyższy czas poruszyć temat kabrioletów. Jest mnóstwo modeli na rynku, w tym wbrew pozorom sporo niedrogich. Ci bardziej wybredni i majętni zwrócą uwagę na prawdziwe Rolexy wśród samochodów – Audi A4 Cabrio - stanieje dopiero, gdy meteoryt w nie uderzy, TT - niedługo zacznie wręcz drożeć, wszystkie Mercedesy i niektóre BMW, których ceny są bez zmian odkąd stopił się lodowiec na terenie Polski. No właśnie – Mercedesy. Marka na pierwszy rzut oka kojarzy się z większymi lub mniejszymi limuzynami i panem w garniturze lub „odstrzeloną" panią w środku. Bardziej wredni dorzucą jeszcze słowo na temat wiecznego pośpiechu, przekraczania prędkości i wyprzedzania na skrzyżowaniach, ale taką opinią cieszą się wszystkie droższe marki włącznie z Audi i tym bardziej BMW. Gdyby jednak wstąpić na chwilę do księgarni, przejść do działu motoryzacyjnego i wyciągnąć książkę z legendami „czterech kółek", to szybko można się zorientować, że Mercedes to też zmysłowe auta sportowe, jak choćby SL. Nawet modele z lat 90’ zdają się zaprzeczać tezie, że zakup samochodu jest równoznaczny ze zgubieniem walizki pieniędzy na urlopie w Hiszpanii. SL jest prawdziwą wizytówką marki wśród aut sportowych i kabrioletów, dlatego niemieccy inżynierowie wpadli na pewien pomysł. Gdyby tak zbudować jego mniejszą wersję? Rok 1996, ludzie czekają w napięciu na demonstracje samochodu. Nagle społeczeństwo krzyczy z zachwytu, bo Mercedes wypuszcza na świat swoje nowe dziecko. Nazewnictwo rozwiązano w bardzo prosty sposób. „SL" jak kawał niemieckiej motoryzacji i „K" jak „kusy". W ten sposób powstał kusy Mercedes SL, czyli SLK, miniaturka większego braciszka. Krzyk przeradza się z kolei w omdlenie, gdy metalowy dach zaczyna się składać i znika gdzieś w bagażniku... . Tym teoretycznie prostym pomysłem producent zapoczątkował nową erę w produkowaniu kabrioletów.
Na określenie cen pierwszej generacji SLK R170 istnieje jedno, dobre słowo – są specyficzne. Modele z początku produkcji można mieć już od około 20 tysięcy złotych. Żeby było ciekawiej – 10-latki mogą kosztować nawet 40 tysięcy. Który wybrać? Najlepiej taki za 30, ale to kiepska rada. W przypadku tego samochodu dobrze jest się udać na stację diagnostyczną i zweryfikować jego stan. Małe, harde i nerwowe zawsze kusi do agresywnych zachowań, w tym wypadku szybkiej jazdy i wypadków. Co prawda w Euro NCAP SLK zdobył aż 4 gwiazdki i istnieje szansa, że nikt w nim nie zginął, to przyszły właściciel i tak nie będzie tym specjalnie pocieszony. Co do usterkowości – patrząc na ostatnie problemy z jakością Mercedesów można sądzić, że wszystko zależy od szczęścia lub umiejętności posługiwania się wahadełkiem podczas zakupu. SLK z reguły nie jest problematyczny w utrzymaniu, lecz jak już coś w nim „strzeli", to mina niejednemu zrzędnie. Silniki są trwałe, ale po większych przebiegach często zacierają się kompresory. Najbardziej newralgicznym punktem samochodu jest mechanizm dachu. Stopniem skomplikowania mógłby konkurować z Enigmą, a naprawy są drogie. Najlepiej się nim nie bawić, albo odłożyć trochę grosza na wszelki wypadek. Sporo większych osób, które przymierzają się do zakupu kabrioletu lub roadstera zastanawia się, czy zmieszczą się w środku. I słusznie, bo jazda zamiast przyjemnością łatwo może się stać torturą. Ja jestem dobrym organizmem testowym – mam ponad 190cm wzrostu, wszędzie jest mi ciasno i wyglądam kiepsko wysiadając z niskich samochodów. We wnętrzu SLK mieszczę się bez problemu. Pod warunkiem, że jest otwarty dach. Przy zamkniętym odczucie jest porównywalne do zagrzebywania się łopatą w piachu – ilość miejsca jest znośna ale głowa może zatłuścić podsufitkę. Na szczęście jest na to lekarstwo, wystarczy nieco obsunąć się na fotelu. Dzięki temu klimat sportowego wozu czuć wszędzie, a najbardziej w okolicach krzyżowej części kręgosłupa.
Jeśli chodzi o wykończenie kabiny – materiały nie są złe, ale lepsze wrażenie sprawiają na zdjęciach niż na żywo. Daszki przeciwsłoneczne i lampka podświetlająca wnętrze wyglądają tak, jakby ktoś wykopał je z ziemi i zastosował w ramach recyklingu, a dach pokryty jest jakąś gąbką. Testowy egzemplarz miał czarne wnętrze. Ożywiały je tylko wstawki imitujące karbon i chromowane elementy, dzięki czemu część osób może się nim zachwycić. Dla poszukujących wrażeń producent przewidział coś pikantnego – czarny kolor zastąpił czerwonym. Jak na tak mały samochód jest całkiem sporo schowków i siatek, a kieszenie w drzwiach są na gumce, dlatego jest szansa, że po przejażdżce z otwartym dachem nie będziecie musieli zbierać ich zawartości z drogi. Jeśli chodzi o ergonomię, to wszystko jest tu na swoim miejscu, nawet hamulec nożny zniknął na koszt zwykłego, ręcznego, ale dźwigienka od wycieraczek i kierunkowskazów nadal jest tylko po lewej stronie kierownicy. Niestety podłokietnik w drzwiach jest bezużyteczny, przynajmniej dla kierowcy, ponieważ umieszczono go zbyt nisko. W ogóle drzwi są dość drażliwym tematem – jak to w autach sportowych bywa, są duże i wygląda się co najmniej idiotycznie podczas wysiadania z samochodu na zatłoczonym parkingu. Do tego ich zamykanie nie ma nic wspólnego z gracją i delikatnością. Zostając przy parkowaniu, długa maska go nie ułatwia.
Samochód bliski ideałowi z kompletem sporych wad za kilkadziesiąt tysięcy złotych? Tak, ale wszystkie znikają w momencie przekręcenia kluczyka w stacyjce. Już podstawowy silnik o pojemności 2.0l i mocy 136KM pozwala przyspieszać do 100km/h poniżej 10s. Wolno? Racja, to samochód sportowy – mocniejszy o mocy ponad 160KM rozpędza auto w 8.2 sekundy, a wersja blisko 200-konna w bagatela nieco ponad 7 sekund. Mało tego – na rynku wtórnym bardzo łatwo je spotkać. Są jeszcze silniki 3.2l, które generują moce 218KM i 354KM powodując, że tym małym samochodem nie wzgardziłby szatan i jego cała rodzina, z tym, że by się do niego nie zmieściła. Kompresory stosowane w niektórych motorach niesłychanie poprawiają dynamikę na niższych obrotach, zawieszenie i układ kierowniczy zachowują się tak, jakby pochodziły od jednej małpy, a kierowca czuje, że to on jest w tej maszynie najsłabszym ogniwem. Sportowe auto bez złudzeń, a gdy trzeba – szałowy roadster.
Model SL na przestrzeni lat odniósł niesłychany sukces pomimo cen, które powodowały, że nie jeden człowiek mógłby się w grobie „przekręcić". Zmniejszenie modelu-matki i wprowadzenie SLK okazało się równie trafionym pomysłem. Nie dość, że metalowy dach sprawdzi się w zimie, o ile nie przecieknie, to po jego rozłożeniu bagażnik spokojnie zmieści zapas konserw na najbliższy rok. Choć auto jest drogie, to wielu spodoba się to, że będą mogli powiedzieć: „wożę swój tyłek sportowym Mercedesem", a za kilkadziesiąt lat pokazać jego zdjęcie wnukom w katalogu z legendami „czterech kółek" i dodać: „takiego miałem".
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00