Mercedes Klasa S 250 CDI - kanapka Maslowa
Jak się pracuje dość długo nad jednym dziełem, to zwykle wychodzi z tego coś ciekawego. Budowa Wieży Eiffla zajęła dwa lata i jest to dziś symbol znany na całym świecie. Michał Anioł trudził się nad renesansowym Dawidem aż trzy lata, ale rzeźba pokazuje nam dziś nawet naczynia krwionośne na ciele odważnego króla. Co więc musiało powstać w efekcie ciągłych prac trwających 125 lat? Odpowiadam: Klasa S. Dzieło mierzące ponad 5 metrów, mieszczące 5 osób i, co najdziwniejsze, zużywające w trasie 5 litrów paliwa.
„Eska” zawsze była synonimem luksusu, prestiżu i nowoczesności. Ten największy sedan w ofercie Mercedesa umiejętnie korzysta z renomy marki i doskonale radzi sobie w rankingach sprzedaży, walcząc ze swoimi krajanami – Audi A8 i Serią 7 od BMW. To w tym modelu Mercedes po raz pierwszy wprowadzał wynalazki swoich czasów: poduszki powietrzne, ABS czy inne systemy wspomagające pracę kierowcy.
Co otrzymujemy po tylu latach nieustannych badań? Może pamiętasz jak bohaterowie Matrixa podłączali się do komputerów specjalnym złączem w głowie? No cóż, Klasa S takiego złącza na szczęście nie posiada, jednak po zajęciu miejsca czuje się niemal „wpięty” do Macierzy. Popatrzcie sami: fotel dopasowuje się do mojej sylwetki w 22 (nie żartuję) kierunkach. Po zgaszeniu silnika fotel odjeżdża, a kierownica się podnosi, aby ułatwić wysiadanie. Auto jest jednak gotowe zrobić znacznie więcej – może nawet zastąpić niektóre organy kierowcy.
Nie możesz kręcić głową? Diody w lusterkach poinformują Cię o pojazdach w martwym polu. Źle widzisz w nocy? Kamera na podczerwień jest gotowa monitorować wszystko, co żyje i rusza się przed maską Twojego samochodu. Maaasz prooooblem z reaaaakcja? Aktywny tempomat będzie pilnował odstępu od poprzedzającego pojazdu. Pocisz się? Jest wentylacja fotela. Bolą plecy? Który, z czterech rodzajów masażu, zechcesz dziś wybrać? Nie możesz utrzymać się na swoim pasie ruchu? Wibracja w kierownicy ostrzeże Cię przed niezamierzonym zjechaniem ze swojego pasa ruchu. Bolą Cię ręce? Auto samo domknie drzwi.
Czy muszę mówić, że światła i wycieraczki uruchamiają się same w odpowiednim momencie? Nie zanudzam już. Jednym słowem – Klasa S to zaawansowany komputer na wielkich 19-calowych kołach i kierowca nie jest jej do funkcjonowania żywotnie potrzebny. Chociaż… to właśnie on czuje się tu najlepiej – zadbany, zabezpieczony, rozmasowany i zagrzany czy schłodzony wedle potrzeb.
Auto wręcz onieśmiela ilością miejsca wewnątrz. Na szerokość jest go tyle, że ledwo sięgałem do przeciwnych drzwi. I to przy moich długich rękach, bo mierzę 2 metry wzrostu. No właśnie – ustawiłem pod siebie fotel kierowcy, a następnie usiadłem za nim z nogą założoną na nogę. Miejsca z tyłu jest tak dużo, że zawstydzić można nawet Skodę Superb.
Oczywiście nic nie ma za darmo. Zapraszamy pod najbliższe centrum handlowe, aby się przekonać, że projektanci parkingów nie przypuszczali, że właściciele „Esek” ich kiedykolwiek odwiedzą. Miejsca brakuje i na szerokość i (rzecz jasna) na długość. Przynajmniej drzwi otwierają się bezstopniowo, czyli stoją w miejscu, uchylone pod dowolnym kątem.
„Eska” to nie jest zwykłe auto – to podsumowanie 125 lat pracy nad projektem pt. „samochód idealny”. Demonstracja osiągnięć inżynierów ze Stuttgartu. A co osiągnięcia te oznaczają dla kierowcy? Ciekawe, że przychodzą mi teraz do głowy dwa przeciwne wnioski. Po pierwsze (o czym się przekonałem, jadąc z Warszawy do Krakowa), autem tym da się jechać bardzo daleko, bardzo szybko i bardzo długo i w ogóle nie zauważyć trudów podróży. A jednocześnie, po drugie: szybko jechać wcale się nie chce!
Klasa S to samochód, który zmniejsza poziom stresu i agresji do tego stopnia, że stanie nim w korku przestaje przeszkadzać, bo i po co się śpieszyć? Przyjadę wcześniej do celu i za karę będę musiał z tego auta wysiąść. Nie, nie opłaca mi się… będę jechać powoli. A jeśli jednak zaczyna mi się śpieszyć, to nagle się okazuje, że zmiana pasa jest prosta, bo po włączeniu kierunkowskazu miejsce po prostu się tworzy – taki respekt budzi na drodze ten luksusowy krążownik. Gwiazda na masce działa jak znak drogowy D1 (pamiętasz jeszcze co oznacza?).
I to pomimo tego, że na klapie bagażnika znajduje się egzotycznie wyglądający napis 250 CDI. 204 konie mechaniczne i 4 cylindry w aucie tej klasy? Czy inżynierom w Stuttgarcie podano w stołówce coś nieświeżego? Jaką drogą toczyły się myśli człowieka, który zatwierdził wsadzenie do Klasy S tyle samo cylindrów, co do Fiata Pandy? Długo myślałem nad tym i wiecie co? Nic nie wymyśliłem. Nie rozumiem tego i basta.
Nie, ja wcale nie twierdzę, że to jest zawalidroga – do „setki” auto przyśpiesza w 8,2 sekundy, pędzi z maksymalną prędkością 250 km/h, a do tego wg producenta pali wspomniane wyżej oszałamiające 5 litrów w trasie. Jednym słowem, mogłaby to być rozsądna propozycja dla rozsądnego biznesmena. Mogłaby, ale czy rozsądny biznesmen nie kupi sobie raczej Klasy E lub CLSa, które obecnie można wyposażyć w większość udogodnień z „Eski”, mieszczą się na parkingu a do tego kosztują mniej? Klasy S nie kupuje się przecież z rozsądku czy kalkulacji. Kupuje się ją po to, aby podkreślić swój status i prestiż w hierarchii społecznej. A czy silnik z 4 cylindrami pasuje do tej układanki?
Może ktoś go kupi ze zwykłej oszczędności? To najtańsza Klasa S w cenniku, a do tego mało pali. No może… choć pamiętajmy, że mówimy tu o kwocie co najmniej 333 000 zł (a testowany egzemplarz kosztował znacznie więcej). Ileż kilometrów musiałby robić nabywca, aby oszczędnościami na paliwie zrekompensować sobie dziwne miny partnerów biznesowych, którzy policzą ilość cylindrów pod maską jego „eski” na palcach jednej ręki…
Klasa S to niekwestionowana czołówka samochodów luksusowych. Gdybym miał umieścić to auto na słynnej piramidzie potrzeb Maslowa, to nie wahałbym się ani chwili – umieściłbym go na samym jej szczycie za wizerunek, luksus i komfort i za wszystkie wspaniałe silniki 6, 8 i 12-cylindrowe. Lecz z tym 4-cylinrowym silnikiem, auto spada ze szczytu, stając się masłem pomiędzy górnymi warstwami tej piramidy. Zamiast ładnie ozdobionej piramidy Maslowa otrzymujemy więc kanapkę Maslowa z klasą S w środku. Też smaczne, ale to nie jest pełny smak „Eski”.
Dla kogo więc jest ten samochód? Moim zdaniem to auto dla tych, co chcą dostojnie sunąć po szosach, nie dlatego, że muszą, ale dlatego że mają taką fantazję. A fantazja w tym kraju na szczęście nie jest jeszcze zabroniona.