Najszybsze samochody, jakimi jeździliśmy - które zrobiły największe wrażenie?
Oczywiście, że większą wartość dla czytelników stanowią testy samochodów, które są w zasięgu ich budżetu. Umówmy się - większości z nas na supersamochody nie stać. Trzeba móc pochwalić się naprawdę niezłymi wpływami na konto, by kupić i utrzymać auto za pół miliona. Jednak nie samymi „normalnymi” samochodami człowiek żyje. To w tych sportowych maszynach się zakochujemy. To o nich marzymy. To one rozbudziły w nas pasję do motoryzacji. I to tych samochodów jesteśmy wszyscy bardzo ciekawi. Interesują nas najnowsze rozwiązania, które czynią je coraz lepszymi i szybszymi. Zasiedliśmy za kierownicą wielu z nich. Które najbardziej zapadły nam w pamięci?
Audi R8 V10 Plus - 610 KM
Samochód, który wyniósł nas na facebookowe tablice krakowskich spotterów. Supersamochód z krwi i kości. Był głośny, sztywny i absolutnie nie nadawał się do jazdy na codzień. Przewieziesz w nim tylko mniejsze zakupy i jedną osobę. A skoro wszyscy chcą się przejechać… jazda wygląda jak rollercoaster podróżujący po pętli.
Za plecami grzmi silnik V10, który w wersji Plus rozwija 610 KM. To wystarczyło, by w naszych pomiarach Audi R8 osiągnęło pierwszą „setkę” w równe 3 sekundy. Takie osiągi sprawiają, że wszystkie policyjne radary skierowane są wprost na Ciebie, a od utraty prawa jazdy w terenie zabudowanym dzieli Cię zaledwie parę sekund. W tym samochodzie trzeba się liczyć z tym, że kiedy chcesz mocno przyspieszyć, od momentu wciśnięcia pedału gazu do spojrzenia na licznik, prędkość już dawno przestaje być akceptowalna przez mundurowych.
Mercedes AMG GT S - 510 KM
Kiedy słyszysz dźwięk odpalania silnika AMG, od razu czujesz respekt. Brzmi brutalnie. Uzyskanie basowego pomruku to nie problem, bo układ wydechowy zawsze da się odpowiednio wystroić, ale jeśli chodzi o Mercedesy-AMG - za surowym brzmieniem silnika V8 idzie zabawa połączona ze strachem.
AMG GT S jeździliśmy na torze w Bednarach. Pech chciał, że w tym dniu przez cały czas padał deszcz, ale dzięki temu mogliśmy poznać brutalne oblicze coupe Mercedesa. Kontrola trakcji nie jest w stanie w pełni okiełznać 510-konnego silnika, który napędza tylko tylne koła. Tył jest bardzo nerwowy. To o tyle zaskakujące, że wiele dzisiaj konstruowanych samochodów, nawet tych najszybszych, jest jednak zestrojonych tak, by poradził sobie z nimi i mniej wprawiony (ale za to z grubym portfelem) kierowca. W AMG GT S trzeba się naprawdę nieźle pilnować.
Lamborghini Huracan - 610 KM
Włoski brat bliźniak Audi R8 V10 Plus. Ten sam silnik, ten sam napęd na cztery koła. Ale czy na pewno? Obydwa samochody są napędzane na cztery koła, ale to Huracan wydaje się bardziej ekspresyjny. To Lamborghini chce, byś był w centrum uwagi. I to ono po torze jeździ o wiele bardziej efektownie, niż R8.
To dlatego, że Audi stawia na skuteczność. W przypadku utraty przyczepności jednej z osi, 100% momentu może wędrować na drugą. W Lamborghini do przedniej osi zostanie podane maksymalnie 50%, dlatego byk po wprowadzeniu w poślizg nadsterowny, sunie bokiem wszystkimi czterema kołami. O wiele więcej w nim dramaturgii.
Lexus GS F - 477 KM
Choć to ciężka limuzyna, nasze drogi dość często się krzyżowały, jeśli chodziło o jazdę po torze. Poznaliśmy się podczas ulewy, na torze Jarama w Hiszpanii. Później spotkaliśmy się na leśnej pętli Toru Kielce, aż wreszcie dotarliśmy na Tor Poznań, gdzie startowaliśmy w Pucharze Dziennikarzy Lexusa. Samochód bardzo przypadł nam do gustu i udało nam się z nim porozumieć, dzięki czemu w zawodach widnieliśmy w pierwszej dziesiątce kierowców.
Pod maską GS F-a drzemie potężne, 5-litrowe V8, które osiąga 477 KM bez pomocy doładowania. Napęd trafia wyłącznie na tylną oś, gdzie działa też całkiem zmyślny mechanizm różnicowy, który pomaga mu wkręcać się we wszystkie łuki. Minusy? Tankowanie do pełna codziennie i elektronicznie wzbogacany dźwięk silnika w kabinie. „Wspomagacz” dźwięku możemy wyłączyć - baku niestety nie powiększymy.
BMW M3 Competition - 450 KM
Kolejny samochód, który dokładnie przetestowaliśmy na torze - tym razem był to Tor Łódź. Za kierownicą „M3-ki” można przeżyć cały wachlarz emocji - od euforii po irytację. Euforia jest zrozumiała - 6-cylindrowy, rzędowy silnik chętnie wkręca się na wysokie obroty i z pakietem Competition osiąga 450 KM. Do tego cała masa strzałów z przestrojonego wydechu, który nie daje zapomnieć o sportowym charakterze tego samochodu.
Kiedy jednak spadnie trochę deszczu, okazuje się, że z wyłączoną kontrolą trakcji praktycznie nie da się jeździć. Nie chodzi o to, że samochód jest w ogóle nadsterowny - chce taki być przez cały czas. Przyspieszanie bez pomocy asystentów również bywa trochę przerażające - tył wędruje po całej drodze, a jego „wycieczki” są dość gwałtowne. Świetnie, że ktoś jeszcze robi takie samochody, ale po sprawdzeniu M3 na suchym i mokrym torze, doszliśmy do wniosku, że to BMW jest już trochę zbyt mocne. Jako driftowóz? Proszę bardzo. Do bicia rekordów na torze być może wybierzesz jednak M2. Będziesz czuć się pewniej.
Alfa Romeo Giulia Quadrifoglio - 510 KM
Wielki powrót Alfy Romeo. Po jeździe M3 nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się po Giulii Q. Skoro 450 KM to za dużo, to jak musi jeździć samochód, który ma 510 KM?! Okazuje się, że zupełnie inaczej niż BMW. Każda reakcja Giulii jest przewidywalna i płynna. Układ kierowniczy jest wprost genialny - może nie przekazuje zbyt wielu informacji, ale nadrabia szybkością.
Włosi postawili też na ciekawe rozwiązania technologiczne - jak układ hamulcowy bez fizycznego połączenia pedału z hamulcami, możliwość zmiany biegów bez zdejmowania nogi z pedału gazu i dopasowywanie obrotów silnika przy redukcjach. W Giulii Quadrifoglio zakochaliśmy się absolutnie wszyscy, ale mimo wszystko po teście nie potrafimy wskazać, co jest wyraźnie lepsze - BMW czy Alfa.
Audi RS6 Performance - 605 KM
Kombi z piekła rodem. Musisz w ekspresowym tempie dowieźć lodówkę do domu? Nie ma problemu, pod pedałem gazu znajduje się 605 KM, które z chęcią pomogą Ci zrealizować to zadanie.
Oczywiście, że to dość ciężki samochód, który bardziej niż upalanie na torze woli długie trasy. To na szybkich, całkiem krętych odcinkach pokazuje swoją wartość. RS6 jeździ, jak przyklejone, a kiedy wyprzedza, wydaje się, jakby cały świat wokół nas zwalniał. Uwaga - nasi pasażerowie po przejażdżce mogą nas pozwać do sądu za pobicie. Dlaczego? Spróbujcie w trakcie jazdy wrzucić dwójkę i wcisnąc gaz do końca.
Mercedes-AMG C63 S Coupe - 510 KM
Czy to godny następca poprzedniego C63? Można się kłócić. Choćby dlatego, że cyfry „63” nie oznaczają tu w zasadzie nic. Silnik V8 już dawno został zmniejszony do czterech litrów. Na takie rzeczy fajnie się jednak narzeka sprzed komputera - za kierownicą to coś kompletnie innego.
W C63 S Coupe ganialiśmy legendę DTM, Bernda Schneidera w jego Mercedesie AMG GT S. Tor nie mniej legendarny - wyjątkowe Ascari. Mercedes, mimo 510 KM meldujących się na tylnej osi, nie chciał tracić przyczepności. Czyżby mniejszy silnik okazał się zaletą? Na torze na pewno - w końcu jest trochę lżejszy.
Porsche 911 Turbo S - 580 KM
Mieliśmy już okazję jeździć praktycznie wszystkimi wersjami 911-tki, za wyjątkiem Targi, GT3 i nowego GTS. Największe wrażenie robi oczywiście Turbo S. Jeździliśmy kabrioletem, więc odczuwanie przyspieszenia można by jeszcze pomnożyć przez dwa. Przy takich osiągach (do 100 km/h poniżej 3 sekund), jazda przypomina przejażdżkę kolejką górską. I tak, jak na rollercoasterze, sprawia wrażenie, że nie do końca nad wszystkim mamy kontrolę.
Najciekawszą „911-tką” w prowadzeniu okazuje się więc… zwykła „S-ka” z napędem na tył, a najlepiej jeszcze z manualną skrzynią biegów! To tutaj kierowca czuje wszystko to, co dzieje się z samochodem. To tutaj możemy pojechać bardzo szybko, ale nadal czuć, że to my za to odpowiadamy, a nie obliczenia komputera. Szkoda, że na taką konfigurację decyduje się bardzo mały ułamek klientów, choć trudno im się dziwić - w końcu 911 świetnie sprawdza się na co dzień, a wtedy skrzynia PDK jest po prostu wygodniejsza.
Nissan GT-R - 570 KM
Stworzony przez japońskich rzemieślników, wciąż niesie w sobie ducha samuraja. „Godzilla” osiąga 100 km/h w czasie krótszym niż 3 sekundy. Okej, może i inne samochody z tego zestawienia też to potrafią, ale tutaj pod maską znajduje się „zaledwie” 3,7-litrowe V6. Dzięki dwóm turbinom osiąga jednak aż 570 KM.
Ten samochód ciągle pracuje na swoją legendę, ale jak widać, jego osiągi są w stanie przyćmić problemy, z którymi Nissan borykał się na początku produkcji - np. psujące się skrzynie biegów. Klientom nie przeszkadza też mnóstwo sposobów na utratę gwarancji i czarna skrzynka, która w razie czego może potwierdzić użycie „niezgodne z zaleceniami”. To tylko potwierdza, że takie samochody kupuje się głównie sercem, a chłodna analiza oferty nie musi być decydująca.
„Wielka moc to wielka odpowiedzialność”
Peter Parker, znany też jako Spiderman, usłyszał kiedyś od wujka słowa „Wielka siła, to wielka odpowiedzialność”. To samo stwierdzenie można zaaplikować do samochodów - choć wielka moc i świetne osiągi kuszą, nie możemy dać się ponieść za ich kierownicą.
Oczywiście, że świetnie przyspieszają, skręcają i hamują. Jednak prawa fizyki dla wszystkich są takie same. Jeśli jest ślisko, droga hamowania ze 100 km/h nie będzie już tak krótka. Tym bardziej, jeśli samochód jest wyposażony w typowo sportowe opony, które często zapewniają niesamowitą przyczepność - ale tylko na suchym asfalcie.
Do tego dochodzą jeszcze wysokie koszty utrzymania. Paliwo to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wymienimy opon czy hamulców na tańsze odpowiedniki, bo mogłoby się to bardzo źle skończyć. A jeśli samochód wyposażono np. w hamulce ceramiczne, musimy się liczyć z tym, że komplet kosztuje tyle, co kilkuletni hatchback.
Sportowy charakter może zachęcać do wizyt na pobliskich torach, ale tu znowuż pojawiają się przeszkody. Instrukcje niektórych z powyższych samochodów zakładają, że przed i po track day'u najlepiej jest zrobić przegląd. Olej może nadawać się do wymiany już po jednym solidnym dniu „upalania”, ale zalecane przez producentów interwały wymian też się skracają. W normalnym użytkowaniu najczęściej będziemy zmuszeni wymienić olej już po 7-8 tys. km.
Nawet, jeśli kupno samochodu, którego moc sięga 500 KM nie jest problemem, to jeśli chcemy z tej mocy bezpiecznie korzystać, nasz „sportowiec” musi być zawsze utrzymany w najlepszej kondycji. A te koszta mogą wiele osób przerosnąć.
Jest o czym marzyć?
Zdecydowanie. Samochody pokroju Audi R8 czy Nissana GT-R zostały stworzone wyłącznie po to, by dawać kierowcom przyjemność. Nie tylko z jazdy - z samego obcowania z nimi. W ostatnich latach osiągnęły poziom, który wcześniej pozostawał poza zasięgiem. Teraz przyspieszenie do 100 km/h, które zajmuje 3 czy 4 sekundy nie jest rzadkością, ale jako przeżycie jest niepowtarzalne. I tego wam wszystkim życzę - byście mogli choć przez chwilę poczuć, co oznacza „szybki samochód” w XXI wieku.
Redaktor