BMW X1 nic nie powstrzyma. Przejechało jak czołg!
Czy zawsze warto ufać elektronicznym układom wspomagania?
Nowoczesne samochody naszpikowane są elektronicznymi gadżetami, można by rzec, że aż od nich „kipią”. Wśród nich jest wiele odpowiedzialnych za bezpieczeństwo czynne i bierne, i właśnie jeden z tych należących do pierwszej grupy postanowił przetestować amerykański Insurance Institute for Highway Safety (IIHS).
Grupa testowa i procedury
Testom poddany został system automatycznego awaryjnego hamowania w przypadku spotkania z pieszym, którego celem jest uniknięcie z nim kolizji lub przynajmniej zmniejszenie jej skutków poprzez ograniczenie prędkości. Układ korzysta z szeregu czujników i kamer, które skanują i „obserwują” wszystko, to co dzieje się przed samochodem, by w odpowiedniej chwili podjąć stosowne działania. W teorii wydaje się, że powinno być to proste w przygotowaniu i skuteczne w działaniu. A jednak okazuje się, że nie wszyscy producenci sobie z tym poradzili i wyszli z realizacji tego zadania obronną ręką.
W teście udział wzięło 11 małych SUV-ów wyposażonych we wspomniany układ bezpieczeństwa czynnego... choć, w niektórych przypadkach użycie określenia „system NIEbezpieczeństwa czynnego” byłoby trafniejsze.
Samochody poddano trzem testom, a w każdym przeprowadzono pięć prób. Pierwszy z nich symulował przypadek nagłego wtargnięcia na jezdnię dorosłej osoby. Drugi – sytuację w której małe dziecko wybiega spomiędzy dwóch zaparkowanych samochodów. Obydwa testy zostały przeprowadzone przy prędkości 19 i 40 km/h. Trzeci test odwzorowywał sytuację, kiedy dorosły pieszy idzie wzdłuż krawędzi jezdni w tym samym kierunku, w którym porusza się pojazd. W tym przypadku test przeprowadzono przy prędkości 40 i 59 km/h. We wszystkich próbach systemy miały około 2 sekundy, by odpowiednio zareagować.
4, 5, 1 i 1, czyli magia liczb – posłuszni i niepokorny
Wzorowo w teście zachowały się 4 samochody – Honda CR-V, Subaru Forester, Toyota RAV4 i Volvo XC40. Nieco gorzej poradziło sobie 5 innych aut, które nie zawsze zdążyły wyhamować do zera i dlatego zasłużyły tylko na ocenę dobrą, a były to Chevrolet Equinox, Hyundai Kona, Kia Sportage, Mazda CX-5 i Nissan Rogue, czyli amerykański odpowiednik X-Traila. Nie do końca udanie poradził sobie Mitsubishi Outlander, który otrzymał ocenę dostateczną, gdyż w żadnej próbie nie zdążył się zatrzymać, a jedynie zmniejszył prędkość.
Prawdziwym „rodzynkiem” okazało się jednak BMW X1, które przeszło przez wszystkie testy jak „burza”. We wszystkich próbach „Bawarczyk” był bezwzględny dla manekinów, nie miał litości dla nikogo, czy to dla dorosłych, czy to dla dzieci – parafrazując na „autojęzyk”: nawet mu klocki hamulcowe nie drgnęły. Naprawdę nie wiem, o czym myśleli inżynierowie z Monachium w trakcie programowania, ale najwidoczniej stwierdzili, że pojedynczy pieszy nie stanowi zagrożenia dla BMW X1 i z powodu jego obecności przed samochodem nie warto zaburzać reklamowej „radości z jazdy”. Naturalnie ocena, jaką przyznano za taki „pokaz anihilacji”, to zero.
Jedno jest pewne, ktoś w dziale IT w BMW właśnie stracił pracę albo pożegna się z premią kwartalną na bardzo długi czas. Warto tutaj zaznaczyć, że wszystkie poddane testom samochody uzyskały najwyższą ocenę, jeśli chodzi o unikanie kolizji z innymi pojazdami, ale to akurat mnie nie dziwi, bo staranowanie tak dużego obiektu byłoby czymś równie absurdalnym jak nie trafienie kamieniem do Bałtyku, stojąc nad jego brzegiem.
Czy warto ufać elektronicznym układom wspomagania?
Odpowiedź jest chyba oczywista – nie. Osobiście nie jestem zwolennikiem wszystkich samochodowych wspomagaczy i ostrzegaczy, bo wiele z nich odbiera prawdziwą przyjemność z jazdy i nie pozwala kierować autem „po swojemu”. Poza tym każdy taki system rozleniwia kierowcę, który podświadomie zaczyna przykładać mniejszą uwagę do tego, co dzieje się z samochodem i na drodze. Ponadto przeładowanie zewsząd docierającymi komunikatami, piszczącymi brzęczykami i świecącymi lampkami ostrzegawczymi tylko dodatkowo rozprasza kierowcę – podobnie jak przesyt znaków drogowych – i w niektórych przypadkach może wywołać niepotrzebne zamieszanie i zasiać panikę – ale to już zagadnienie na zupełnie inny artykuł.
Wracając do tematu, test przeprowadzony przez IIHS pokazuje, że należy pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, wszystkie układy bezpieczeństwa czynnego są po to, by wspomagać kierowcę, a nie go wyręczać w kierowaniu samochodem. Jak widać na przykładzie systemu automatycznego awaryjnego hamowania, czasami systemy takie nie do końca spełniają swoją funkcję lub jak w przypadku BMW X1 w ogóle nie są zainteresowane pomaganiem i nie baczą na nic. Po drugie, i chyba najważniejsze, prowadzenie auta zawsze wymaga skupienia i myślenia, bo żaden nawet najbardziej zaawansowany system nie wyręczy nas w tej roli i nie zwolni z odpowiedzialności za popełnione przez niego błędy.