Pontiac Trans Am - coś więcej, niż tylko samochód
Istnieją samochody, które kupuje się za namową głosu rozsądku. Samochody, które w bardzo bezpiecznych i komfortowych warunkach są w stanie swoimi małymi, zredukowanymi do granic możliwości, wysokoprężnymi silniczkami turbodoładowanymi dowieźć nas w dowolne miejsce zużywając przy tym śmieszne ilości paliwa. Samochody transportery - nic poza tym.
Jednak ta konstrukcja, o której zamierzam napisać dzisiaj kilka słów, nie ma absolutnie nic wspólnego z samochodami do przewożenia. No może poza wyglądem. Ta maszyna nie służy do przemieszczania się z miejsca na miejsce. Ta maszyna służy do dawania motoryzacyjnej ekscytacji, motoryzacyjnego orgazmu.
Historia jednego z najbardziej charakterystycznych aut w dziejach amerykańskiej motoryzacji zrodziła się w 1967 roku. Wówczas Pontiac, należący do General Motors, rozpoczął produkcję auta, które dzieliło platformę z innym kultowym dziełem na czterech kółkach – Chevroletem Camaro. Firebird oraz jego bardziej wysublimowana wersja ochrzczona mianem Trans AM (produkowana w latach 1969 – 2002) współtworzyły mit amerykańskich muscle car.
Pierwsza generacja Firebirda produkowana była w latach 1967 – 1969. Druga generacja wyjechała na drogi w 1970 roku i święciła triumfy aż do 1981 roku. W międzyczasie (w 1977 roku) w amerykańskich kinach zagościł kultowy już dzisiaj film drogi z Burtem Reynoldsem i Sally Field pt. „Mistrz kierownicy ucieka”. „Bandzior”, bohater owej komedii, w drodze przez kilkanaście stanów Ameryki Północnej nieustanie „dawał w kość” stróżom prawa prowadząc Pontiaca Trans Am napędzanego monstrualnym silnikiem V8 o pojemności 6.6 l. Od tego momentu sprzedaż sportowego auta Pontiaca poszybowała w górę, a Trans Am zyskał miano auta kultowego.
Jednak kariera filmowa sportowego auta Pontiaca dopiero nabierała rozpędu. General Motors, zachęcony sukcesem kinowym poprzedniej generacji Trans Ama, poszukiwał nowego tytułu kinowego, który pomógłby wypromować najnowsze dzieło Pontiaca. W tym samym czasie Universal Studio poszukiwało obsady dla swojego najnowszego projektu telewizyjnego, pełnego spektakularnych i widowiskowych pościgów.
W 1982 roku rozpoczęła się sprzedaż Trans Ama trzeciej generacji, który jednocześnie został osadzony w roli głównej w niesamowicie popularnym w latach 80-tych serialu telewizyjnym „Knight Rider”(„Nieustraszony”). Ówczesne bożyszcze kobiet, David Hasselhoff, odziany w czarną skórzaną kurtkę, za kierownicą „podrasowanego” Trans Ama siał postrach wśród przestępców i złoczyńców. Sprzedaż Trans Ama ponownie wystrzeliła w górę.
W 1993 roku na rynku pojawił się kolejny, czwarty z kolei, Trans Am. Podobnie jak poprzednicy, także i ta generacja modelu zaskakiwała agresywną sylwetką, która już z daleka dawała do zrozumienia, że ten Pontiac skrywa pod maską jednostki generujące niesamowite emocje. Jednak poziom sprzedaży ciekawie nakreślonego auta okazał się daleki od oczekiwanego. W 2002 roku zdecydowano się zakończyć produkcję Trans Ama, nie wprowadzając na rynek następcy…
Trans Am w każdej generacji wzbudzał niesamowite emocje. Po części wynikało to z przyciągającej oko i zawadiackiej stylistyki, jednak w największej mierze uwaga skupiała się na aucie za sprawą jednostek napędowych. Szczególnie tych najmocniejszych, ośmiocylindrowych, które nie tyle mocą, co momentem obrotowym potrafiły wyzwolić w każdym fanie czterech kółek najbardziej niesamowite emocje. Napęd na tylną oś oraz potężna nadwyżka mocy sprawiały, że każdy Trans Am na życzenie potrafił zacząć jeździć bokiem i generować ogromne chmury dymu z palących się opon. Przy tym wszystkim wydawał z siebie charakterystyczny dla widlastych jednostek ośmiocylindrowych dźwięk, którego nie sposób pomylić z niczym innym.
Amerykańskie samochody jakoś nigdy najbliższe mojemu sercu nie były. Dlaczego? Po pierwsze wydawało mi się, że potrafią zrujnować niejeden budżet domowy apetytem na paliwo. Po drugie, przez swoje kolosalne rozmiary jakoś nie bardzo pasowały mi w roli poręcznego auta do miasta. I na dobrą sprawę każdy z tych argumentów ma jak najbardziej uzasadnienie w rzeczywistości. Jednak, jak to bardzo często w życiu bywa, głos rozsądku to jedno, a krzyk serca to drugie. Firebird i Trans Am to samochody, których nikt nigdy nie wybierał z rozsądku. To samochody, które kupowane były za sprawą żądzy. Żądzy posiadania czegoś, co sprawi, że zwykła podróż do nudnej pracy stanie się niesamowitym przeżyciem. Jak mówią właściciele – „nie istnieją absolutnie żadne logiczne przesłanki, by jeździć autem tego typu: jest drogie w eksploatacji, niewygodne, kapryśne, nieporęczne, wcale nie aż takie szybkie i wymaga nieustannej troski”. A jednak wszyscy je kochają. Dlaczego? Może właściciele sami się wypowiedzą…
Fot.: www.firebirdgallery.com