Piękny cud techniki
Sportowy i elegancki zarazem. Mówi się o nim: "cud techniki przełomu lat 70. i 80". Niezwykła sylwetka i znakomite osiągi sprawiły, że od dnia prezentacji samochód ten zawładnął wyobraźnią setek tysięcy mężczyzn na całym świecie.
„Bestia”, Madonna i inni
Piękne coupe BMW do dziś cieszy się ogromną popularnością. W Stanach Zjednoczonych „szóstka” nadal jest jednym z najdroższych aut wśród oldtimerów. Do wielkich miłośników tego samochodu cały czas należą między innymi: Mike Tyson, Madonna, Clint Eastwood i Morgan Freeman.
Gdy w roku 1970 naczelnym stylistą bawarskiej marki został Francuz Paul Bracq, twórca legendarnego „rekina”, w powietrzu czuć było nadchodzące zmiany. Bracq, który wrócił do Monachium po przygodzie z Mercedesem miał za zadanie przeciwdziałać malejącej sprzedaży modeli BMW. Seria E9 powoli odchodziła do lamusa, szefowie koncernu uznali, że najwyższy czas na zastąpienie jej czymś zupełnie nowym. Francuz postanowił całkowicie wycofać z rynku linię E9. W głowie miał już wizję jej następcy.
Elegancki drapieżnik
Inspiracją dla Bracq’a stała się seria 5 (E12), którą zresztą zaprojektował osobiście. Podczas oficjalnej prezentacji, która odbyła się w sierpniu roku 1976 w Genewie oczom całego świata ukazał się samochód o drapieżnej sylwetce w kształcie klina, którą podkreślała schodząca ku dołowi maska z agresywnym wybrzuszeniem, szeroki rozstaw kół i osi oraz łagodnie opadająca linia dachu na stosunkowo krótki tył. Auto wzbudziło zachwyt również dzięki elementom takim, jak choćby masywna, podwójna rura wydechowa umieszczona pośrodku podwozia, charakterystyczny grill oraz duże, okrągłe reflektory.
Dwa pierwsze modele: 600 CS i znacznie mocniejszy 633Csi kosztowały odpowiednio 40 i 43 tysiące marek. Znacznie większym powodzeniem cieszył się drugi z wymienionych – wyposażony w silnik o pojemności 3,3 litra oraz mocy 197 KM. Auto bez większych problemów rozpędzało się do 215 kilometrów na godzinę, zaś do „setki” przyspieszało w 7,9 sekundy. Przez osiem lat produkcji wersję tę sprzedano w liczbie blisko 40 tysięcy egzemplarzy, z czego ponad jedna trzecia rozeszła się na rynku amerykańskim.
Cena nie gra roli
Co ciekawe, za „jedyne” 50 tysięcy marek można było kupić model „ultraluksusowy” ze skórzanymi fotelami, wysokiej klasy sprzętem stereo, automatyczną skrzynią biegów i szyberdachem. Choć jego cena była zawrotna (do dziś jest!), pomyliłby się ten, kto wróżył temu autu rynkową klęskę. Wręcz przeciwnie, w Republice Federalnej Niemiec samochód sprzedawał się wyśmienicie. Co więcej, model natychmiast podbił Stany Zjednoczone, do których BMW nie nadążał dosyłać kolejnych egzemplarzy. Klienci czekali na swoją „szóstkę” tygodniami.
Nie minęły dwa lata od genewskiej premiery, gdy w salonach pojawiła się topowa wersja legendarnego modelu. Auto nazwane 635CSi dysponowało potężnym, 3,5-litrowym i 218-konnym silnikiem, który rozpędzał je do ponad 230 km/h. „Styl to jedno, ale dla nas równie ważna, o ile nie ważniejsza jest technologia. Dlatego właśnie podczas budowy tego samochodu wykorzystaliśmy technologie najbardziej zaawansowane, najnowsze. Z dumą oddajemy w wasze ręce nasze dzieło ” – mówili podczas prezentacji 635CSi szefowie BMW.
Jeżdżąca doskonałość
Mimo, że samochód ważył ponad półtorej tony, do 100 km/h przyspieszał w niewiele ponad siedem sekund. W jedenaście lat model znalazł ponad 60 tysięcy nabywców. „Mam wrażenie, jakby w tym modelu wszystko było doskonałe – wspaniałe kształty, gustowne wnętrze z dużymi oknami sprawiającymi, że w środku auta jest jasno i przestronnie, a także znakomite wytłumienie, dzięki któremu samochód pracuje niemal bezgłośnie. Do tego trzeba dodać naprawdę znakomite osiągi, kapitalne właściwości jezdne oraz mnóstwo innych szczegółów, które radują serce każdego kierowcy na świecie” – pisał po jednym z testów magazyn „Motor Trend”.
Ciekawe modyfikacje „szóstka” przechodziła w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie, których od zawsze fascynują monstrualne silniki, montowali je pod maskami BMW. Dla nich bowiem największym atutem tego samochodu była jego piękna sylwetka. Obniżone nadwozie „szóstki” pokrywały najczęściej płomienie i inne ogniste wzory. Takie auta do dziś jeżdżą po amerykańskich drogach.
Wyścigowa maestria
Piękną kartę w historii tego samochodu zapisali również kierowcy wyścigowi. Za kierownicą „szóstki”, potwora z silnikami o mocy od 486 do 800 KM (!) sukcesy sportowe odnosili między innymi: Roberto Ravaglia, Dieter Quester, Gerard Berger, Hans-Joachim Stuck, Helmut Kelleners i Marc Surer. W 1981 roku dwaj Szwajcarzy Herbie Weginz i Harald Niger wygrali prestiżowy wyścig na torze Vallelunga w Rzymie, potem czterogodzinną rywalizację na Monzy, a na koniec sezonu zwyciężyli na brytyjskim Silverstone. W tym samym roku wyścigowe Mistrzostwo Europy zdobył Kelleners, zaś jego osiągnięcie pięć lat później powtórzył Ravaglia.
Kolejnym świadectwem wyścigowej dominacji BMW był rok 1983, w którym team w składzie: Thierry Tassin, Hans Heyer, Armin Hahne zwyciężył w 24-godzinnym wyścigu w belgijskim Spa. Zawody te przez lata stały się specjalnością teamu bawarskiej marki – w latach od 1965 do 1998 auta BMW wygrywały w Spa aż 21 razy! W roku 1983 kierowcy BMW zajęli osiem miejsc w pierwszej dziesiątce klasyfikacji wyścigu na torze Monza.
Następca po 15 latach
Przez blisko trzynaście lat z fabryki w Dingolfing wyjechało blisko 120 tysięcy egzemplarzy tego modelu. W roku 1989, niedługo po wycofaniu jej ze sprzedaży, na krótko zastąpiła ją efektowna seria 8. Dwa lata temu BMW postanowił powrócić na rynek dużych luksusowych coupe i wskrzesił kultową „szóstkę”. Podobnie, jak jego legendarny poprzednik, auto naszpikowane zostało nowoczesną technologią. Prawa do narzekania nie mają też amatorzy sportowych wrażeń – 4,4-litrowy silnik o mocy 333 KM spełni ich wszystkie zachcianki.