Nowy gracz chce podbić miasta - Mercedes Citan
Są rzeczy, które nigdy się nie zmienią. Meryl Streep zawsze będzie miała klasę, Michael Jackson pozostanie królem popu, a Amerykanie nie będą wiedzieli gdzie znajduje się Polska. Ani czym właściwie jest. W świecie motoryzacji jest podobnie. Mercedes nigdy nie stworzy samochodu we współpracy z francuską marką... No, tego już nie byłbym taki pewien.
Obserwując rynek producentów samochodów osobowych doszedłem ostatnio do jednego wniosku – zależność koncernu samochodowego i współpracy jest podobna do człowieka i tabletki na serce. Gdy się ją zażywa, to można prowadzić normalne życie i popadać w skrajności jak na człowieka przystało. Z kolei gdy się ją odstawi, to istnieje spora szansa na to, że ostatnią osobą, która stanie przed oczami będzie lekarz z ostrego dyżuru. Tak więc marki chętnie ze sobą kooperują i wcale im się nie dziwię. Właśnie dzięki współpracy powstały trojaczki z Kolina, crossovery Peugeot, Citroen i Mitsubishi, a także ostatnia generacja Opla Combo. Inna sprawa, że przeważnie tylko jedna z bliźniaczych konstrukcji odnosi sukces, jednak to już materiał na oddzielny artykuł. Ale skoro współpraca jest tak korzystna, to dlaczego Mercedes ma być gorszy?
Amsterdam - największe miasto Holandii, częściowo położone poniżej poziomu morza. Rzeka Amstel tworzy w nim tyle kanałów, że nawet z mapą w rękach można się pogubić. To właśnie tutaj Mercedes postanowił zaprezentować swoje nowe dzieło – Citana. Czyżby producent chciał udowodnić, że jest tak bardzo „laid backowy” jak holenderska młodzież, która każdej nocy imprezuje w wąskich uliczkach metropolii ze skrętem w ręku? Nie, chodzi o coś zupełnie innego. Amsterdam stanowi symbol mobilności. Port lotniczy jest zatłoczony jak Nowy Jork, Dworzec Centralny to globalna wioska, a na ulicach jest tak ciasno, że mieszkańcy w dużej mierze z samochodów przesiedli się na rowery. I to niezależnie od pogody – myślałem, że widziałem w Amsterdamie kosmitę, a tymczasem „obcy” okazał się być kobietą na rowerze w potężnym płaszczu przeciwdeszczowym. W takich realiach ma się odnaleźć nowy model Mercedesa – wąskie zaułki, wysokie krawężniki i wielkość współczesnych miast mają nie robić na nim większego wrażenia.
Krótki folder informacyjny dostarczony przez Mercedes-Benz Polska zaczyna się słowami: „Po raz pierwszy portfolio vanów z gwiazdą wzbogaci się o kompaktowy samochód dostawczy”. Czyżby? Pamiętam jak jeszcze nie tak dawno temu po drogach poruszał się niezbyt proporcjonalny Vaneo. Mercedes o nim zapomniał? Cóż, tak naprawdę producent wcale nie musi o nim pamiętać, bo nie ma się czym chwalić. A nowy Citan naprawdę jest ciekawą konstrukcją.
Po pierwsze – to samochód, który w przeciwieństwie do Vaneo został zaprojektowany od podstaw po to, by mogli go zarzynać przedstawiciele handlowi. Dlatego nie boi się ciężkiej pracy, ładunku o nieznanej zawartości i wysokich krawężników. Po drugie – oferta aut dostawczych tego producenta faktycznie nigdy nie obejmowała tak małego samochodu. I wreszcie po trzecie – ta konstrukcja wcale nie jest zaprojektowana przez Mercedesa!
Dawcą technologii dla Citana jest dostawczy model Renault – Kangoo. I tu pojawia się Problem. Gdybym miał firmę i gromadkę handlowców, których chciałbym posadzić za kierownicą małego auta dostawczego, to pomyślałbym o czterech producentach – Fiat, Citroen, Peugeot i Renault. A Mercedes? Nie, przecież on nie ma kompaktowych vanów w swojej ofercie. Ponadto Kangoo od lat jest lubiane, sprzedaje się świetnie i ma niezłą ofertę cenową. W takim razie w jaki sposób Citan chce wejść do gry? No właśnie…
To, że płyta podłogowa pochodzi z Kangoo nie znaczy, że Citan prowadzi się jak Renault – układ kierowniczy i zawieszenie zostały zmodyfikowane, a resorowanie stało się twardsze, by auto lepiej trzymało się drogi. Poza tym samochód został obniżony. To miłe, że van może pewnie zachowywać się na jezdni. Jednak nie ma się co oszukiwać – gdybym szukał ekstremalnych doznań, to zbierałbym na Ferrari. Mając do rozwiezienia zawartość magazynu zwróciłbym uwagę na możliwości przewozowe. A tak się składa, że Citan oferuje całkiem sporo.
Blaszany furgon może mieć trzy rozstawy osi: 3.94m, 4.32m oraz 4.71m. Ich ładowność jest różna, ale dopuszczalna masa całkowita modelu dochodzi do 2200kg. Jednak furgon to nie jedyna wersja Citana. Kompaktowy Mercedes będzie sprzedawany również w 5-miejscowej wersji osobowej oraz Mixto ze składaną, tylną ławką. O ile ten drugi wariant standardowo zostanie wyposażony w dwie pary przesuwnych drzwi, to w pierwszym za taką przyjemność trzeba będzie już dopłacać. Na szczęście wszelkie systemy stabilizujące tor jazdy znajdą się na wyposażeniu standardowym w każdej wersji. Wariant osobowy otrzyma również dodatkowo poduszkę powietrzną pasażera, poduszki boczne oraz kurtyny powietrzne. W furgonie tylko kierowca będzie miał airbag – to znak, że powinien jeździć sam.
W autach dostawczych szczególną popularnością cieszą się diesle, dlatego w Citanie do wyboru będą trzy. Ich moc waha się w zakresie 75-110KM. A co ze zwolennikami jednostek benzynowych? Dla nich też coś się znajdzie – motor jest doładowany i osiąga 114KM. Ponadto standardowo jest wyposażony w funkcję Start&Stop, system zarządzania alternatorem oraz opony o zmniejszonym oporze toczenia. Jednak czy Citan jest jeszcze Mercedesem?
Charakterystyczny design i ogromna gwiazda, na atrapie chłodnicy, którą można dostrzec na zdjęciach satelitarnych GoogleMaps – to bez wątpienia produkt Daimlera. Rozczarować może jedynie wnętrze – plastiki są twarde, a design mało wyszukany. Jednak nie mogę przeoczyć w tym miejscu drobnego faktu. Każdy, kto chce mieć wykończenie rodem z salonu Yevs Saint Laurent powinien kupić Mercedesa, który w nazwie modelowej ma słowo: „Klasse”. Citan w każdej wersji nadwoziowej mimo wszystko jest autem do pracy, dlatego prostota jest tu wręcz wskazana. Ile trzeba mieć na koncie, żeby wejść w jego posiadanie? Oficjalnie nikt tego nie wie, a ci, którzy coś usłyszeli nie chcą nic powiedzieć. Przeważnie tylko jedna bliźniacza konstrukcja odnosi sukces, dlatego Mercedes musi zaoferować rozsądną cenę. A jeżeli tak się stanie to wybór będzie prosty – w końcu niemiecka gwiazda na masce kusi bardziej niż francuski romb.