Mercedes GLC - motoryzacyjny kameleon
Popularność samochodów typu SUV na świecie wciąż rośnie. Mercedes korzysta więc z okazji i odnawia, a także porządkuje tę część swojej oferty. Po modelach GLA i GLE przyszła kolej na GLC.
Bezpośredni konkurenci Mercedesa, a więc BMW i Audi od dawna stosują nazewnictwo, które w gąszczu coraz bardziej obszernej oferty modeli, pozwala zorientować się klientom o jakim samochodzie jest mowa. Litery Q (w Audi) i X (w BMW) mogą natychmiast wyłuskać z oferty SUVa, a cyfra po nich następująca pomaga oszacować jego rozmiar. Mercedes nazwę swoich crossoverów postanowił poprzedzać przedrostkiem GL. W związku z tym GLA to SUV na bazie Klasy A, GLE to rodzina Klasy E, a bohater tego tekstu GLC jest bliskim krewnym Klasy C. Dla uściślenia dodam tylko, że GLE jest następcą modelu ML, a GLC zastępuje w ofercie model GLK.
Trudno w tym miejscu uniknąć porównań do znikającego z rynku GLK. GLC względem poprzednika urósł – jest dłuższy o 120 mm (4656 mm), szerszy o 50 mm (1890 mm), a rozstaw osi wydłużono o 118 mm (2873 mm). Skutkiem tego, pod względem miejsca dla pasażerów oraz pojemności bagażnika (powiększonej do 550/1600 litrów), GLC góruje nad modelem GLK.
Zmienił się również wygląd – teraz, zamiast kanciastego nadwozia, wszędzie królują delikatne linie. GLC jest eleganckim, ale również atletycznym małym SUVem. Przód auta to charakterystyczna dla Mercedesów najnowszej generacji pionowa osłona chłodnicy oraz designerskie reflektory, nadające mu zadziornego wyglądu. Zderzak z plastikową osłoną, która ciągnie się przez wnęki kół i progi podkreśla, że nowemu GLC nie straszne są poza asfaltowe harce. Również gra cieni na bocznych przetłoczeniach drzwi powoduje, że trudno określić ten model jako nudny. Przyczynia się do tego również opcjonalna możliwość „ubrania” GLC w aż 20-calowe felgi. Tył auta optycznie poszerzają poziome, duże lampy w technologii LED. Kiedy dokładnie przyjrzymy się tej części nadwozia możemy dojść do wniosku, że gdzieś już widzieliśmy podobną kombinację. Oczywiście – tył nowej Klasy C w nadwoziu kombi jest łudząco podobny do tego w GLC.
Wnętrze GLC także do złudzenia przypomina to, które oferuje C Klasa. Właściwie największą różnicą jest brak okrągłego, analogowego zegarka w SUVie i inaczej poprowadzona górna linia schowka przed fotelem pasażera. Wszędzie znajdziemy doskonałej jakości materiały – od drewna i aluminium, poprzez skórę, aż po miękkie i miłe w dotyku plastiki. O jakości spasowania materiałów można właściwie nie wspominać, bo ta jest charakterystyczna dla współczesnych Mercedesów, czyli wzorowa.
Mimo tego, że z Mercedesem Klasy C miałem do czynienia już jakiś czas temu, to w dalszym ciągu jestem pod wrażeniem projektu jego wnętrza, którego bliźniaczą odmianę mamy w GLC. Wygodne fotele, dobrze leżąca w dłoniach kierownica, czytelne duże zegary i wszystkie manipulatory w zasięgu dłoni – oto najkrótsza wizytówka tego, co nas spotyka w GLC. Niestety cieniem na to wszystko kładzie się obsługa systemu multimediów. Mercedes uparcie twierdzi, że ekran dotykowy w samochodzie to zło, które zagraża bezpieczeństwu podróżnych. Jednocześnie każe nam zagłębiać się w odmęty menu, żeby zmienić każdą prostą funkcję. Wszystko to wymaga najpierw nauki (najlepiej z instrukcją obsługi w ręku), a potem praktyki i praktyki, bo ta jak wiadomo, czyni mistrza. Ja jednak z nadzieją i utęsknieniem czekam na powiew świeżości w Mercedesowskich multimediach. Oby tylko nie zmienił on tylko dostawcy systemu audio, bo Burmester jest jednym z najlepiej grających zestawów, jakie możemy dostać w samochodzie.
Trochę ubogo przedstawia się lista jednostek napędowych, które możemy zamówić do Mercedesa GLC. W tej chwili oferowane są dwie jednostki wysokoprężne - 220d o mocy 170 KM (3000-4200 obr./min) oraz 250d rozwijająca moc 204 KM (3800 obr./min). Silnik 250 o mocy 211 KM (5500 obr./min) jest rodzynkiem wśród napędów benzynowych. Pod koniec roku w ofercie pojawi się najmocniejsza (póki co), hybrydowa opcja 350e plug-in hybrid, której systemowa moc osiągnie aż 320 KM.
Wszystkie modele GLC będą standardowo wyposażone w stały napęd na cztery koła oraz automatyczną, 9-stopniową skrzynię biegów 9G-TRONIC. Jedynie hybryda będzie musiała zadowolić się 7-stopniową przekładnią 7G-TRONIC PLUS. Oprócz tego każdy GLC dostanie bez dopłaty system Dynamic Select, reflektory halogenowe z LED do jazdy dziennej oraz felgi ze stopów lekkich. We wnętrzu natomiast wersję wykończenia piano black, skórzaną kierownicę i system audio. Oprócz tego pakiet systemów: Start/Stop, Collision Prevention Assist Plus i Attention Assist. Na życzenie GLC może być doposażone w pakiet offroad z Downhill Speed Regulation i pięcioma trybami jazdy w terenie (Offroad, Incline, Slippery, Rocking, Trailer), ochronę podwozia i możliwość podniesienia zawieszenia o dodatkowe 20 mm. Wówczas razem z Air Body Control prześwit może być powiększony o 50 mm.
Pierwszy dzień testów GLC rozpoczęliśmy wersją z silnikiem Diesla 250d. Testowa trasa o długości około 200 km prowadziła autostradami, małymi miastami, a także górskimi serpentynami. Silnik wysokoprężny pracuje cicho, nie przenosząc do wnętrza samochodu żadnych wibracji, a skrzynia biegów zmienia przełożenia na tyle sprawnie, że całkiem o niej zapominamy. Jedyne czego brakuje w opcji 250d, to dynamiki, a właściwie poczucia, że mamy pod maską ponad 200 KM. Wprawdzie maksymalny moment obrotowy dostępny jest od 1600 obrotów, ale tylko do 1800 obrotów. Więc pomimo tego, że GLC przyspiesza do setki w 7,6 sekundy, to kierowca ma wrażenie, że jest to okupione wyciskaniem z silnika siódmych potów. Zaletą silnika Diesla pod maską jest oczywiście spalanie, które bez zbędnych ekosztuczek oscyluje na poziomie niecałych 7 litrów w trybie mieszanym.
Kolejny dzień pozwolił nam na sprawdzenie opcji benzynowej o mocy 211 KM. Już pierwsze kilometry utwierdziły nas w przekonaniu, że jest to doskonały wybór dla tych, którzy szukają większych doznań za kierownicą GLC. Silnik aż prosi się, aby kręcić go długo i wysoko, odwzajemniając się za to niezłym brzmieniem i wciskaniem w fotel. Choć sprint do 100 km/h wersją benzynową jest tylko o 0,3 s krótszy, to subiektywnie odnosimy wrażenie, że dysponujemy dużo większą mocą. Frajda z jazdy sprawia, że spalanie wyższe od diesla o około 2 litrów, można pominąć milczeniem.
Zaletą modelu GLC jest możliwość doposażenia go w pneumatyczne zawieszenie AIR BODY CONTROL. Pozwala to na zupełną zmianę charakterystyki prowadzenia samochodu. Tryb Comfort świetnie sprawdza się w mieście i na autostradzie, ale górskie zakręty z radością pokonywaliśmy w trybie Sport i Sport+. Przyspiesza on reakcję pedału gazu, zmienia twardość zawieszenia i zwiększa ilość informacji płynących do nas z układu kierowniczego. Auto nawet na ostrych wirażach prowadzi się neutralnie, nie wyjeżdżając ani przodem, ani tyłem, ani też (pomimo swojej wysokości) nie pochylając się na boki. Inżynierowie Mercedesa wykonali kawał dobrej roboty i ja muszę przyznać, że wreszcie Porsche Macan ma godnego konkurenta. No może będzie miał, kiedy Mercedes pokaże odmianę AMG.
Wiedząc już jak GLC zachowuje się na asfalcie, trochę sceptycznie podeszliśmy do zaproponowanej nam próby offroadowej. Wiadomo przecież, że auto które doskonale jeździ po asfalcie, poza nim często skazane jest na pomoc najbliższego gospodarza i jego ciągnika. Jednak próby, jakich byliśmy uczestnikami, rzuciły nowe światło na możliwości offroadowe GLC. Okazuje się bowiem, że pakiet offroad bardzo mocno podnosi jego zdolności podczas pokonywania wzniesień, wszelkich nierówności terenu i innych pozamiejskich niedogodności. Programy obsługujące wjazd i zjazd ze wzniesień, dostosowujące napęd do podłoża, kamera 360 stopni i osłona podwozia gwarantują, że z bez obaw możemy zjechać z asfaltu i spróbować swoich sił w lekkim terenie. GLC niczym kameleon zmienia się z asfaltowego wyjadacza, w terenowego zawadiakę, który świetnie bawi się w offroadzie.
Cennik modelu GLC zaczynają się w Polsce od kwoty 173 500 zł za opcję 220 d 4MATIC. Dwa tysiące dopłaty wymagać będzie GLC 250 4MATIC, a aż 35 000 zł GLC 250 d 4MATIC. To oczywiście ceny wyjściowe, które pomimo niezłego wyposażenia standardowego, będą miały mało wspólnego z tym, co w konfiguratorze zobaczymy pod koniec kompletowania naszego GLC. A w Mercedesie lista opcji dodatkowych jest bardzo długa, możliwości konfiguracji jest bez liku, a ceny dodatków przyprawiają czasem o zawrót głowy. Jednak każda złotówka wydana na model GLC wydaje się być dobrze zainwestowaną. Auto jest przemyślane pod względem uniwersalności, wygodne, dobrze wykończone i przede wszystkim daje dużo frajdy z jazdy.