Historia Mazdy - Mazda
Co można powiedzieć o Mazdzie? Niewiele, bo mało kto wnika w szczegóły życia jakiegokolwiek producenta samochodów. Tymczasem ta marka przez długi czas chodziła szczelnie zapakowana w kimono niczym gejsza, po czym wyjechała do Europy, przywdziała satynową mini, bluzkę z dekoltem i zaczęła błyszczeć. Więc jak ta cała historia się zaczęła?
Nie trudno zgadnąć, że mało który producent samochodów zaczynał właśnie od produkcji samochodów – i Mazda nie była wyjątkiem. W 1920 roku została założona firma o wdzięcznej nazwie Toyo Cork Kogyo. Tylko czym się właściwie zajmowała? Produkcją stali? Handlem narkotykami? Pudło – po prostu produkowała podłogi korkowe. I to wystarczyło, żeby dorobiła się kwoty, która pozwoliła jej zainteresować się produkcją aut.
W 1931 roku powstał pierwszy wóz firmowany przez Mazdę. W sumie nie był stu procentowym autem – to tylko trójkołowa bagażówka. W pierwszym roku sprzedała się w liczbie 66 sztuk, dlatego zaczęto myśleć o eksporcie. Postawiono na kraj, w którym mnóstwo uśmiechniętych twarzy wręcz czekała na taki pojazd – Chiny. Mimo sukcesów na pierwszy, poważny samochód Mazda kazała czekać dość długo, bo aż do 1960 roku. Model R360 – nareszcie miał 4 koła, nieduży, 2-cylindrowy silnik o pojemności 356ccm i nadwozie, które większość europejczyków widziało w roli doniczki na pelargonie, bo było tak mikroskopijne. Japończyk w środku jednak mieścił się bez problemu, a małe wymiary auta niosły przy okazji jedną, sporą zaletę – spalał zaledwie 3.1l/100km, co w momencie okresu odrodzenia japońskiej gospodarki było dużym plusem. Jednak prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść.
Jak wiadomo Mazda jest obecnie jedynym producentem aut na świecie, który eksperymentuje z rotacyjnymi silnikami Wankla. Ich produkcją zainteresowała się w 1961 roku – dogadała się wtedy z NSU oraz z samym Feliksem Wanklem – bo wtedy jeszcze żył. Problem polegał jednak na tym, że te specyficzne jednostki trzeba było jeszcze dopracować, a Feliksowi Wanklowi skończyły się wizje i nie miał pomysłu co z tym fantem zrobić. NSU wypuściło w 1964 roku pierwszy na świecie samochód z silnikiem Wankla, jednak był tak awaryjny, że dzięki niemu Niemcy nauczyli się nowych, soczystych przekleństw. Mazda postanowiła się nie spieszyć i pracowała nad konstrukcją latami, aż w końcu w 1967 roku powstała jednostka, która nareszcie mogła konkurować z „normalnymi” motorami. Była trwała i do tego zadebiutowała w jednym z najładniejszych modeli tego producenta – 110S Cosmo Sport. Rok 1967 był dla marki ważny z jeszcze jednego powodu – właśnie wtedy ruszyła sprzedaż aut Mazdy w Europie. Jednak co dalej?
W 1972 roku Masayuki Kirihara wsiadł w samolot i poleciał do Niemiec. I bynajmniej nie były to żadne wakacje, dostał od Mazdy jedną, jasną wytyczną – miał stworzyć tam sieć dealerską. Zajęło mu to trochę czasu, ale w końcu się udało – i to dzięki temu, że Mazda ugruntowała swoją pozycję w Niemczech wypuszczając pod koniec lat 70’ model RX-7. Ten samochód miał olbrzymie możliwości konfiguracji, silnik rotacyjny, nie spalał paliwa, tylko wręcz pochłaniał je całymi hektolitrami i zarazem dawał nieziemską przyjemność z jazdy. Jednak czas na prawdziwe bestsellery miał dopiero nadejść.
W latach 80’ niemiecka sieć dealerska świetnie prosperowała, dlatego już w 1981 roku postanowiono otworzyć dodatkowe biuro w Brukseli. W skrócie miało ono patrzeć na ręce niezależnym, europejskim dystrybutorom. A było co kontrolować – w nowych modelach 323 i 626 Niemcy się wręcz zakochali. Duża sprzedaż oznaczała duże pieniądze, a duże pieniądze to albo wakacje w Abu Dhabi, albo rozwój technologii – marka postawiła na szczęście na to drugie i w 1984 roku jako pierwsza zaczęła sprzedawać auta z katalizatorem. Do tego w Hitdorf rozbudowała swój magazyn i rozpoczęła 24-godzinny serwis dostaw części. Nie trudno zgadnąć, że to był świetny zabieg marketingowy – dzięki temu w tym dziesięcioleciu sprzedaż aut na terenie Europy wzrosła ponad dwukrotnie. Jednak w latach 90’ tak różowo już nie było.
Początek nie był taki zły. W 1991 roku prototyp 787B został jedyną japońską konstrukcją, która wygrała 24-godzinny wyścig Le Mans. Ponadto do akcji wszedł model MX-5, który 10 lat czekał na zatwierdzenie produkcji przez Yamamoto – ciasny, mały, zupełnie niepraktyczny roadster, w którym każda potężniejsza osoba budziła współczucie. Jednak prawda była taka, że to auto było genialne. Rzucało się w oczy, niesamowicie się prowadziło, miało mocne silniki – to wystarczyło, żeby pokochali je młodzi, bogacący się ludzie, a sam model stał się rynkowym przebojem. Jednak ogólna sprzedaż marki i tak spadała, bo brakowało nowych generacji aut. Firma postanowiła z tym walczyć przez rozwój swojej sieci. W 1995 roku otworzyła przedstawicielstwo w Portugalii, wprowadziła trochę zmian w funkcjonowaniu europejskich placówek i ostatecznie utworzyła spółkę Mazda Motor Europe GmbH (MME), która rozpoczęła działalność z całą batalią „aż” 8 pracowników. Wraz z oddziałem logistycznym całość była gotowa na rozpoczęcie podboju Europy. A przynajmniej tak jej się wydawało.
Na Starym Kontynencie działało mnóstwo zupełnie niezależnych placówek, które sprzedawały samochody Mazdy. Miały swój zarząd, swoje prawa i kawę do ekspresu, którą też musiały kupować sobie same. Spółka postanowiła pozyskać te niezależne placówki, żeby stworzyć dużą sieć i zarazem ujednolicić sprzedaż, marketing, PR i całą resztę, która jak dotąd żyła własnym życiem. Zaczęło się od wymyślenia hasła „Zoom-Zoom” i stworzenia nowych przedstawicielstw w 2000 roku – na początku we Włoszech i Hiszpanii, a rok później jeszcze we Francji, Wielkiej Brytanii oraz Szwecji. To zabawne, ale podczas gdy praktycznie wszystkie firmy samochodowe zapuściły korzenie w Europie i miały się całkiem nieźle, to Mazda kombinowała jak tu rozepchać się jeszcze w tym tłumie łokciami i dojść do koryta. Jednak szło jej to całkiem zgrabnie – 8 osób, które zaczęło pracę dla Mazdy Motor Europe GmbH rozmnożyło się do ponad 100. I bynajmniej nie między sobą – zatrudniono mnóstwo nowych pracowników, powołano nowe przedstawicielstwa w Austrii i Danii, wprowadzono zupełnie nowe modele – w 2002 roku Mazdę 6 stworzoną według koncepcji Zoom-Zoom, a rok później jeszcze Mazdę 2, Mazdę 3 i unikatowe RX-8 Renesis z motorem Wankla pod maską. W tym szale rozwoju i ekspansji na Europę warto jeszcze wspomnieć o jednym, drobnym szczególe – model MX-5 w 2000 roku trafił do Księgi Rekordów Guinnesa, jako najlepiej sprzedający się roadster wszechczasów. Fajnie, tylko gdzie jest nasze polskie przedstawicielstwo?
W tamtym czasie można było już spotkać nowe auta Mazdy, które jeździły sobie po naszych drogach, a więc skądś musiały się brać. Owszem - początkowo tylko Mazda Austria eksportowała samochody na rynki Europy Południowej i Środkowej. Do tego nieźle sobie z tym radziła, bo zwiększyła sprzedaż marki o 25%. My na Mazdę Motor Poland musieliśmy czekać do 2008 roku, ale to był akurat niezły czas – od razu mieliśmy w zasięgu ręki nowe generacje modeli Mazda 2 i Mazda 6, które pojawiły się rok wcześniej oraz świeżo wprowadzony plan „Odpowiedzialnego Zoom-Zoom”, który w nowych autach miał za zadanie zmniejszyć zużycie paliwa i zwiększyć bezpieczeństwo. Zarówno polskie przedstawicielstwo jak i cała masa innych w Europie pokazują zmiany, które jeszcze cały czas ta marka przechodzi na naszych oczach. To świetna rzecz, bo jakby nie patrzeć prawie wszystkie firmy samochodowe przechodziły ten okres w zeszłym stuleciu. Koncern obecnie zatrudnia na kontynencie ponad 1600 osób, a Mazda Motor Europe, która zaczynała od 8 pracowników ma ich dzisiaj około 280. To idealny przykład na to, że wszystko jest możliwe – nawet przekształcenie firmy produkującej podłogi korkowe w prężną spółkę motoryzacyjną.